Zapraszam do trzeciej części opracowania. Poruszymy temat całunów, inicjacji w Chrystusa, skal, strażników, Plejad i Akaszy, czyli tego wszystkiego, co trochę działa jak wabik i rozmydlacz tego, co ważne, pierwotne, proste w duchowości.
I. Całuny i inicjacja w Chrystusa
W opracowaniach opublikowanych wiele lat temu wspominałem o mistrzach od teozofów. Na tym zdjęciu widzimy mistrzów od guru-jogi. Wszyscy oni emanują ujednoliconą energią chrystusową, mają silne, białe otoczki energetyczne. Ale kiedy popatrzymy w ich oczy, co widzimy? Nasi przodkowie mówili: „Oczy są zwierciadłem duszy”, „Temu człowiekowi źle z oczu patrzy”, „W tych oczach jest jakiś diabeł”. W jaki sposób widać duszę, jej wibracje, rdzeń? Dzięki głębokiemu spojrzeniu w oczy człowieka. Nie ma technik, które mogłyby zakrywać wibracje oczu – one zawsze pokazują prawdę. Widzenie i jasnowidzenie u wielu ludzi rozbija się niestety o wibracje całunów energetycznych wplecionych w poszczególne ciała subtelne.
Przykład Lee Vickersa. Znowu te same techniki, co w przypadku mistrzów od teozofów. Piekielne wibracje w rdzeniu, ale na ciałach subtelnych świetliste nakładki energetyczne, tzw. całuny, które emanują światłem. Biały kolor nie jest światłem, nie jest jasnością; to po prostu biały rodzaj energii, który był przeciwnością ciemności. Teraz czytasz opracowanie, książkę istoty przykrytej wieloma całunami, która może nawet sama nie zdawać sobie sprawy ze swoich silnych obciążeń duchowych (jogicznych, ascetycznych, egipskich, transowych, voodoo, praktyk magicznych, klątw śmierci, hinduskiego guru, kapłanki, praktyk szamańskich), czy ciemnych, naprawdę mocno piekielnych zależności. Taka istota ma szczytne intencje, pisze o miłości, świetle, świetlistym ciele. Wszystko wydaje się w porządku do czasu, kiedy działa całun przykrywający, kiedy zbiorniki podtrzymujące całun są pełne, bo one wpływają również na strukturę psychiczną takiej istoty. Ale emanacja zewnętrzna ma się nijak do emanacji wewnętrznej, a tej zmienić się w kilka chwil nie da. Jest to wielkie niebezpieczeństwo proroków New Age, wylewu różnej maści jasnowidzów, metod, guru, bo w miejsce realnej pracy nad sobą, pewnego przygotowania się do uczenia i nauczania – jest po prostu tworzenie szybkiej drogi opartej na wcieleniowym doświadczeniu bez selekcji, uwolnienia, retrospekcji. Oczywiście należy mieć w pamięci, że każda intencja wcieleniowa duszy jest inna i wszystko, co żywe zawiera w sobie ścieżkę rozwoju ewolucyjnego. Niestety czasem z takiego połączenia tworzą się takie historie, jakie widzimy w książkach czy filmie Dune. Gdzie taka hybryda jak Paul Atryda łączy ciemną drogę (Harkonen), z białą drogą (Atryda) oraz środkową linią religijną (Bene Gesserit). Wszyscy wiemy jak to się skończyło.
Całuny oświeceniowe, całuny duchowe, wplecione w ciała subtelne i często nawet w rdzeń są tylko ubraniem, które przykrywa wibracje, imitując w ten sposób zmiany energetyczne. Często całun zakładany jest podczas inicjacji w danej ścieżce duchowej, religijnej. Pomysł na całuny jest bardzo stary. Dzięki nim dusze „trzymały w ryzach” swoje energie. Później pojawiła się u dusz koncepcja programowania całunów wartościami przeciwnymi, np. kiedy taki całun zaprogramowany na białe wzorce oblepiał ciało subtelne lub rdzeń, wpływał na postawy zachowania duszy czy człowieka, który go przyjął. Obecnie całuny stosuje się do przykrycia swojej emanacji, zwiększenia (podniesienia) w sposób sztuczny swojej wibracji. Początkujący radiesteta czy jasnowidz może nabrać się na wibracje całunów i przypisać cechy danej istoty dopasowane do wibracji całunu, a nie jej prawdziwej lub pierwotnej emanacji energetycznej. Podobnie na całuny reaguje nasza podświadomość, bo ulega ich wibracji, zamiast popatrzeć głęboko w oczy i się zwyczajnie „odczarować” z iluzji, jaką dany całun tworzy. Wiele całunów widać wokół prawie wszystkich awatarów hinduskich. Tam zakładanych jest nawet kilka jednocześnie, bo na każde ciało subtelne. Całuny, podobnie jak krokodyle subtelne, mogą wzmacniać daną wibrację u człowieka, wspierać go energetycznie, ukrywać czy „sprawiać wrażenie”. Właśnie to „sprawianie wrażenia” jest najważniejsze w temacie całunów, bo nie mają one nic wspólnego z rzeczywistą, naturalną emanacją duszy.
Kolejnym przykładem inicjacji i wpływu całunu jest inicjacja chrystusowa w Chrystusa. Mamy muzyka Estasa Tonn’e, El Moryę (Szambala, Białe Bractwo) – obaj na zdjęciach – czy wspomnianych wcześniej mistrzów od teozofów. Inicjacja chrystusowa jest bardzo wymagająca i trudna do zdjęcia, ponieważ całun chrystusowy oplata jak siatka część ciała eterycznego, astralnego i mentalnego. Wpływa to nie tylko na wzorce zachowania, reagowanie podświadomości, ale daje odczucie innym, że jest się wcielonym Chrystusem. Na pewno pierwszym krokiem w pracy z tym rodzajem obciążeń (bo każda obca energia lub grupa energii jest wpływem) polegałaby na poszukaniu odpowiedzi:
- „Dlaczego chce być kojarzony z Jezusem?”.
- „Dlaczego upodobniam się do Jezusa?”.
- „Bycie podobnym do Jezusa daje mi zyski w postaci…?”.
- „Podtrzymuje wizerunek Jezusa w sobie, bo…?”.
Takie same pytanie możemy skierować do kobiet:
- „Dlaczego chce być kojarzona z Maryją?”.
- „Dlaczego upodobniam się do Maryi?”.
- „Bycie podobnym do Maryi daje mi zyski w postaci…?”.
- „Podtrzymuje wizerunek Maryi w sobie, bo…?”.
Czy nie byłoby tutaj odpowiedzi, np. czuje się lepszy, czuje się podobny do Boga, istoty idealnej, wszechmocnej? Jestem przykryty i nikt mnie nie rozpozna, nie ma mnie/nas? Czemu zmuszam się do bycia kimś innym? Upodobniam się, bo chce dostąpić jego chwały, wywyższenia, wybrania? Chce robić cuda, leczyć, ratować, ale także być opluwany, odrzucany, karany, nie szanowany jak Jezus?
Kiedy sobie odpowiesz na pytania zadaj ostatnie: „Kim byłbyś bez tej myśli?”. Proszę nie lekceważ tego tematu, bo archetyp Jezusa Chrystusa oraz Maryi jest mocno odciśnięty szczególnie w Europie. Podobnie jest z Buddą na Wschodzie oraz pozostałymi bóstwami hinduskimi, bo suma ich tworzy mechanizm superego. Mnie uwolnienie inicjacji chrystusowej zajęło kilka lat.
II. Skale
Ostatnio popularna jest skala kinezjologiczna Hawkinsa. Za każdym razem, kiedy widzę ją wykonaną przez kogoś, jestem zaskoczony – po pierwsze tym, że ktoś stworzył kolejną skalę, a po drugie, że inni ludzie weszli w system przekonań tego człowieka. Leszek Żądło stworzył własną skalę ERD, która oznaczała Etap Rozwoju Duchowego. Znajdowała się w przedziale liczbowym od 0 do 36 i wynik 36 oznaczał oświecenie. Na forum Cudowny był taki chłopak o nicku Mojrzesz. Miał on całkiem dobre wglądy, zadawał nietuzinkowe pytania. Leszkowi zadał takie: „Jeśli Twoja skala oznacza złączenie świadomości z wyższym ja (nadświadomością), czyli oświecenie, to co się stanie, jeśli to wyższe ja stale się rozwija, wzrasta mu świadomość?”. W jednym pytaniu podważył sens takiego badania, bo cała skala opierała się o zasadę stałości i doskonałości wyższego ja. Kiedy jeszcze na tym samym forum zaczęliśmy pisać, że wyższe ja to dusza, która potrafi zachować się głupio, ulega manipulacjom i siłom jeszcze wyższym od siebie… – oj, otworzyliśmy puszkę Pandory w tym okresie.
Dlaczego jestem tak uważny wobec różnych skal, wykresów, badań radiestezyjnych i kinezjologicznych? Mój dziadek był radiestetą. Przykład nam ręce do ciała, mówił o różnych rodzajach energii, pokazywał skalę Bovisa, opowiadał o różnych rodzajach wahadeł. Sam mierzył, badał, zliczał. Nietrudno się dziwić, że kiedy rozpocząłem temat rozwoju duchowego, od razu kupiłem drewniane wahadło Izis, z którego rok później zrezygnowałem – tak jak ze wszystkich narzędzi radiestezyjnych. Po prostu przez kolejny rok uczyłem się patrzeć na czakry, ciała subtelne, przemierzać przestrzeń subtelną swoją świadomością. Nie było to łatwe; nie raz ciągnęło mnie, żeby wrócić do wahadła, ale nigdy tego nie uczyniłem, bo odczyty, które zacząłem dzięki temu wykonywać, nie „pożerały” aż tyle mojej energii, były wolne od wpływu Hierarchii Światła, linek podczepionych do trzeciego oka, były szybsze i dokładniejsze. Tyle że potrzebowałem roku nauki i setek wykonanych analiz, za które nigdy nie wziąłem pieniędzy. Z kolei mój pradziadek był geodetą, więc mierzenie, odmierzanie i takie „przestrzenne spojrzenie” miałem już genetycznie uwarunkowane. Stąd może moje analizy są tak dokładne i nietuzinkowe.
Wracając do Hawkinsa. Podobnie jak Hellinger wprowadził on do swojej nauki znane już psychologiczne, biologiczne i buddyjskie zasady. Co nie jest oczywiste złe. Wszystkie skale pochodzą jednak z umysłu, z ego, z potrzeby mózgu do selekcjonowania, oceniania, porównywania. Nie ma znaczenia, czy trzymamy wahadło w ręku, czy z ciała robimy antenę (odbiornik) – sama potrzeba zmierzenia i określenia jest cechą człowieka, który żyje w tych wymiarach. Nie raz obserwowałem, jak różne dusze czy wyższe jaźnie inaczej podchodzą do tematu samej miłości (energii miłości). Dla jednych miała ona taką amplitudę, dla innych trochę inną; dla kogoś wyższą, dla innego niższą. To było tak, jakby ta siła, mądrość miała w sobie pewną delikatność i wszystko zależało od naszej własnej świadomości, gotowości. Podobne obserwacje poczyniłem w przypadku Źródła, czyli tego, co my „umiejscowiliśmy” w trzynastej gęstości. Dla jednego źródło to źródło, ale dla innych to Bóg, ale dla nas były to kolejne gęstości (przestrzenie), w których wibrowała kolejna jaźń (tu: Nadjaźń). Czy nie jest więc tak, że to, co myśmy widzieli i odczuwali, jest tak samo prawdziwe jak to, co widzi „na swój sposób” rozwinięty człowiek? Pewnie kwestia odbioru zależy od indywidualnych przekonań, ale i pewnie od poziomu indywidualizacji ciał subtelnych. Dlatego zaskakujące jest, że kogoś „ciągnie” do osoby, która tworzy skale i tak chętnie idzie się tam mierzyć, badać, kalibrować lub Bóg wie, co jeszcze. Przecież to zawsze, ale to zawsze jest zamknięciem świadomości w astralu lub systemie przekonań danego człowieka i jego szkoły! I co się dzieje, kiedy ktoś bada lub cokolwiek innego mierzy w danej osobie? Tak naprawdę bada energetykę całunu, aktywnego wewnętrznego dziecka lub jest połączony z jakimś hologramem, klonem, a nie realną istotą lub, co gorsze, na jego odczyt wpływa jakiś byt, własna niechęć, zależność? Przecież to jest nagminne w każdym rodzaju badań. W człowieku jest zakodowana informacja, typowo zresztą gadzia, że rozwój następuje tylko przez porównanie z kimś, czyli w odniesieniu do czegoś zewnętrznego. A my mamy być tylko (lub aż) lepsi niż byliśmy wczoraj, a nie awansować na drabinkach w jakiejś skali, schemacie, liczbie, szczebelkach i przekonaniach kolejnego oświeconego guru.
Jeśli ktoś wierzy w daną skalę, miernik, zakres, liczbę, filozofię, szkołę (ja szkoły nazywam systemami przekonań), to ma do tego pełne prawo, bo nikomu nic do tego. Ale tworzenie z danej skali, zakresu czy własnego przekonania wykładni o rzeczywistości, przypomina tworzenie kolejnych wzorców archetypowych, które tworzą sztywne ramy. Dajmy w końcu polu kwantowemu coś do pracy! Jest taki kawał: „Ślepy i szczerbaty siedzą w więzieniu. Szczerbaty mówi do ślepego: Patrz, czy strażnik nie idzie, a ja przegryzę kraty!”. Dr Witkowski ciekawie pisał o badaniach w dziedzinie psychologii, które od ponad pięćdziesięciu lat przypominają raczej wypełnianie ankiet, a nie realne analizowanie zachowania i reakcji człowieka. To, na co najbardziej zwrócił uwagę, to mnożenie się kolejnych terminów psychologicznych i terapeutycznych, bo dany doktorant, naukowiec potrzebuje grantów, a tych nie otrzyma za stosowanie wiedzy już powszechnej, musi wymyślić swoje własne terminy, nazwy i zasady; mimo tego, że one zawsze opierają się na tych już odkrytych.
III. Strażnicy
Kiedy w 2007 roku napisałem pierwsze opracowanie o osobistych strażnikach i ich działaniu, temat został dobrze przyjęty. Napisałem, cytuję: „Podczas pracy nad sobą temat strażników budzi najwięcej emocji, bo oprócz zdejmowania klamotów z ciał subtelnych, transformacji przekonań, kodów, mamy do czynienia z działaniem osobistych lub grupowych strażników, czyli stykamy się z ograniczeniami zewnętrznymi, nieraz mechanicznymi.
„Jak rozpoznać działanie strażnika?
Zaczynasz uwolnienie, rozmyślasz nad problemem, szukasz relacji przyczynowo-skutkowych, podejmujesz jakąś ważną decyzję i nagle: dzwoni telefon, ktoś puka do drzwi, miga ikonka w komunikatorze internetowym, dostajesz dziwny e-mail. A to dzwoni stary znajomy, który musi nam odpowiedzieć zabawną historię, przez telefon członek rodziny dopytuje się o nieistniejące rzeczy, przychodzi sąsiad, który nigdy wcześniej nas nie odwiedzał prosząc o mąkę lub długopis. Takie zachowanie wcale nie oznacza strażnika, jest to pierwszy próg tzw. posłańców reagujących na rozkazy pochodzące od innych ludzi lub ich dusz. Prawdziwy strażnik emanuje obsesją, kiedy zaczynamy uwalniać się z ustalonych struktur, ram, zwierzchności, robi wszystko w działaniach, by wpłynąć na nasze myślenie, emocje, sposób myślenia czy dopływ energii.
„Kto jest strażnikiem?
Jak napisałem wcześniej, każdy spełnia jakieś określone role dla kogoś, a więc blokować może rodzina, rodzice, dziadkowie, przyjaciele, dzieci, sąsiad, szef czy nawet zwierzęta. Są także strażnicy subtelni, których dusze nie wcielają się w ciała fizyczne (jak my), za to w ciała subtelne na poziomie eterycznym, astralnym lub mentalnym. Ten rodzaj strażników ma dostęp do struktur przepływowych, naszych ciał subtelnych, z początku wydają się niewidoczni”.
Skontaktował się ze mną przez komunikator chłopak i poprosił o najszybszy wolny termin, bo chciał sprawdzić coś ze swoją duszą oraz miał wrażenie dziwnego podczepienia. Jego wiadomość mi się wyświetliła, dlatego zacząłem na nią odpowiadać. Niestety nie mogłem, bo komunikator się zawiesił. Po chwili wyświetliły się jego dalsze wiadomości, że dusza go zablokowała, boli go ciało i dla niego to sygnał, że nie może i nie chce nic robić. Odpowiedziałem mu przekonany, że czytał wcześniej moje artykuły lub książki, zna temat strażników subtelnych i blokad, które uruchamiają się po podjęciu decyzji. Niestety w tym przypadku tak nie było. Oczywiście zachowanie chłopaka zostałoby uznane przez człowieka stosującego klasyczne podejście jako skutek opresji jednego z opiekunów (szantażu) lub jako zaburzenie schizofreniczne lub dwubiegunowe. Natomiast kiedy mamy świadomość działania strażników, ich wpływu na materię, energetykę, sytuacje, wydarzenia czy nawet na „własne” odczucia i myśli, wiemy, z jakim tematem pracować. Niestety mężczyzna ten nie miał świadomości, że właśnie zablokował go strażnik, bo potraktował proces jako własną reakcję ciała i duszy. Z tym, z czym spotykam się ostatnio, to właśnie trudność w rozróżnieniu: co pochodzi od nas, naszej duszy, naszego ciała, a co jest narzucone na nasze ciało mentalne tylko jako „myśl”, którą po chwili zaczynamy traktować jako swoją własną. Podobnie jest z podczepieniem w czakram splotu słonecznego, bo jedna linka płynąca między strażnikiem a obiektem podczepienia potrafi zmienić emocje, wpłynąć na odczucie tego drugiego. Mózg bez świadomości wpływu zaczyna traktować myśl i emocje strażnika czy istoty podczepionej jako swoją własną reakcję. W mojej poprzedniej książce poświęciłem cały rozdział rodzajom ataków energetycznych. Jednak przez infantylizację rozwoju duchowego i wpływ New Age temat się rozmywa.
Kiedy zaczynamy pracować sami lub z kimś, najlepiej napisać na kartce, swoje intencje, cele, to, dlaczego się angażujemy, po co to robimy, jaki efekt chcemy osiągnąć. Taki list motywacyjny jest zabezpieczeniem, kiedy uruchamiają się strażnicy subtelni lub fizyczni. Co najciekawsze, kiedy ktoś już uwolni pierwsze warstwy wpływu strażników, skonfrontuje się z nimi, oni nigdy nie wracają. Przypomina to pokonywanie pierwszej warstwy iluzji, ale iluzji myślenia o sobie, że nic na nas nie wpływa i nikomu nie podlegamy. Świadomość zależności jest trudna do zaakceptowania przez wielu.
IV. Plejadianie i Akasza
Plejadianie jako kosmiczna rasa wyższa od ludzi, starsi bracia w wierze we wszystkich channelingach, przedstawiają się jako cywilizacja zaawansowana. Oczywiście od kilkudziesięciu lat informują, że już pomagają, zaraz wszystko się zmieni na planecie Ziemia, tylko jeszcze potrzebują „tego” i „tamtego”. I tymi hasłami od kilkudziesięciu lat zwiększają swoje grono wiernych wyznawców. Wielu ludzi nie pamięta, że żyło na Plejadach, nie pamięta walki Plejad z Orionem, czyli nie wie, że mówimy o walce białych z ciemnymi, o swojej historii wcieleniowej. Nas interesuje fakt, że życie w ciele fizycznym, na tej planecie, wcale nie czyni z ludzi istot mniej rozumnych, młodszych czy głupszych. Przecież podobnie jest z istotami żyjącymi w tamtych systemach. Wcielają się tam dusze starsze i młodsze, które skaczą od systemu do systemu, od świata do świata. Forma fizyczna, czyli życie w ciele człowieka, nie mówi nic o naszym pochodzeniu duchowym, gatunku (rodzaju) duszy, tylko o formie fizycznej, czyli chwilowym ubraniu.
Czytanie tych przesłań może pobudzić pamięć wcieleniową, ale „tkanie nadziei” przez dusze żyjące na Plejadach znowu przenosi siłę sprawczą z „ja” na „ktoś”, podtrzymuje wszczepione w tę planetę wzorce mesjańskie, czyli oczekiwanie, że coś z zewnątrz zmieni nasze, Twoje, społeczne życie. Oni sami są przecież jedną wielką białą rodziną z zaburzeniami cech indywidualnych, stawiającą nacisk na „dobro społeczne” zamiast na „dobro jednostki”. Gdyby ich system się sprawdzał, wiele dusz z pamięcią życia w ich systemach nadal by się tam inkarnowała. A tak się nie dzieje.
Termin Akasza dotyczy tzw. Księgi Życia, w której miałyby być zapisywane wszelkie wydarzenia, myśli i czyny. Dostęp do Księgi miał podobno Edgar Cayce, któremu w ciągu życia zmieniły się bardzo energie (na plus). Jego zasługi dla opisów przeszłości, ale głównie dla medycyny, nie przeszły bez echa. Kolejnymi osobami korzystającym z Księgi byli Rudolf Steiner czy Helena Bławatska (przypominam: dwójka teozofów). Dzisiaj, w dobie New Age, tysiące osób mówi o własnym dostrojeniu do tej biblioteki i pozyskuje właśnie z niej informacje na temat siebie, wcieleń, świata, różnych wydarzeń. Tak liczne „dostrojenia” tłumaczy się wzrostem świadomości ludzi.
Z naszej pracy i badań wynika, że Akasza była formą białej biblioteki (białych istot) na poziomie ósmej gęstości (anupadaka). Dostępu do niej pilnował Metatron i to właśnie on dał zgodę na odczyty Edgarowi Cayce’owi. To biblioteka Metatrona i Michała była matrycą, podwalinami dla systemu karmicznego. W roku 2007 uwalnialiśmy kopie Akaszy z gęstości astralno-mentalno-przyczynowej (czyli będącej trzy gęstości niżej od pierwotnej!). Kopia służyła do handlowania karmą, a informacje tam zawarte były podmieniane, niepełne, zafałszowane. Mimo tego wiele „przedziałów” i „matryc” informacji zostało wykorzystanych z tego i skopiowanych przez jaszczury i szaraki. Nazywanie Akaszy zbiorem wiedzy i tego wszystkiego, co się dzieje we Wszechświecie, jest zwykłą manipulacją, ponieważ niższe zbiory potrzebują botów lub elementali do czytania podświadomości, fluktuacji. Skojarzenie nazwy Akasza z hinduskim akaśa, które oznacza ‘esencję budowy wszystkich rzeczy w świecie fizycznym, najmniejszy atom materii świata astralnego’, wydaje się również sprytnym wybiegiem.
Wspominam o Akaszy, bo czasem przychodzą ludzie i mówią do mnie: „Byłem u pana od Kronik Akaszy. Jestem tym i tym. I to się zgadza z moimi myślami i snami”. Dalej słyszę: „I co pan myśli o tym?”. Odpowiadam: „Dla mnie to jest informacja pochodząca z zewnątrz. Raczej zostawiłbym to w sferze możliwości lub fantazji”. Znowu słyszę: „Byłem tym razem u pani od Kronik Akaszy. Wszystko się zgadza i ty nic nie wiesz, ty się dopiero uczysz bycia człowiekiem” albo „Ty byłeś w poprzednim życiu zwierzęciem i to potwierdza znowu ktoś od Kronik Akaszy” (od autora: dostałem takie wiadomości). Albo ktoś przychodzi z odczytem opisu danej sytuacji (wydarzenia). Odpowiadam: „Nie ma tutaj przedstawionych twoich własnych intencji, decyzji, planów twojej duszy i jej wpływu na sytuacje i ciało, nie ma nic o zależnościach duchowych, nie ma wspomnienia o wpływie rozkazów na zachowanie ciała i duszy, nie ma nic o zależności od konkretnych istot i ich wpływie na przestrzeń osobistą. Nie ma nic o wpływie biologii na ciało i wpływie przodków. W tej krótkiej notatce (jaką masz i dostałeś od tej osoby/osób) jest próba zrzucenia odpowiedzialności i winy na drugiego człowieka. Innymi słowy: ta informacja jest bezduszna, wykrystalizowana (specjalnie używam tego słowa, bo w takich bańkach te informacje są zapisywane). Fajne te odczyty, takie reptiliańskie, wprowadzające w pięknie wysterylizowane odczyty winy i kary bez jakiegokolwiek podania lub przedstawienia rozwiązania dla osobistej sytuacji, bez pokazania esencji wyzwania w twoim wnętrzu”.
Zainteresowanie tematem wszelakich Kronik wcale nie zaskakuje. Wiedza – wydawałoby się – niedostępna zawsze była w cenie, ale osoby rozpoczynające rozwój duchowy, zainteresowani ezoteryką, muszą uważać, bo rozwój duchowy bardzo różni się od rozwoju osobistego (tego znanego z wszelkich poradników, szkoleń). Mówię o osobach początkujących lub poszukujących, bo kiedy nauczysz się kontaktu ze sobą (częścią subtelną lub duszą, przeżyjesz parę sesji past-life regres) nigdy nie będziesz szukał informacji w żadnej Kronice, bo to jest informacja zewnętrzna. Im więcej ludzi się czymś interesuje, im bardziej coś jest popularne, tym więcej pewności masz, że jest to kolejny sklep sprzedażowy New Age.
Nie można tego współczesnego zachowania porównywać do pracy Edgara Cayce! Różne istoty i rasy kosmiczne kreują w przestrzeni okołoziemskiej, aby potem nakleić etykietkę „akasza”, „źródło”. Ale czy to jest Akasza wpleciona w pole jak siatka, forma biblioteki dla części subtelnych, młodych dusz w gęstości astralnej, czy jest to zbiór z poziomu dusz / wyższego ja w gęstości anupadaka? A może to zbiory przyczynowe? Kto pilnuje dostępu, jaka to istota, jak selekcjonuje energie odczytujący, do czego jest podczepiony/podczepiona i w które ciało i czakrę? No i w jaki sposób sprawdza i weryfikuje swoje wglądy i wizje? Kto robi takiej osobie superwizje czy nie ma przekierowania, channelingu? Co ta osoba robiła pięć, dziesięć, piętnaście lat temu? Czym się zajmowała życiowo? Nagle olśniło, czy nagle podłączyło? Bez weryfikacji, którą należy robić stale, bez podważania swoich wglądów, odczytów – wszystko to przypomina postawę religijnego człowieka, który wierzy w swoją świętą księgę i prorocze objawienie. Tak jakby jedna księga została zastąpiona inną. Tylko czy którakolwiek była prawdziwa?
No i zostajemy z pytaniami: „Ile tych fałszywych informacji człowiek jest w stanie przyjąć za prawdę? Ile tych fałszywych informacji na temat siebie, swoich domniemanych wcieleń, przeszłości człowiek jest w stanie wchłonąć w siebie i uważać za swoje? Kiedy system wewnętrzny, etyczny, moralny człowieka postawi granicę wobec bezmyślności i ściem rzucanych na prawo i lewo, bo ktoś mówi, że jasnowidzi, ma kontakt z Akaszą, przewodnikiem lub samym Bogiem?”. Tego wszystkiego nie wiem, ale całe to zachowanie przypomina postawę Aizena Sousuke z anime Bleach, który tylko wyciągał swój miecz Kyōka Suigetsu i wszyscy w otoczeniu wchodzili w natychmiastową hipnozę. Jest na to rada. Na pierwszym miejscu każdą zasłyszaną informację przyjmujemy za nieprawdziwą. Zawsze. Pozwalamy sobie obserwować. Niestety ego lgnie, bo ono lubi się identyfikować, mieć etykietę, wsadzić do odpowiedniej szufladki informację, która najlepiej zgadza się z poprzednimi schematami myślenia. Nawet jeśli czytasz mnie, to najważniejsze jest wyciąganie własnych wniosków, odpowiadanie na pytania i szukanie w sobie. Resztę wyrzucamy, bo dla Ciebie jest to tylko informacja, słowa, dla mnie przeżycie wewnętrzne. Podobnie jest z każdym innym człowiekiem, czy dotyczy to Hellingera, Hawkinsa, Freuda, Junga, Robbinsa, czy Leszka Żądło. Oni mówili i pisali swoje, pracowali w dany sposób, ale Ty masz pozostać w sobie, w zgodzie ze sobą, czyli zrobić po swojemu. Najgorsze, co można zrobić, to dać się zamknąć w systemie przekonań drugiego człowieka i jego szkoły. W buddyzmie i religiach człowiek od razu jest podczepiony pod cały system mówiący mu, jak ma myśleć, co robić. A przecież rozwój polega na uwolnieniu od wszelkich przekonań, systemów, nawet tych wibrujących w superego.
Wszystkie informacje mamy w sobie i nigdy o tym nie zapominajmy. A kiedy mamy problem z dostępem do tych informacji, może trzeba np. zdjąć świetlisty całun, który podbija statystyki lansu i blasku oświeceniowego, ale jednocześnie chroni przed rzeczywistą pracą nad swoim wnętrzem; przydałoby się zdjąć inicjację energetyczną, może fajnie byłoby się zmierzyć ze swoimi mechanizmami obronnymi, skonfrontować z informacją, której unikamy. Albo jeśli już czujemy się na siłach, popatrzmy z odwagą w oczy strażnika, z którym tak gadamy, od którego pobieramy informację. Zwolnijmy linki channelingowe ze swojej głowy, wyciągnijmy klamoty z czakr lub zdejmijmy kod i pieczęć blokującą przepływ, widzenie, odczuwanie (bo akurat ta lub inna pieczęć jest skutkiem jakiejś nieprawidłowej praktyki duchowej, która wcześniej wydawała się taka fantastyczna i wszyscy byli na sali lub w aszramie podekscytowani, guru tak pięknie opowiadał historyjki). Pamiętajmy też, że dusza również potrzebuje czasem wsparcia i nie zawsze jest taka anielska, jak nam się wydaje. Praca polega na zmianie sposobu myślenia, na uwalnianiu, pozbywaniu się, leczeniu. Nigdy natomiast nie polegała na zbieraniu, inicjowaniu, przyjmowaniu czegoś z zewnątrz – szczególnie informacji. Polega na wejściu w siebie głęboko, a nie na wyjedźcie gdzieś daleko.
Nikodem Marszałek
luty, 2022 r.
luty, 2024 r.
Zapraszam do ostatniej części opracowania.