W każdym negatywnym aspekcie życia szukaj pozytywnych akcentów.
Nikodem Marszałek
Usiądź wygodnie i wyobraź sobie kilka sytuacji.
- Wstajesz rano pełen zapału i zabierasz się do pracy. Ukończyłeś projekt dużo przed terminem i wspólnicy są zaskoczeni jakością. Dostajesz gratulacje, bonusy i zasłużony odpoczynek.
- Nagle siadasz i zapisujesz nuty. Melodia jakiś czas później okazuje się przebojem, ale Ty wiedziałeś o tym już w momencie usłyszenia w głowie pierwszego taktu.
- Wyszedłeś z pokoju egzaminacyjnego i wymagający profesor pogratulował Ci sposobu myślenia, bystrości.
- Najstarszy syn lub córka ma już swoje dzieci i nagle dzwoni do Ciebie: „Wiesz, mamo, byłaś najlepszym wzorcem i przyjaciółką. Dziękuję!”.
- Otwierasz nową fabrykę, chociaż wewnętrznie się boisz, nie wiesz, czy sprostasz wymaganiom. Twoi pracownicy, menadżerowie spisują się świetnie, czujesz, że wszystko gładko się układa, pomoc i zrozumienie przyszły w odpowiednim momencie.
- Mimo zdenerwowania i strachu rozmowa o pracę przebiega w luźnej atmosferze. Szybko zjednujesz sobie szefów i współpracowników. Brakowało im kogoś takiego jak Ty.
Pewne momenty naszego życia przynoszą satysfakcję, radość, entuzjazm. Wszystko wydaje się takie proste, lekkie i świat jest wspaniały, ba, nawet dawnej zawiści nie czujemy, wybaczamy łatwo wszystko i wszystkim. Jest to stan bliski miłości, pełni, płynięcia. Wygrywamy i osiągamy, bo daliśmy wiele z siebie, ale też zadziało się coś, o czym nie mieliśmy pojęcia; nazywamy to różnie: szczęście, techniki, metody, pozytywne myślenie. Cóż, można i tak do tego podejść, czasem jednak zwycięstwo, stan zdrowia wydają się odległe, jakby były fatamorganą, złudą. Mniej niż połowa naszych działań przynosi dobry rezultat, gdzie ucieka reszta? Wielu z nas nazwałoby to budowaniem doświadczenia, testowaniem, uczeniem się, próbowaniem. Nie wiemy, co smakuje, a nawet jeśli coś zasmakuje, nie zawsze interesujemy się tym, jak zostało to stworzone, zbudowane, czemu wchodząc w interakcje ze składnikiem x, daje taki posmak, a ze składnikiem y zupełnie inny; czymś jeszcze odmiennym jest umiejętne wykorzystanie tego z kilkoma rodzajami dodatków. Podobnie jest z naszym życiem, projektami, biznesem, relacjami — wkładamy w coś energię i chcemy otrzymać efekt, głównie określony i założony z góry. Życie jest jak smak — może być gorzkie, słone, słodkie czy ostre. Miliony interakcji przeplatających się ze sobą, strun losów, emocji, pomysłów i reakcji na pojawiające się okoliczności. Mówisz: „W końcu wyjdzie”. Hm, co byś powiedział na taką myśl: „Nie zawsze chodzi o to, aby nam się udało, czasem właśnie ma nie wyjść!”. Ostro? Porażka dla wielu z nas to jak policzek, uderzenie pioruna, poniżenie. Tyle daliśmy, zainwestowaliśmy, straciliśmy czasu i co? Gdzie rezultat, wynik, wykreowana okoliczność? Nie wszyscy potrafimy uczyć się z porażki. Z siłą maniaka, uporem tura analizujemy, zmieniamy i idziemy dalej. „Supcio” — jak mówiła moja była dziewczyna, tylko gdzie zastanowienie? Nie zawsze z otoczeniem jest coś nie tak, „error” tkwi po naszej stronie, jakaś strunka się zaplątała, zawiesiła, tylko jeszcze się nie dowiedzieliśmy jaka.
Zacznijmy od podstaw. Mamy nawyk obarczania kogoś, szukania jelenia, takiego działania jak nakręcona osa, która szuka, komu wbić żądło; niektórzy dodają element bardziej siarczysty, czyli poczucie winy. Zawsze znajdzie się kozioł ofiarny. No i po co to robisz? Ile razy powiedziałeś: „Gdyby nie on”, „Nie wiedziałem tego”, „Nie mam kontaktów”, „Zdradził mnie”, „Zostawił”, „Brakło czasu”. Szukasz rozwiązania czy winnych? Każda myśl kieruje energię do adresata, hamuje jego poruszenie, odpycha Cię od rozwiązania. Lepiej od wygadywania pierdół się nie poczujesz. Zadawaj pytania: „Co poszło nie tak?”, „Gdzie popełniłem błąd?”, „Czemu uległem?”, „Jakie miałem intencje?”, „Co mnie kupiło?”. I wychodzisz z sytuacji jako nowy człowiek, mądrzejszy i pełniejszy, bez żalu i pretensji.
Niektórzy z nas wznieśli się na poziomy innego wymiaru. Samokrytycyzm jest destrukcyjną siłą, umniejsza naszą wartość, wzmacnia poczucie winy, niezasługiwania, niesie ciężar. Tak skierowana złość — bez niej się nie obywa — rani ciało i umysł. Czemu się tak nienawidzimy? Matka mogła mieć aborcję — to jedno wytłumaczenie; rodzice mogli Cię odrzucać, jak byłeś mały — drugie wytłumaczenie; widzisz siebie jako brzydkiego, głupiego, nieporadnego — faktycznie, wymówki na sto dwa. Przyjąć siebie — modny slogan — tylko jak siebie zaakceptować, skoro świat Tobą gardzi? Zacznij od początku, odpowiedz na pytanie: „Co się stanie, gdy przestanę się katować?”, „Co by się stało, gdybym naprawdę dopuścił szczęście i sukces do swojego życia?”, „Co daje mi wieczne poniżenie i współuzależnienie?”. Do nieba się kierujesz z takimi postawami? Proszę Cię, pustka i nienawiść prowadzą do pustki i nienawiści; nie ma tam ludzi bliskich, tym bardziej miłości.
Przypuśćmy, że nie obarczasz innych winą za porażki, nie bijesz się ani nie tłuczesz po głowie, o wyrywaniu włosów nie wspomnę. Przychodzi taki moment, niezbyt ciekawy, kiedy jakiś ekspert, guru czy szef działu handlowego odrzuca Twój pomysł, produkt, któremu, nie daj Boże, poświęciłeś całe życie. Co robisz? Czekasz koło samochodu owego gościa? Miałem kiedyś taki nawyk, nie pomagał na dłuższą metę. Chciałbym, abyś wrócił do takiej sytuacji w swoim życiu: co czułeś, co myślałeś, jak odebrałeś całe wydarzenie? Rozumiem wiele emocji, tylko czy domniemamy ekspert, człowiek podejmujący decyzję o przyjęciu, skupił się na Tobie czy na produkcie? Mylimy jedno z drugim, tak działa nasze niewyćwiczone ego, chora duma lub poczucie zawodu. Program odrzucenia miesza w zmysłach. Pamiętam jeden z coachingów, gdy z chłopaka nagle się wylało: „Nie mam, bo jestem głupi”, „Nie zdobyłem, bo nigdy nie zdobywam”, „Nie zostałem zatrudniony, bo jak mogłem”. Dodałem: „Masz całkowitą rację, jest to takie logiczne. Zapomniałeś o paru innych: brakuje ci doświadczenia, nie skończyłeś wymaganych kursów, nie znasz dobrze języka, jesteś za młody, są lepsi i ładniejsi”. „Tak” — odpowiedział. „I co z tym zrobisz? Jak sobie jeszcze przywalisz? Jakie braki znajdziesz w sobie i czym je wzmocnisz?” — spytałem. Nic nie odpowiedział — rozpłakał się. Zamiast pracować nad jego przekonaniami, wybrałem emocje związane z odrzuceniem i dzięki wejściu w nie uczynił pierwszy krok w przyjęciu siebie. Skierował energię na to, co może zrobić, a nie tam, gdzie go nie chcą. Podobnie jest z Tobą. Dostałeś informacje zwrotne podczas sprzedaży, nie przekonuj na siłę.
Przyjmij fakt: za każdym razem, kiedy całujesz klamkę, zostajesz odrzucony, odepchnięty czy po prostu niezrozumiany, dostajesz nową szansę. Zatrzymujemy się na smutku, cierpieniu, bólu, krzywdzie, stracie czasowej, zamiast powiedzieć: „O, czyli w ten sposób to nie działa”, „Były to nie te drzwi, których szukam”, „Chyba mój były partner nie widział we mnie tego wszystkiego, co faktycznie mam do zaoferowania”. Widzisz różnicę? Czujesz, jaki takie nastawienie ma wpływ na Twoje zdrowie, spokój, radość? Jeśli ktoś Cię nie lubi, nic na to nie poradzisz, jego strata, żadne starania nie pomogą. A nie, przepraszam, pomogą, tylko koszt jest wysoki: umniejszanie swojej wartości, wchodzenie w dupę, ciągłe dawanie i oczekiwanie na przyjęcie. Mam takie „topowe” pytanie: ile jeszcze dasz, ile jeszcze będziesz dawał, by było dobrze? Wiesz, jaka jest odpowiedź? Czasem nie musisz nic dawać, wystarczy po prostu być, pojawić się, zrobić i już jest dobrze, wystarczająco właściwie do tego, żeby płynęło i funkcjonowało. Porażka, odrzucenie, wykluczenie są szczęściem, wyrazem Wszechświata, Twojej jaźni, zezwoleniem na pokazanie Ci nowego właściwego miejsca. Na siłę nie utrzymuj rodziny, miłość na siłę nic nie czyni.
Próbujemy zagospodarować otoczenie, zarządzamy własnym czasem, wymieniamy się doświadczeniem z bliskimi, poszerzając własne horyzonty. I w tych celach oraz działaniach nie ma nic złego, jest inny rodzaj wpływu, powiedzielibyśmy, kontroli, manipulacji: jak sprzedać więcej, jak zarobić szybciej, co zrobić, żeby klient nie odmawiał. Ilu ludzi po takich szkoleniach nagle wychodzi w świat, czując dziwną dumę, pychę, arogancję: „Jak to, ze mną wszystko w porządku, to ze światem jest coś nie tak”. Co dzieje się później? Podświadomie grasz na emocjach słuchacza, czujesz się panem sytuacji, w końcu strach został zdławiony, zjednałeś sobie w kilka minut pół sali, reszta widzi Cię i rozumie inaczej, dystansuje się od Ciebie. Nie jesteś już szczery, wybrałeś manipulację, grę, podczas rozmowy zarzucasz siatki (jak czarownik), hipnozy (jak czarownica), ludzie pływają w uspokajająco-ekstatycznym transie. Po co Ci to? Karma się wytworzyła, bałagan wokoło — czy wyższa sprzedaż jest tego warta? Czemu nie pozwolisz rzeczom dziać się zgodnie z ich przeznaczeniem? Posłuchaj historii człowieka, czego potrzebuje, jaki ma plan i zobacz, czy Twój się z nim komponuje. Wychodzisz po rozmowie — nawet gdy Cię odrzucają, nie rozumieją do końca — z nowo poznanym przyjacielem, nie wrogiem, nie z marionetką. Pracowałem z menedżerami, którzy zapędzili się w swojej arogancji, bucie, przychodzili, bo szukali sposobu na odbudowanie koleżeństwa i współpracy, nie zimnej, lecz bliskiej, ciepłej. Nie trzeba dużo, wierz mi, przeszkadza jedynie strach przed pokazaniem prawdziwego siebie i niechęć do wybaczenia oraz odkrycia części wrażliwej. Ja wiem, pięknie wyglądasz, szybko mówisz, mowa ciała pierwsza klasa, tylko w pewnych kręgach taka postawa męczy, nie wpuszcza Ciebie do środka, jeśli w tym brakuje Ciebie prawdziwego. Wchodzisz czy zostajesz na zewnątrz?
Sabotaż własny, mocne słowo, jednak przykre w odbiorze. Większość z nas sabotuje siebie, swoje osiągnięcia, ciągle je umniejszając. Sabotowanie siebie możemy zamienić na szanowanie siebie, przyjmowanie tego, co robimy, czego potrzebujemy, co chcemy osiągnąć, jako warte zapłacenia ceny, warte wysiłku, warte pozwolenia sobie. Z tym ostatnim mamy najwięcej problemu, bo co oznacza pozwolić sobie? Ograniczają nas schematy, niedobory, poczucie niemocy — wszystko to jest iluzją, wiarą w coś, co kiedyś nie było dla nas prawdą.
Bądź zawsze sobą