Werset pierwszy
Powiedz głośno: „Pozwalam sobie być sobą i odkryć, co to znaczy być sobą wewnątrz siebie”.
Czegokolwiek byś nie usłyszał na swój temat, pamiętaj, że wszystko z tobą w porządku. Musisz zaufać sobie, bo jeśli ty nie ufasz sobie i nie wierzysz w siebie, to jak inni mają patrzeć na ciebie przychylnym okiem, jak mają cię słuchać czy szanować?
Kiedy twoi rodzice właściwie cię wychowali, gdy wspaniali ludzie i ty sam nauczyłeś się, co to znaczy słuchać i kochać siebie, wierzyć w swoje możliwości, wtedy patrzysz na życie jak na nieskończoną skalę możliwości i samorealizacji. Ale wielu z nas nie miało tego szczęścia, słyszało: „Nie bądź taki hop do przodu”, „Seks jest czymś złym”, „Jesteś grzeszny”, „Do niczego się nie nadajesz”, „Kto cię pokocha?”, „Nic z ciebie nie będzie” – wszędzie poniżenie, wyszydzenie, zaczepki, umniejszanie wartości. Gdzie ci ludzie, którzy z uśmiechem na twarzy mówią, tłumaczą, wierzą, kochają, słuchają wskazują nam – jeśli tego chcemy i prosimy o to – rozwiązanie, jakie jest w nas samych?
Wróćmy do odczuć innych – kobiet i mężczyzn, nauczycieli i znajomych, kolegów i koleżanek. Ich myśli na twój temat, ich historie na twój temat, ich oceny, wartościowanie, wszystko, co kryje się za słowami: „On, tamten, ty jesteś taki, ty jesteś owaki, sraki” – to nie jest częścią ciebie, nie należy do twojej historii. Po co więc się w nią mieszasz, to znaczy: dlaczego przyjmujesz cudze oceny, wartościowanie czy emocje jako swoje? Chcesz być lepszym człowiekiem, chcesz współuczestniczyć i współodczuwać ból, wizje, odbiór cudzej rzeczywistości? Dlaczego, przecież wyszedłeś z innej matki, z innego ojca, jesteś inną duszą, masz unikatowe właściwości, znane tylko tobie, prawdopodobnie jeszcze nie do końca przez ciebie samego odkryte. Czy twoje oczy nie są połączone z twoim mózgiem? To dlaczego łączysz się w symbiozie z innymi? Bo tak jest bezpieczniej, bo tak lepiej się żyje w społeczeństwie, w którym wszyscy wyglądają tak samo, podobnie myślą i wyznają te same wartości. Myśl tak dalej, to bańka podświadoma nigdy nie pęknie, rzeczywistość nadal odtwarzać będzie tę samą melodię. Jednak czy płyta w twoim gramofonie się nie zadrapała, a sama melodia nie znudziła? Jeśli tak, to wróć do siebie!
Musisz sobie zaufać, nie tylko dlatego, że wszystko z tobą w porządku, ale dlatego, że oceny innych ludzi, bliższych i dalszych, często nie mają z tobą nic wspólnego. One może liżą widoczne warstwy, opisują twoją pobrudzoną bluzkę, ale to ty wiesz, jaką potrawę spożywałeś i dlaczego się pobrudziłeś. Nie skupiaj się na wskazującym, na tym, co to swój palec wkłada w twoje dziury – wróć do siebie. Cudze oceny i historie, jakie się za tym kryją, nie są twoje, po co więc się w nie mieszasz, czemu wzmacniasz ich moc, wierząc komuś bardziej niż sobie?
Werset drugi
Nie musisz żyć w rozdzieleniu, gdzie jedna czarna część ciebie poniża, niszczy, manipuluje, grabi i zatopiona w egoizmie i dumie nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa, a druga biała część ciągle przeprasza, umniejsza swoją wartość, biczuje się, nie ufa sobie, zbiera przy tym brudy i emocje bliskich. Czy naprawdę tak bardzo kochasz ból i musisz się z nim utożsamiać? Jakie ma znaczenie twoje przeszłe zło, jeśli teraz jesteś go świadom i coś z tym robisz, bo jesteś szczery ze sobą? Przepraszasz i przyjmujesz kary, bo karałeś, bo niszczyłeś, bo wykorzystywałeś do swoich celów innych i teraz gdzieś w sercu nie chcesz być sam, pragniesz być częścią świata, społeczności? Dobrze, te uczucia są w porządku, ale skończ utożsamiać się z bólem innych ludzi, wycofaj to pozwolenie ze swojego rdzenia, esencji, podświadomości. Koniec zgody na życie cudzymi emocjami, zasilania się obcymi ocenami, wzorcami i zachowaniem. Nie jesteś winny zła świata! Nie jesteś winny krzywdy twoich bliskich!
Powiedz głośno: „Rezygnuję z rdzenia bólu, z utożsamiania się z bólem ludzi – mężczyzn i kobiet, rodziny i rodu. Wycofuję ze swojego rdzenia zgodę na życie cudzymi emocjami, ocenami, wzorcami. Rezygnuję z przyjmowania ich jako swoich. One nie są moje, nigdy nie były, bo moje jest to, co rodzi się we mnie, w moim ciele, a nie coś, co jest narzucone z zewnątrz”.
Masz prawo do działania, do zarządzania swoim, do realizacji własnych celów i rozwoju swojej świadomości. Lecz w środku siebie musisz być tylko ty – tam nie ma miejsca na nikogo innego. A kogo teraz naśladujesz, kogo wsadziłeś do serca lub umysłu? Jaką gwiazdę, jakiego świętego, jakie show, co tam jest za wzór, wyobrażenie czy myślokształt? Wrzuć to do ognia i daj sobie prawo do bycia sobą, bo czy nie dostałeś wystarczająco wiele składników, które możesz zamienić w swój alchemiczny napój dobra, miłości, spełnienia, samorealizacji? Pijesz byle co, bo dajesz cudakom na kiju, z dyplomem latania na miotle, swoją esencję, bo myślisz, że w ten sposób twój napój zabłyszczy, staniesz się lepszy, sprawniejszy, zdrowszy. Nie jesteś Wiedźminem, nie truj się; zamiast chorować, przestań mieszać w sobie cudze składniki. Wróć do siebie.
Chcesz nauczyć się ufać swoim zmysłom, swojemu obrazowi rzeczywistości? Świetnie, nie czekaj na zielone światło, na zgodę, bo to ty jesteś panem swojej przestrzeni, świadomości i własnego ciała. Powiedz: „Lojalność wobec rodu, rodziny, dzieci akceptuję, ale daję też sobie prawo do bycia lojalnym wobec siebie i swoich potrzeb, własnych myśli i tego, czego chcę i jakie decyzję podejmuję. Moje dotyczy mnie i to ja decyduję o sobie. Przodkom, rodzinie, rodzicom mówię «nie» – wy mieliście swoją szansę, ja mam teraz własne życie. Idę do przodu ze swoim – przyjmuję je i dziękuję za to, co otrzymałem od was. Wy jesteście tam, ja jestem tu. Wy jesteście za moimi plecami, a przede mną jest przyszłość i wybory, teraźniejszość i decyzje. Wyrażam zgodę i gotowość do integracji z sobą, do scalenia siebie, do domknięcia siebie. Chcę i potrzebuję tego. Wszystkim zakazom pozwalam się rozpuścić. Całemu czekaniu na zielone światło dziękuję. Wszystkim paktom, glejtom, obietnicom pozwalam się rozpuścić w miłość. Daję sobie zielone światło na siebie. Ruszam.”
Werset trzeci
Nikt nie może ci powiedzieć, jaki jesteś naprawdę tam w środku, bo tylko ty to wiesz. Niestety tak długo słuchałeś innych, przyjmowałeś ich oceny, wizje, wartości, wzorce, że nie wiesz, co jest czarne, a co białe, i czy białe czasem nie jest czarne. Mimo tego nie musisz i nie możesz spełniać cudzej wizji, mieć w sercu i ciele cudzego przepisu – często jedynie na porażkę. Musisz i możesz być taki, jaki jesteś, bo czas nauczyć się oddzielać to, co ty myślisz o sobie i co widzisz, od tego, co mówią i widzą inni na twój temat. Nie jesteś taki, jak ci mówią i wmówili, że jesteś. Pozwól sobie każdego dnia odkrywać, kim jesteś, nawet jeśli miałoby to nieść pomyłki, gafy, bo oprócz tego nowe jest cudowne, silne, rozwijające, dające życie.
Powiedz: „Wybieram siebie i swój osąd, swój autorytet, mogę i ufam sobie, pozwalam sobie odbudować ten wewnętrzny autorytet, który przez całe życie był blokowany, podkopywany, który przepraszał, błagał na kolanach. Ważniejsze jest dla mnie to, co ja czuję w sobie, a nie to, co mówią inni, jak mnie widzą, o co oskarżają. Wiem, że ludzie mogą widzieć we mnie kogoś zupełnie innego, kim nie jestem w rzeczywistości, i mają do tego prawo. Wielu z nich robi przeniesienie – tego, co widzą lub mówią o mnie, nie ma we mnie, ale jest w nich, ich przodkach, ich karmie. Oddaję im to, bo to należy do nich. Nie muszę tego trzymać w sobie, w swoim umyśle, sercu i ciele, bo mnie interesuje, co ja, a nie co inni. Mnie interesuje moja integracja, moje zdrowie i życie, a nie cudze wyobrażenia i oceny”.
Kiedy jesteś oddzielony od ocen i wizji innych ludzi – mężczyzn i kobiet, nauczycieli i bliskich, znajomych i nieznajomych, partnerów i partnerek – jesteś panem swojej przestrzeni, własnego ciała. Wtedy cudzy – a może twój własny – program niszczenia i podważania siebie samego, przyjmowania bezwzględnie ocen i opinii, już nie dusi, nie zabiera ci tlenu ani go nie zabarwia, dając nieprzyjemną woń. Bo ludzie wokół ciebie, zamiast być strażnikami, którzy podświadomie spełniali twoje ukryte żądania, już nie podważają ciebie i twojej tożsamości. Nikt już niczego nie niszczy ani wewnątrz ciebie, ani na zewnątrz, bo dałeś sobie przyzwolenie na swoje Ja, swój głos, swój odbiór rzeczywistości; nie ma więc w tobie pustki, jaką zapełniali. Nikt cię też nie karze, nie umniejsza, nie szydzi z ciebie, bo w tobie samym jest zgoda na siebie samego, bo jest wybaczenie, akceptacja. Dałeś sobie może to wszystko, czego nie otrzymałeś wcześniej w swoim życiu. Już nie walczysz ani nie poniżasz, tak jak robił ci to świat, bo jesteś Ty – pełny, świadomy, skoncentrowany na celu. Mężczyźni i kobiety mogą po prostu być obok, współuczestniczyć, współżyć, być po prostu, ot tak. Mogą pomagać, kiedy chcą i ty możesz przyjąć pomoc, kiedy o to poprosisz bez narzucania swojej woli i rozwiązania.
Powiedz: „Wycofuję z siebie wszystkie cudze myślokształty związane ze mną, uwalniam się od starych podświadomych wzorców i zezwoleń. Ja jako kobieta/mężczyzna nie muszę umniejszać swojej roli w relacjach, związku; nie muszę służyć kobietom/mężczyznom, mogę po prostu być, możemy czerpać z tego, co w nas zdrowe, zamiast rywalizować, niszczyć, nienawidzić. Mogę być oddzielony i oddzielam się od ocen i wizji mężczyzn i kobiet, nauczycieli i bliskich, znajomych i nieznajomych, partnerów i partnerek. Zwalniam ich z ich misji niszczenia i podważania, bo jestem już wolny od przyjmowania ich obrazu rzeczywistości. Rozpuszczam ich historie, ich emocje, ich wzorce we mnie. Ufam sobie i swojemu autorytetowi wewnętrznemu bardziej niż głosom, ludziom, prądom na zewnątrz mnie”.
Werset czwarty
Kiedy do twoich drzwi zapuka czarodziej ze złotą księgą, doktor szkoły latania na miotle, filozof życia, mędrzec w jedwabnej koszuli, biznesmen z teczką pieniędzy – a każdy z nich mądry, piękny, wyedukowany i sławny, z przepisem na twoje życie i ulepszenie ciebie – posłuchaj ich płyty, zanuć przez chwilę ich melodie. Ile w niej będzie prawdy, szarady lub gry – nigdy nie wiesz. Możesz się przyjrzeć temu, co mówią, co robią, ale to ty wiesz w środku, czego potrzebujesz i jaki jesteś. Już nie musisz tak bezwolnie i bezmyślnie przyjmować wszystkiego do siebie, bez osobistego filtra, sprzeciwu. Nie zakładaj ich butów, ubrań czy sposobów myślenia. Jesteś na tyle rozsądny, mądry, rozróżniający, a jeśli w dodatku jesteś w stałym kontakcie ze sobą, to możesz wierzyć sobie bardziej niż tym, których podziwiasz lub którzy według świata tak zajebiście się prezentują. Niektórzy z nich chcą tylko wzmocnienia samych siebie przez twoją wiarę, inni wciągają cię w swoją magiczną grę. Uwierz sobie bardziej niż ich szeptom, poświacie, postaw siebie i swoją opinię ponad nimi, bo sam ze sobą jesteś dłużej. Sam siebie rozumiesz lepiej.
Czy dzięki szczerości wobec samego siebie nie odzyskałeś światła, miłości i szacunku na własnej drodze rozwoju? Jeśli starego ciebie nie ma, to kto jest teraz i czemu przez pryzmat przeszłości karzesz się w teraźniejszości? Spójrz przed siebie i wejrzyj w siebie. Liczy się dla ciebie bardziej to, co czujesz, co widzisz, co chcesz, to, jak widzisz i jak myślisz o sobie, niż to, co ktoś widzi i mówi o tobie lub jakie daje ci rozwiązanie? Słuchaj, patrz, dopuszczaj, ale myśl o tym, na co patrzysz i co czujesz. Nawet jeśli czegoś nie widzisz, mylisz się w czymś, a białe nadal jest dla ciebie czarne, to pamiętaj, że masz prawo do nauki i pomyłek. Błędy są wpisane w naszą naturę, ale to jest tak, jak z nauką chodzenia – dopóki przyjmujesz cudzy obraz rzeczywistości i wyobrażeń na swój temat, dopóki bierzesz cudze emocje jako swoje, w tym samym czasie zrzucasz odpowiedzialność za swoje życie na cudze barki, dopóty masz wymówkę, zasłaniasz się cudzymi plecami, cytujesz kogoś w miejsce powiedzenia czegoś od siebie. Bezwzględne słuchanie opinii i ocen prowadzi do dezintegracji, depersonalizacji, derealizacji, miesza w zmysłach, podtrzymuje stale konflikt w ciele i sprawia, że nigdy nie jesteś z siebie zadowolony. Mimo osiągnięć ciągle ci mało, źle, nie tak. Przestań. Przyjmij swój umysł i przyjmij swoje uczucia – daj sobie zgodę na własne dobro. Pozwól sobie domknąć swój umysł i swoje uczucia na głosy, myśli, emocje, opinie innych ludzi. Ucz się, poprawiaj, podważaj, ale – na litość boską – nie niszcz siebie w swoim rdzeniu, miej szacunek do siebie.
Powiedz: „Pozwalam sobie wycofać ze swojego ciała nakładki, kody, pieczęcie, myślokształty mówiące o mnie to, jaki jestem, kim jestem i co mam robić, co czuć! Proszę o transformację tego w nią samą. Pozwalam wrócić miłości do swojego rdzenia na poziomie umysłu, na poziomie emocji i na poziomie energii. Miłość do tego, kim jestem, co robię, co myślę, co widzę, czego się uczę i czego chcę”.
Piękny jest świat, kiedy przeżywasz swoje życie, swoje uczucia, swoje emocje w sobie, bo już nie ma cudzych w tobie. Piękne jest, kiedy widzisz świat swoimi oczami, swoimi zmysłami, bo obrazu rzeczywistości nie zasłaniają ci już cudze maski, energie, filtry. To jest najważniejsze dla ciebie – TO, CO TWOJE.
Werset ostatni
System karania może kiedyś cię wychował. Może system przyjmowania cudzych opinii i ocen jako własnych, bez własnego rozróżnienia, percepcji, świadomości czy zwykłego filtra, pozwalał ci lepiej współodczuwać i współuczestniczyć w życiu, pokazywał prawdę szytą na cudzą miarę, bo kiedyś byłeś obojętnym skurwysynem. Ale teraz, dzisiaj, kiedy nie masz jasno postawionej granicy między tym, co twoje, a co cudze, wszyscy dookoła ciebie cierpią, bo kiedy ktoś dolewa do twojego serca jego własny ogień, wkłada do twojej głowy jego własne myśli, ani ty nie jesteś wolny, ani on, bo mieszają się wasze zmysły, historie, pragnienia. Niech cudzy ogień – nieważne, czy wzmocniony nienawiścią, nieuzdrowioną historią z dzieciństwa, wspólną karmą, ogień pełny zawiści i zazdrości, pozbawiony miłości własnej – płonie sobie, ale nie w twoim ciele, nawet jeśli dotyczy to brata lub siostry, mamy lub taty, dziecka czy przyjaciela. Twoim zadaniem jest mieć własne uczucia i myśli, bo to światło – czyste, jasne, wolne od współodczuwania i zabierania cudzego – pozwala najbliższym wzrastać, dźwiga świat do góry, bo nie dokładasz do pieca ani nie gasisz pożaru, którego nie wznieciłeś – nawet jeśli myślisz inaczej.
Naucz się czerpać siłę z tego, co w tobie zdrowe, spokojne, wypracowane, własne. Wróć do harmonii, jaką miałeś, a o której zapomniałeś, bo wypiłeś tyle eliksirów i napojów bogów, że nie pamiętasz już, jak smakujesz; bo ukończyłeś tyle uniwersytetów, szkoleń, przeczytałeś tak wiele, że nie wiesz już, komu masz wierzyć i jaką drogą podążać. Jeśli nie wiesz, to dobrze, masz prawo do tego, bo kiedy nie wiesz, zaczynasz myśleć, zastanawiać się. Szalenie niebezpieczni są ci, którzy zawsze wiedzą i nigdy nie mówią „nie wiem”, którzy nie przyznają się do własnych porażek, poszukiwań i problemów, którzy mydlą swoją doskonałością obraz rzeczywistości. Nie idź za kimś takim, nie idź za nikim, popatrz na swoje nogi, na swoje ręce, na swoją twarz – to ty, ty jesteś przewodnikiem, liderem, znawcą siebie, to ty musisz znaleźć rozwiązanie. Inspiruj się, słuchaj melodii, nawet tańcz przy niej, ale szukaj siebie, filtrując to, co przychodzi przez swoje doświadczenie i charakter, własny autorytet wewnętrzny. Świat cię tego nie nauczył, pokazał ci za to, jak ślepo podążać za tymi, co to niby wiedzą i tak pięknie mówią i wyglądają. Zrzuć to, co zbudowałeś i nadbudowałeś na zewnątrz siebie, co zakryło pustkę w tobie i przyjmij siebie. Nieważne, czy boisz się usłyszeć siebie, swój głos duszy, gdyż w środku nigdy nie kochałeś siebie, ciągle podważałeś. W końcu poczujesz siebie i spokój, jaki z ciebie wypływa. Dla każdego z nas ważne jest jego wnętrze, dlatego powinniśmy szukać i grzebać w sobie, a nie w kimś innym. Wszyscy mamy coś do zrobienia i nikt inny tego nie zrobi za nas. Zapukaj do drzwi i przywitaj się z sobą.
Nikodem Marszałek
październik 2018
Opracowania podobne:
Nowy dezyderat – Bądź zawsze sobą
O krzywdzie, zranieniu, emocjach i totalnej akceptacji
O miłości, poświęceniu i współwinie