Duchowość wnosi bardzo wiele cennych informacji, których próżno szukać w nurtach akademickich. Ludzie poszukują wiedzy, pomocy, zrozumienia i samego rozwoju w duchowości i ezoteryce. Jednak na początku swojej drogi nie odróżniają prądu umysłu oświeconego od prądu ezoterycznego, egzoteryki od ezoteryki, przyczyny od anupadaka, duchowości od New Age, duszy od wyższej jaźni, czakr od portu, channelingu od kontaktu z własną jaźnią, bo umysł wszystko wsadza w jeden worek. Człowiek również nie odróżnia i nie czuje energii subtelnej, jakości energii czy energii tekstu. Nie odróżnia osób, które korzystają ze sprawdzonych korzeni duchowych, czerpią z doświadczenia ludzkości, od tych, które wymyślają swoje astralne fantazje, przedstawiając je jako objawienie boże, mądrości źródła i zbawienie dla ludzkości czy codziennych problemów. Ten brak rozróżnienia jest tylko na początku drogi, ponieważ człowiek w pewnym momencie zaczyna rozumieć, na czym to wszystko polega. A kiedy zrozumie, a co najważniejsze – poczuje różnice w jakościach, energiach, nauczy się odczuwać subtelnie, a nie tylko intelektualnie, bo ileś tam razy się przewróci, da nabrać, wykorzystać, wydoić, zacznie się prawdziwa nauka w miejsce zbierania niepotrzebnych informacji ze wszystkich miejsc i źródeł. Niestety niektórzy zaczynają od tyłu i od końca, ale może taka ich droga…
Tylko jak odróżnić przedszkole duchowe od wiedzy bardziej zaawansowanej i wymagającej wykonania pewnej pracy nad sobą? Potrzebna jest postawa pokory, stałe podważanie wglądów, natura badacza, brak przywiązania i praca oparta o wewnętrzne procesy, a nie o pozyskiwanie informacji z zewnątrz. Informacja zewnętrzna musi być skonfrontowana z odczuciem wewnętrznym. Dodatkowo kiedy podtrzymujemy w sobie – świadomie lub nie – całuny i innego rodzaju przykrycia, bańki, bańki podświadome, hologramy, sztuczne źródła, wpływ strażników, ulegamy siłom zewnętrznym i wpływowi ich pola na nasze odczuwanie i myślenie. Wszystko to przypomina przecieranie, szukanie swojego miejsca i przestrzeni, którą w swoim istnieniu oddaliśmy innym. W miejsce zwyczajnego bycia w sobie i niereagowania na to, co zewnętrzne.
Pamiętam początki swoich przeżyć duchowych. Nagle doświadczyłem „wywałki”, czyli historii wcieleniowej związanej ze średniowieczną bitwą. Śniło mi się, jak trzymam miecz, obok mnie stoją rycerze, a po chwili nagle zobaczyłem scenę pełną krwi ściekającej z miecza, śmierci i skutków bitwy. Wszystko było żywe, mocne, kolorowe, dynamiczne. Od razu się przebudziłem spocony i mojej byłej małżonce od razu wykrzyczałem: „Ja byłem dobry, ja byłem dobry, nie zrobiłem nic złego”. Właśnie w ten sposób rozpoczął się w moim życiu temat wypierania i konfrontacji z doświadczeniem traumatycznym. Bitwa była ważna w tym okresie, bo odepchnęła najazd muzułmański, ale krew na rękach, zadanie śmierci było dla mojej psychiki czymś, z czym bardzo trudno było mi sobie poradzić. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ żyjemy w społeczeństwie zasady „oko za oko, ząb za ząb”, czyli mamy pałać zemstą, mścić się, oceniać złe postępowania, karać siebie za nie i innych. Ten system społeczny nie pochodzi od ciemnych, niestety jest to biały wytwór. Zamiast wybaczyć, zaakceptować i pójść do przodu, zatapiamy się w samoanalizach, samokaraniu, racjonalizowaniu, bo ładunek winy połączony z karą jest zbyt duży. Dlatego pamięć wcieleniowa, sesje past-life regres nie są dla wszystkich, bo zwyczajnie nie wiemy, co na dane wydarzenie odpowiedzieć, jak siebie potraktować, co z tymi emocjami zrobić. Dlatego zawczasu się karzemy i oceniamy źle. To jest wielkie niebezpieczeństwo duchowości, którego próżno szukać w pracy akademickiej, ale to dobrze, bo praca nad sobą zawsze powinna być stopniowana.
Napisałem w książce Poza Dualnością rozdział pt. Jak trzymają duszę w samsarze i obciążenia proroka. Historia opowiada o chłopaku, który poszedł do znanej osobowości medialnej zajmującej się astrologią, kosmogramami. Kiedy zlecił prywatną konsultację – kupiony pozytywnymi opiniami, setkami osób na szkoleniach, wywiadami w telewizji śniadaniowej – pani na dzień dobry zaczęła przywoływać byty (aniołki, archaniołki), czytać kim był w przeszłości i jakie ma obciążenia. Podczas konsultacji zamiast wywiadu, pytań, obserwacji (patrz druga część tego cyklu opracowań), został oceniony i wsadzony w cudze ramy kim jest, był i co ma robić – i zaraz zostanie mu przywrócona jego prawdziwa ścieżka, zgodnie z wolą jego przewodnika i Boga. Proszę teraz pomyśleć ile jest takich szarlatanów z obciążeniami proroka, którzy narzucają swoją wolę, narzucają swoje projekcje, urojenia, channelingi na ciebie, w twoje biznesy, dzieci, bliskich i świat? Czym to się różni od ścieżki religijnej czy sekty? Niestety to jest wielkie niebezpieczeństwo duchowości, szczególnie proroków New Age. W pracy klasycznej, akademickiej są pewne wytyczne, schematy, systemy myślenia i działania, powiedzielibyśmy nawet protokoły zachowania, odpowiadania, pracy. Mój kolega Andrzej Kluza, poznaliśmy się właśnie na Cudownym Portalu, powiedział: „Wszelkie punktowanie, wytykanie komuś obciążeń jest prowokacją krokodylą, ponieważ pięknie to uruchamia wściekłość, chęć obrony, przekonywania (a to jest przyklejanie się do oskarżyciela). Dlatego nie ma co się sprzeczać, po co linkować do ciemności? Intencje drugiej strony nieczyste”. Niestety wielu początkujących adeptów, badających, studiujących tematy duchowe, ezoteryczne – nie ma tego rozróżnienia. Obecny czas są zupełnie inne, bo ludzie otwierający się na tematy duchowe są dosłownie zalewani terminami, osobami, jasnowidzami, metodami. I jak wspomniałem wcześniej – wszystko i każdy jest wrzucany do jednego worka. Różnorodność ma swoje różne oblicza, ale czy nie jest tak, że chwasty zawsze łatwiej ukrywały się na pięknej, kwitnącej łące? Nie wiem czy ruch teozofów, który tłumaczył dzieła wedyjskie, buddyjskie i udostępnił wiedzę tajemną całej ludzkości był dobrym posunięciem. Tego nie wiem, bo może w tym chaosie jest metoda, ale gdybym dzisiaj miał komuś coś polecić na początek, byłyby to lektury podobne do tego, co ja czytałem i studiowałem na początku (proszę pamiętać, że to jest tylko mała część).
- Autobiografia Jogina – Paramahamsa Jogananda. Niesamowita lektura, może u kogoś obudzi się pamięć jogina, życia w tamtym rejonach.
- Ciało eteryczne, Ciało przyczynowe – Arthur E. Powell.
- Trylogia Robert Monroe.
- Trylogia Bruce Moen.
- Nowe Drogi Energii – Robert Bruce. (trening energetyczny). Tu.
- Traktat o Projekcji Astralnej – Robert Bruce (trening energetyczny). Tu.
- Castaneda Carlos – pierwsze części lub cała seria.
Świadomość rozróżniająca powinna być już większa. Następnie poleciłbym – jeśli wydam – Duchowy Matrix, Poza Dualnością i Praca międzyjaźniowa. Tak mamy podstawy stworzone, pewien filar, który nie opiera się na wglądzie jednej osoby czy małej grupy osób. Informacje zewnętrzną przefiltrowaliśmy przez własny rozum. Co dalej? Zamiast skupiać się na sesjach past life-regres, grzebania w przeszłości w sposób systemowy, zacząłbym czytać literaturę sci-fi, fantasy, oglądał seriale. Czyli wyszukujemy taki serial, książkę czy powieść do której nas najbardziej ciągnie (albo silnie odpycha), bo może być tak, że jakaś energia tam utkwiła, zatrzymała się. Popatrzmy na mój przykład.
Kolejne przeżycie, które zmieniło odczuwanie mnie samego, dotyczyło czytania sagi o Enderze (Gra Endera) Orscona Scotta Carda. Gdy tylko wziąłem książki, poczułem w swoim wnętrzu małe dziecko zamknięte w jakiejś dziwnej rurze. Każda strona budziła we mnie pamięć, coś w środku mnie (nazwałem to wtedy małym Enderem) mówiło, opisywało, tłumaczyło dane wydarzenia. Dopiero kiedy kończyłem trzeci tom, to wewnętrzne dziecko dorosło i poczuło się przyjęte. Ender był postacią tragiczną, która z jednej strony obroniła i ochroniła ludzkość przed najeźdźcą, a z drugiej przyczyniła się do anihilacji całej rasy. Do końca życia – mimo tego, że później Ender odbudował tę rasę – czuł się winny. Dopiero moja praca, analiza, przyjęcie i praca jak z wewnętrznym dzieckiem, zmieniała postawy małego Endera (moje). Wymagało to sześciu miesięcy pracy. Jeśli ktoś mówi, że przerobił jakieś kosmiczne czy ziemskie wcielenie podczas jednej sesji oddechowej, hipnotycznej, to tak naprawdę ma na myśli uwolnienie większej traumy, bo zmiana myślenia, konfrontacja ze starym sposobem myślenia zajmują bardzo, ale to bardzo dużo czasu i wymagają ogromnych nakładów pracy, a i tak często człowiek nadal nie jest w stanie się odczepić od dawnego sposobu postrzegania, bo jest z nim zlany. To w temacie duchowości jest bardzo ciekawe i entuzjastyczne. Najważniejszy jest brak identyfikacji podczas takiej pracy, ponieważ często jest tak, że wcielamy się z danym pakietem podświadomym (cudzą pamięcią) i po prostu go przyjmujemy jako swój, jako atut lub karmę. Tutaj chodzi o konfrontacje, podważanie takiego życia. Szukamy takiej powieści, przygody, serialu, książki, która pozwoli nam się zidentyfikować z własnym wcieleniem albo pozwoli utożsamić się z jakimś bohaterem lub protagonistą albo grupą. W każdym przypadku chodzi o ocenę, analizę danego zachowania, np. dlaczego ktoś podjął taką decyzję, jak można było inaczej, co mnie tutaj drażni, co mnie wkurza, jakie zachowanie, odpowiedź? Tak uczymy się myśleć inaczej, poszerzamy horyzonty i odklejamy podświadome programy. Najważniejsze nie jest to, czy kimś byłeś, ale jakie emocje przeżywałeś, co kuło, drażniło, pociągało. To jest świetna nauka retrospekcji, pracy ze sobą i obserwacji swoich zachowań. Wypracowanie obserwatora zawsze się przyda. Warto zaznajomić się również z medytacją Vipassana (opracowania tu).
Wróćmy do kolejnego tematu.
W Duchowy Matrix napisałem, cytuję: „Dzisiaj samo słowo „ezoteryka” oznacza zupełnie co innego niż choćby sto lat temu. Ezoteryka odnosi się do wiedzy dostępnej jedynie dla osób uprzywilejowanych, doświadczonych lub takich, które przeszły inicjację, i stanowi przeciwieństwo wiedzy egzoterycznej, która jest powszechnie dostępna”. Łatwiej zrozumieć dlaczego Gurdżijew, Bławatska, Steiner, mimo odkrycia wiedzy tajemnej i przedstawienia jej masom, mieli dalej tendencję do dzielenia jej na wiedzę wewnętrzną i zewnętrzną, czyli dla bliskiego środowiska i dla wszystkich pozostałych. W Ewangelii według św. Mateusza (rozdz. 7, wers 6) czytamy: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały”. Pamiętam kłótnie, kiedy byłem ministrantem, z kapłanami i mnichami dotyczące poszczególnych wersetów, bo raz w miesiącu jeździłem na spotkania zajmujące się studiowaniem Starego i Nowego Testamentu. Nie raz widzimy słowa Jezusa określające i opisujące ludzi np. lisy, owce, wilki czy właśnie świnie. Rzucać perły przed świnie albo rzucać perły między świnie (łac. margaritas ante porcos) to inaczej ‘dawać, proponować komuś coś, czego ta osoba nie umie, nie potrafi właściwie ocenić, docenić. Inaczej mówiąc nie mów nieukowi tego, czego i tak nie zrozumie. Marek Aureliusz powiedział również: „Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę; daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę; i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego”.
Teraz, kiedy pracujesz z kimkolwiek, nie możesz pracy zacząć od monady / wyższej jaźni, nie powiesz „przenieś się do anupadaka”, „zobacz co masz na atmie”, bo nie będzie taki język zrozumiany. Dlatego są stopnie, etapy, zaczyna się od najniższych gęstości, uczy ich odczuwania, pracy subtelnej choćby na poziomie astralnym. To już daje podstawy wiedzy, rozróżnienia do dalszej eksploracji, ale również uwolnień i pracy subtelnej. A kiedy dostajesz listy o takiej treści: „Czy zdejmuje pan czipy/implanty najnowszej, wyższej generacji w wymiarach 5 i 11?”. Taka osoba bez świadomości, że jest w środowisku New Age, zakłada, że wszyscy wiedzą, o co chodzi z wymiarem 11. To nie jest najgorsze, ale brak wiedzy, że wszystko dzieje się za naszą zgodą i to w danej osobie (lub jej części subtelnej albo nawet duszy) należy obudzić wolę (świadomość) do uwolnienia danego podczepienia czy wpływu. Zamiast tego w pytaniu mamy: „A czy pan widzi, potrafi?”. Jest tutaj znowu religijne przerzucenie mocy sprawczej na ambonę, kogoś z zewnątrz, w miejsce: „Towarzyszę Ci podczas tego uwolnienia i sam/sama potrafisz to uwolnić”. Niestety takimi postawami i świadomością jest zalana współczesna ezoteryka, stąd pewnie tak długo była wiedzą ukrytą. Używam nazw gęstości wedyjskich nie bez powodu, nawet buddyści je zaakceptowali. Nie używam tzw. „Focusów” opracowanych przez Monroe, chociaż przedstawiam ich zastosowanie1, bo są zbyt młode i dotyczą tylko tego układu. Kiedy teraz mówimy o „wysypie” proroków nowej ery, każdy coś wymyśla, nazwy, wymiary, ale jak to się ma do wiedzy, która jest z nami od tysięcy lat? I jak to się ma do tego, co Witkowski mówił o badaniach w dziedzinie psychologii (patrz druga część opracowania). Po co robić taki miszmasz, chaos? A może to wszystko celowe. Jeśli tak, to wyszło bardzo dobrze, bo duchowość jest jedna, a podział tak wielki.
Mimo tego, że różne ścieżki są tak naprawdę pewnym zapisem, archetypem, drogą stworzoną przez inne istoty i mogą służyć danej grupie ludzi lepiej lub gorzej. Prawie zawsze w pewnym momencie przeradzają się w doktryny, dogmaty powiększone o wpływ egregorów i myślokształów osób zaangażowanych. I ta konkretna droga w pewnym momencie przestaje być tym, czym była pierwotnie. Patrząc na to zagadnienie z perspektywy psychiki człowieka, jego ciała – co też pokazuje świetnie piramida potrzeb Maslowa – człowiek potrzebuje porządku, czegoś, co zostało nazwane i sklasyfikowane. Pokazanie ludziom punktu „A” (gdzie są) i punktu „B” (gdzie mogą być) oraz przedstawienie informacji, w jaki sposób mogą się znaleźć w miejscu, do którego dążą, zawsze się sprzedawało, bo dawało poczucie bezpieczeństwa, wsparcia, było światełkiem w ciemności (chaosie).
Największym kłamstwem w duchowości, ezoteryce, New Age jest kompletne pomijanie rozróżniania między częścią subtelną a duszą / wyższym ja. Robert Monroe i Bruce Moen mówili o Ja Tam. Teozofowie wspominali o ego w ciele przyczynowym. W New Age i Hunie używa się terminu Wyższe ja. Sam Leszek Żądło stosował modlitwy, odwołania do Wyższego ja. Niestety wszystko to obraca się w pył i gruzy, kiedy traktujemy to Ja tam / Wyższe ja jako doskonałe lub zupełnie pomijamy jego aspekt. Kiedy pomijamy to stawiamy automatycznie swoją jaźń osobową na piedestale, jako jedną, nadrzędną, niepodzielną – a to już pułapka, która wzmaga pychę i ego. Kiedy z kolei traktujemy wyższe wymiary jako doskonałe – łapiemy się właśnie na te „doskonałości” i obrywamy od różnych sił lub zwyczajnie jak czteroletnie dziecko się nabieramy na wielkie „g” opakowane w złoto. Jeśli czytałeś wcześniej moje opracowania, studiowałeś je uważnie, wiesz, że od prawie dwudziestu lat piszę o rodzajach i gatunkach dusz, o tym, że dusze to właśnie owe Wyższe ja, i jest ogromna różnica między częścią subtelną (nami od poziomu astralnego) a duszą (tu: danego gatunku), którą jesteśmy. Gdzie tutaj pojawia się niebezpieczeństwo, albo raczej przepaść? Twoja dusza (bez względu na jej pochodzenie, rodzaj) może być poddana różnym siłom, ulegać różnym ścieżkom, odczuwać winę. Bez pracy na jej poziomie – mało się zmieni albo będą to zmiany bardzo powolne, które trwają wiele wcieleń. Z kolei, kiedy idziesz po jakiś odczyt, uczysz się metody, wszedłeś do danego środowiska, szkoły, aszramu, darszanu, prawie zawsze twoja część subtelna styka się z „subtelnymi ja” innych ludzi. Jak myślisz, skąd nagle tyle ingerencji, podczepień, implantowania, wybicia, ubytków energii? Spotkałeś się z tym i tym, i poczułeś się gorzej? Wszystko chcemy zrzucić na barki jaszczurów, drako, szaraków, obcych cywilizacji, ale to człowiek był zawsze przeciw innemu człowiekowi2. To część subtelna – poddana podświadomości, to dusze podtrzymujące traumę w sobie – ulegają danym siłom, metodom czy technikom. Popatrzmy na przykład. Pracuję ze starszą kobietą, czytała wcześniej Leszka Żądło, pracowała z nim, jej dusza jest z pochodzenia aniołem. Oczywiście, że przez jej pochodzenie duchowe musimy dotknąć tematu Białego. Proszę o kupienie książki Poza Dualnością i przygotowania się do pracy z duszą. Pani się zapiera nogami i rękami, wymyśla wymówki, tłumaczy, że pracowała ze swoją duszą, ma z nią kontakt. Pracujemy, faktycznie pani świetnie widzi, ale okazuje się, że z tym, z czym pracowała, była ona sama na poziomie astralnym, czyli miała kontakt z subtelną nią/częścią subtelną. To jej część subtelna doczepiła sobie skrzydła i udawała jej duszę / wyższe ja. Kolejna praca i zaczyna budzić jasnowidzenie przyczynowe, porusza się w wyższych gęstościach, coraz lepiej – nie jest to może poziom dotykający najwyższych gęstości, ale wystarczy do nauki rozróżnienia. Po chwili wchodzi w kontakt ze swoją duszą i zaczyna płakać, bo pierwszy raz w życiu odczuwa pierwotną siłę, jaką jest! Teozofowie trochę inaczej to nazywali, cytuję: „Choć wspaniałe jest życie w niebiańskich światach w niższej części sfery mentalnej, to jednak ma ono swój kres. Odpada z kolei ciało mentalne, podobnie jak przedtem stało się to z innymi ciałami (astralnym, eterycznym) i rozpoczyna się życie człowieka w ciele przyczynowym. Przez całe dotychczasowe życie niebiańskie istniała wyraźnie osobowość z ostatniego życia fizycznego i dopiero teraz, gdy świadomość wycofała się w końcu z ciała przyczynowego, poczucie osobowości stapia się z indywidualnością, a człowiek po raz pierwszy od rozpoczęcia swej inkarnacji poznaje, że jest prawdziwym i stosunkowo trwałym ego”. Duchowość ze swoją nauką ezoteryczną, mimo shitu, magii, oszołomstwa, sprzedawców, channelingów zawiera w sobie również piękno, którego próżno szukać gdzie indziej. Duchowość potrafi dać również odpowiedzi na wiele pytań, przyczyn zaburzeń psychicznych, przyczyn wielu dolegliwości, przyczyn wydarzeń życiowych i potrafi – tu w zależności od świadomości danej osoby/istoty, uleczyć, rozwiązać lub wspomóc terapie klasyczne. Gdzie Kant i Kartezjusz jedne drzwi nauki, wiedzy i postrzegania zamknęli, tam wiele innych zostało otwartych, bo jak kilka ciasnych umysłów może prorokować o świecie, Wszechświecie czy tym, co wymaga – jak pisał Rudolf Steiner – otwarcia kolejnych zmysłów człowieka. Cały ten akapit, a może cały ten cykl opracowań to tak naprawdę rozmowa o tym, że cały czas jako ludzkość się rozwijamy, a jeśli tak się dzieje, nasze postrzeganie też musi się zmienić, bo jeśli myślimy tak, jak myśleliśmy dziesięć, pięć czy nawet rok temu – to znaczy że coś robimy nie tak.
Zakończenie
Jordan Peterson napisał: „Wszelkie oblicza porządku – bez względu na to, jak bezpieczne i wygodne – mają swoje wady. Nasza wiedza o tym, jak nawigować przez życie, nigdy nie jest kompletna – po części z powodu cechującej nas fundamentalnej niewiedzy wobec bezkresnej sfery nieznanego, częściowo z powodu naszej rozmyślnej ślepoty, a także dlatego, że świat, za sprawą swej entropicznej natury, nie przestaje się zmieniać i nas zaskakiwać. Co więcej, porządek, który próbujemy narzucić światu, może z czasem ulec zesztywnieniu na skutek krótkowzrocznych prób wypchnięcia ze sfery rozważań wszystkiego, co nieznane. Gdy takie próby idą za daleko, pojawia się widmo totalitaryzmu napędzanego pragnieniem sprawowania pełnej kontroli tam, gdzie taka kontrola nie jest możliwa nawet w teorii. To z kolei oznacza ryzyko niebezpiecznego w swych skutkach zablokowania psychologicznej i społecznej ewolucji, niezbędnej, aby móc na bieżąco przystosowywać się do nieustannie zmieniającego się świata. To dlatego nieuchronnie stajemy przed koniecznością wyjścia poza porządek, w sferę jego przeciwieństwa – w chaos. Chaos to anomalia, nowość, nieprzewidywalność, przemiana i zakłócenie. Niestety bardzo często oznacza także upadek, kiedy okazuje się, że na czymś, co uznawaliśmy za pewnik, nie można jednak polegać. Niekiedy z kolei chaos ujawnia się w sposób subtelny, odsłaniając przed nami swe tajemnice poprzez doświadczenia wzbudzające w nas ciekawość, ekscytację i zainteresowanie. Ten rodzaj styczności z chaosem jest szczególnie prawdopodobny, choć nie gwarantowany, kiedy w sferę nieznanego zanurzamy się dobrowolnie, po uprzednim przygotowaniu oraz z zachowaniem dyscypliny. Innym razem to, co nieoczekiwane, daje o sobie znać w sposób nagły, przypadkowy i z reguły bolesny, w wyniku czego tracimy grunt pod nogami i mocno obrywamy od życia, a pozbieranie się po takim wstrząsie jest szalenie trudne, jeśli nie niemożliwe. Ani stanu porządku, ani też stanu chaosu nie należy traktować jako z natury lepszego od jego przeciwieństw”3.
W chaosie informacyjnym, natłoku ścieżek, metod, przekonań, nurtów, pięknych sprzedawców, chyba najprostsza i najlepsza droga, to twoja własna droga. Żaden człowiek nie powinien być kompasem moralnym, spowiednikiem czy wzorem. Zawiedziesz się szybciej niż później, a po co sobie to robić? Gdybyśmy nauczyli się czerpać najlepsze, dziękowali za inspiracje, mieli w sobie cechę ulepszania, brania i podążania dalej, zamiast lgnięcia czy tworzenia grup na wzór kościoła – szybciej zmierzylibyśmy się z finalnym bossem. Boss to zawsze wejrzenie w samego siebie, w głąb siebie, swojego mroku, zmierzenie z tym, czym lub kim jest nasza dusza, zmierzenie ze swoim poczuciem ofiary, krzywdy, wykorzystania, naiwności, głupoty czy nawet wcieleniowego zła, jakie było w nas. Nie ma co się oszukiwać, że byliśmy święci – nikt nie był, ale nie chodzi o ocenę siebie, swojej drogi, dróg innych, szukania metod czy dróg na skróty. Tylko o pełne miłości przyjęcie tego, co było, co jest i co będzie. Metoda czy guru potrafi dodać otuchy, wzmocnić twoją potrzebę przynależności, zapewnić bezpieczeństwo, ale skąd u ciebie poczucie niebezpieczeństwa, strachu i lęku? Czy nie wyszedłeś z jednego kościoła żeby wejść do innego, nazywa się New Age, grupa terapeutyczna, grupa medytacyjna, grupa ezoteryczna? Jako ludzie potrzebujemy innych ludzi, dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, przemyśleniami, obawami – dlatego twoja przynależność do różnych grup jest całkiem na miejscu. Ale największe przełomy, rzeczy dzieją się kiedy jesteśmy sami ze sobą i tu pojawia się pytanie: „Czy sobie pozwalam na bycie samemu/samej ze sobą?”. Kiedy nagle w ciszy i samotności pojawiają się emocje, uczucia, myśli, jak reagujemy? Co właśnie wtedy robimy, bo to jest właśnie odpowiedź na naszą osobistą duchowość.
Wiele lat temu napisałem, czym dla mnie jest duchowość, popatrzmy: „Duchowość jest tym, co wykracza poza religie, sanskryty, filozofie, ezoterykę, New Age, channelingi. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy duchowi, bo duchowość dotyka naszego wnętrza, tego, kim jesteśmy i w jaki sposób reagujemy na sprawy dnia codziennego. Sprawy ducha nie są wcale oddzielone czy oddalone od nas w miejscu i czasie, wręcz odwrotnie: mają wpływ na nasze codzienne życie. Duchowość to nie gęstości subtelne, dusza, mistyka, aura, czakramy, medytacje, mantry – absolutnie nie. Oczywiście na początku tak myślimy, w tym upatrujemy ścieżki, ale praktyki duchowe różnią się od wyrażania duchowego. Jedno jest modlitwą, pieśnią, medytacją, aszramem, drugie obserwowaniem siebie, badaniem się, uzdrawianiem na coraz to głębszych poziomach. Co dotyczy Ciebie, dotyczy duszy, co dotyczy duszy, dotyczy Ciebie”. Po prostu nie bój się siebie, kiedy wejdziesz na drogę duchową, New Age, ezoteryki, mistyki, wglądów, jasnowidzenia i wielu, wielu dziedzin pozornie podobnych. Mimo tego, że spotkasz chwasty, celebrytów, sprzedawców, szarlatanów, spotkasz również dobrych ludzi, terapeutów czy poglądy, które na początku wydawały się szalone, a jednak okazały się realne. Gdzieś po tym wszystkim uśmiechniesz się i poczujesz może to, co ludzie, którzy przeszli podobną ścieżkę. Szukałeś tak daleko, a wszystko miałeś pod ręką i w sobie. Podobnie temat dotyczy i dotyka twojej duszy – jest, ale jej nie ma, może, ale nie musi. Kiedy to się zmieni w tobie (w was), cały twój rozwój się zmieni. Nie mówię, że uleczysz wszystko, bo to nie działa w ten sposób, ale twoje istnienie nabierze sensu, celu i pełni, której zawsze szukałeś na zewnątrz.
Nikodem Marszałek
luty 2022 r
marzec 2024 r
1 Nikodem Marszałek – Metoda pracy międzyjaźniowej, 2024.
2 Nikodem Marszałek – Prowokacja drakońsko-reptilska dla różnych grup duchowych, 2024.
3 Jordan Peterson, Poza porządek, Freedom Publishing, s. 19.