W poprzedniej części opracowania porozmawialiśmy o potędze snów i pracy subtelnej oraz własnym wewnętrznym sanktuarium. Te wszystkie procesy opisane wcześniej pozwalają uwalniać wiele ataków subtelnych i prób ingerencji. Popatrzmy na kwadrat wpływu.

Moja istota miała silną karmę z taką istotą jak Aryman, Lucyfer, Metatron czy Yavanna. Aryman i Lucyfer są tylko częściowo wcieleni, więcej posiadają ludzkich dron, botów i wszelkich rodzajów istot poddanych ich wpływom (energiom) niż własnej wcielonej energii w ciele ludzkim. Natomiast Metatron i Yavanna są wcieleni, dlatego ich oddziaływanie było bardziej namacalne. Najmniejszy był wpływ Metatrona, ponieważ pracowaliśmy wspólnie z jego częścią subtelną, widziałem jak na poziomie gęstości mentalnej patrzy na swoją duszę/wyższe ja, widziałem jego wzrok, rozumiałem jego odczucia, bo sam tak patrzyłem wiele, wiele lat temu. U Yavanny były aktywne przeniesieniowe relacje z Arymanem i Metatronem – jako jej mężów – na mnie i na naszą wspólną historię, która wcale nie była ciekawa. Przynajmniej historia z tej planety pokazała – tutaj odkryta przez sesje past life regression – moją służbę, dawanie, wyciąganie i niejedną otrzymaną śmierć – tu głównie przy uciesze Arymana. Obecnie u Yavanny, w jej wcieleniu, jest rozbicie na część, która częściowo jest na poziomie dziecka, odseparowana od świata, bo tworzy nową część subtelną, i drugą bardziej aktywną, która jest ciemna, atakuje, manipuluje – i to o tej części pisał Sławomir Majda w 2007 roku, jako duszy, która „chce rządzić Ziemią”, co też było widoczne podczas Przebudów w 2019 roku. Rudolf Steiner bardzo wiele napisał o Arymanie i Lucyferze, więc ja sam nie muszę nic dodawać, ale pisanie o tych istotach to jedno, a rozwiązywanie konfliktów, karmy z nimi – to zupełnie inna liga, ponieważ mamy do czynienia z ich systemami wierzeń, szkół, systemów i istot im podległych (opisana w poprzedniej części opracowania pani). Gdybym nie wypracował pewnego unikatowego stylu pracy wewnętrznej, z wieloma rzeczami bym się nie uporał, bo kiedy jedna istota się wycofywała, to uruchamiała się druga z całą świtą, kiedy drugie przestawało, to zaraz trzecie wchodziło do gry, by ostatecznie Metatrona zastąpił inny archanioł, znany ze swojej apokalipsy, Jan.
Pamiętam jak opisywałem swojej dawnej współpracownicy (miałem jej odpowiedzieć, a potem straciłem jej email), że mnie w latach 2007-2014 nie było. Faktycznie napisałem w 2005 roku książki motywacyjne, świetnie się sprzedawały, ale od roku 2007 moja energia, wibracja, cokolwiek stanowiło moją „esencję”, malało. Nikodem to była mała cząstka otoczona wszystkim, tylko nie sobą samym, całkowicie zjedzony i jedzony – takie jednak wzorce wyniosłem przez wcielenia oraz od rodu ze strony mamy i taty. Jednak, tak jak potężne były wpływy tych istot, tak przecież potężna jest nasza własna istota, nawet jeśli naszej własnej energii jest kilka procent. Każdy atak, nacisk energetyczny jest wprost proporcjonalny do naszej własnej siły, ale też kodów, programów, zgód wewnątrz nas. Dlatego nie musimy wiedzieć, co robiliśmy przez ostatnie sto czy tysiąc wcieleń, bo jeśli dotarliśmy do obecnego zrozumienia, możemy zaakceptować swoją drogę i wybory. Dla mnie akceptacja polegała na przyznaniu, że miałem swoją drogę wśród tych istot – kiedyś jako ich wróg, nieprzyjaciel, istota której mogli się bać, potem jako kolega, przyjaciel, miłość, pomocnik w ich projektach i planach, by następnie uwierzyć w system karmy i pozwolić sobie żyć na Ziemi.
Żyć w roli ofiary, męczennika, istoty pozbawionej woli, mocy wewnętrznej, bo tak niby miało stać się kimś lepszym, a to bezustanne przyjmowanie ich ocen, karmy, kary, ataków, logiki, myślenia przyczynowo-skutkowego miało doprowadzić do odkupienia, stania się kimś lepszym, ale oczywiście lepszym jako ofiara, nie istota piękna, silna, niezależna, unikatowa. Dlatego jedynie, co się działo przez wcielenia – pewnie z tobą działo się podobnie – to pogłębiała się zależność, współzależność, karma się zaciskała, do całkowitego zatracenia siebie, swojej esencji, pierwotnej wibracji, czyli stawało się klonem tych istot. Na ich obraz i podobieństwo. Dziwny jest ten świat, ale przedziwne jest nasze własne zachowanie i wybory, które czasem wpływają na ogromną część naszej istoty i naszej historii.

Popatrz na swoją strefę wpływu. Kogo postawiłeś na górze/koronie, kogo na dole/podstawie? Kto wpływa na twoją lewą stronę i kto wpływa na twoją prawą stronę? Jaka to siła, energia, pole, bo może też dałeś się zamknąć jak ostatnia ofiara w takim „kubiku”, „kwadracie”. I może już czas z niego wyjść. Na początku pewnie pojawi się gniew, złość, będziesz obarczał, przeklinał poszczególne istoty, ale kiedy przejdziesz przez pierwsze warstwy odkryjesz coś zaskakującego – będzie tam twoja zgoda, twoje tak, będziesz tam ty sam ze swoimi bardziej lub mniej świadomymi decyzjami, intencjami. Wtedy odkryjesz gniew na siebie samego i powiesz sobie: „Jak mogłeś sobie to zrobić?!”. No cóż, zrobiłeś i jeszcze miałeś banana na twarzy. Niestety ten rodzaj informacji często jest trudny do zaakceptowania, dlatego wiele osób woli obarczać, szukać kozła ofiarnego czy grać pokrzywdzoną ofiarę.
Sam kwadrat przedstawia również bodźce, jakie zadawały te istoty, ale przecież nie pozostawało to bez mojej reakcji. Popatrzmy na to w formie żywiołów, bo to świetny przykład reakcji na bodźce zewnętrzne, tzw. stymulanty.

Drewno może odżywiać ogień, a ogień drewno redukuje. Ogień może tworzyć razem z ziemią, ale ziemia ogień redukuje. Powietrze może wzmacniać ogień, ale ten sam ogień topi metal. Metal unicestwia drewno, ale drewno konsumuje ziemie. Ziemia tamuje wodę, woda gasi ogień. Jeśli jesteś żywiołem ognia – to najgorsze możliwe ustawienie. Dodatkowo Lucyfer zajmuje miejsce po prawej stronie, czyli męskiej, a wiemy, że tej istocie bliżej do bezpłciowości, emo, niż do przejawiania typowych cech męskich. Oczywiście to pokazuje mały schemat żywiołów i natur, ale w tym systemie właśnie tak „ustawiało” się poszczególne istoty. Uwolnienie takiego kwadratu wpływu pozwala nie reagować na cudze, nie wymieniać się, nie przyjmować bodźców, sił, energii, bo wszystko to płynie z przekręconego miejsca. Miało to teoretycznie wzmacniać, przyśpieszać rozwój, ale tworzyło niestety reakcje „wybuchowe”, które przytłaczały wszystkich.
Przebodźcowanie
Czasem, kiedy się wybudzę, zakładam opaskę na głowę lub małym kocem przykrywam oczy, odpalam telefon lub laptop, bo mam tam nagraną indukcję hipnotyczną. Słucham odliczania bardzo wolnego, spokojnego od 10 do 1. Następnie słyszę znowu: „Na trzy staniesz przed swoim ciałem subtelnym (nie w nim, to ważne) lub tam, gdzie potrzebujesz coś zrobić”.
Po odliczeniu – w tym akurat dniu – nagle poczułem mocne szarpnięcie, które pociągnęło mnie w stronę dziwnych, wielkich drzwi. Zaśmiałem się, kiedy stanąłem subtelnie przed drzwiami, bo jeden z pierwszych moich artykułów motywacyjnych brzmiał „Czarne nieznane drzwi”. Niestety uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy, bo ciągle coś mnie przyciągało do tych ogromnych drzwi. Szybko subtelnie zacząłem zdejmować z siebie wszystkie wibracje, które mogły mnie przyciągać. Okazało się, że w moim ciele subtelnym były „wkładki” w czakrach z tyłu i przodu oraz paski, które przez swoją własną wibracje przyciągały do tego konkretnego miejsca. Kiedy wszystko zdjąłem byłem wolny, swobodny, ale drzwi były zagadką. Dlatego wytworzyłem kulę ze swoich energii i rzuciłem ją w stronę drzwi, które majestatycznie się otworzyły. Nie wiem co się stało, ale przypominało to swego rodzaju skok kwantowy, bo ominąłem drzwi i podążałem obok kuli, która poruszała się tunelem do kolejnych drzwi. Od drugich drzwi pojawiły się trzy tunele wyglądające jak leje. Skierowałem się w prawo. Po kilku sekundach – odczuwałem taki miły wiaterek podczas podróży – kula weszła do pewnej przestrzeni. Stanąłem przed nią i obserwowałem, co dzieje się w środku. Przeraziłem się, bo po zbadaniu tego miejsca miałem wrażenie, że jakiekolwiek ciało subtelne zamknięte w tej przestrzeni – ulega rozszczepieniu, ale to chyba niewłaściwe słowo, ciało subtelne swoje własne wiązania atomowe zaczyna poszerzać, uwalniać do tego stopnia, że ciało subtelne nie stanowi jednolitej masy, domkniętej, zbitej aury. Pomyślałem sobie, idealnie do przeprowadzania różnego rodzaju operacji, można dodawać, odejmować, manipulować, kodować, potem składać ciało i odsyłać. Ile razy byłem w tym miejscu? Ilu ludzi ląduje w takim miejscu? Przecież to nawet strach odpowiedzieć. Zacząłem rozpuszczać całe to miejsce, kwant po kwancie, cegiełka po cegiełce. Przy drzwiach skierowałem się do kolejnego miejsca. Tym razem przypominało strukturę dawnego forum, była tam zamknięta cała energia, wiedza, ale też emocje. Wytworzyłem wir energetyczny, który zaczął kasować każdy atom tego miejsca. Znowu wróciłem do drzwi i od drzwi kulą powędrowałem do miejsca, które mnie całkowicie przeraziło. Gdy tylko stanąłem przed tym miejscem widziałem tam siebie na takich wzniesieniach. Były tam części mnie od urodzenia aż do obecnego wieku, czyli 43 postacie, ale miały zamknięte oczy. Pod nimi były kule energii z pokazaniem zmian energetycznych od urodzenia aż do teraz. Sięgnąłem tym razem po gruby kaliber, bo subtelnie wytworzyłem „czarną dziurę”, która wszystko wchłonęła. Tunel między drzwiami spełniał rolę tłumika, który w jakiś sposób „wyłączał” świadomość z aktywności. Tu pojawia się pytanie: „Czym jest świadomość?”. Kiedy wróciłem do swojej przestrzeni subtelnej, pojawiła się we mnie taka myśl, by tamte miejsce również rozpuścić (anulować) ze wszystkich miejsc w czasoprzestrzeni. Podczas tego procesu wszystko błyskało, a samo ciało dziwnie drżało.
Jeszcze przed tym uwolnieniem zbadałem inne miejsce. Było ono spowite mrokiem, ale przypominało spodek, dysk. Na samej górze biło światło, zbliżyłem się do niego i zobaczyłem w dole moje osiedle, dom, wszystko to, co przypominało moje wnętrze. Była to idealna kopia mojego świata wewnętrznego. Odsunąłem się na bok, przykryłem otaczającym mrokiem i cofnąłem się o dziesięć godzin. W środku tego miejsca nagle zaczęła błyskać świadomość, wyglądała jak taki świetlisty promień latający to tu, to tam, śmigał jak dziki, ale nad dyskiem, na samym czubku stały długie, chude istoty, dwa szaraki i jeden reptil. Nadzorowały i wydawały rozkaz długie istoty. Odczekałem, aż cały proces się skończy i zobaczyłem, jak mała kula światła wylatuje z tego miejsca i wraca do ciała subtelnego (astralnego) i wchodzi w nie. Po chwili wykrzyczałem: w końcu rozumiem. Szybko wróciłem do swojej przestrzeni, stanąłem przed sobą subtelnym i powiedziałem sobie: „Co właśnie się stało!”. Odpowiedzi jednak nie otrzymałem, bo musiałem wstać.
Okazało się, już w ciągu dnia, jak o tym wszystkim myślałem, że jest to bardziej skomplikowane, bo dotyka znowu programów i kodów w nas samych. Część mojej świadomości wędrowała podczas snu faktycznie do ciała astralnego, ale potem zaraz odbijała, leciała gdzieś, w coś. Działo się tak przez kod: „W sobie nie ma nic ciekawego. Wszystko to znam”. Dokładnie ten program wyrzucał mnie poza siebie, poza ciało, daleko. Dodatkowe przekonanie brzmiało: „Zawsze jest coś do ratowania”, „Zawsze jest coś do naprawy”, czyli była potrzeba za którą świadomość, a może spleciona jak wąż świadomość z podświadomością, podążała. Znamy schemat działania: jak jest potrzeba, to jest i brak, a to tworzy miejsce na wejścia, oferty, zapełnienia płynące z zewnątrz!
W dalszym toku rozmyślania nad tym, co się właściwe stało, dotarło do mnie, że w samorozwoju można popaść w dwa schematy: nadaktywność, ciągle coś, reakcje na coś, kontrdziałanie, łatanie oraz w samozachwyt, samozadowolenie. Tak nie pracujemy zupełnie lub oszukujemy siebie, że cokolwiek robimy. Dwa skrajne działania daleko od wyśrodkowania. Może mamy nie działać? Nie jest to możliwe, bo jesteśmy przecież ruchem, wibracją, która cały czas siebie stwarza, dlatego działanie i kreacja to naturalny akt. Jednak mamy działać nie z pozycji braku, nawyku, natłoku, reakcji na manipulacje, atak, ale z pozycji spokoju, bezpieczeństwa, zgody, harmonii. W tym świecie – jak się zastanowimy – nauczono nas reagowania na bodźce zewnętrzne lub na ból wewnątrz ciała, a tak poza tym, minimalny ruch. Nauczyć się odpuszczać, nie reagować na zewnętrzne impulsy, rzeczy, ale odpowiadać na wewnętrzne ruchy, zmiany płynące od środka nas.
Zakończenie
Pierwsza przygoda subtelna prowadziła do wielkich drzwi, które pokazały trzy tunele. Cały ten system moglibyśmy podciągnąć do tematu samodoskonalenia, ulepszania, takiej trochę nadgorliwości. Jednak miało to wymiar techniczny, cybernetyczny, elektroniczny, czyli częściowo sztuczny, niefizyczny. Druga kreacja przypominająca dysk, z fałszywym światem wewnętrznym, była niezłą manipulacją, ale jednak sprytnie utkaną. Już nie tylko działał tu kod, ale program „Zawsze jest coś do ratowania”, „Zawsze jest coś do naprawy”, który obrazuje tworzenie bodźców, nadaktywności, nawyku szukania ciągle dziury. Dodatkowo działanie kwadratu wpływu jako struktury karmicznej, która przesuwała struny, wprowadzała stany, interakcje, niekończące się bodźce, ataki dotykające nawet wzorców biologicznych, rodowych podtrzymywała stres, napięcie w ciele. Proszę sobie wyobrazić: dwa uruchomione stare konflikty biologiczne aktywne w ciele, dziwna sytuacja życiowa, w którą zostało zaangażowanych trochę istot zależnych od jednej istoty z kwadratu, uruchomiony akurat w tym czasie cykl rodowy, dwa silne ataki w ciało eteryczne (matrycę), wybite ciało astralne ze zmienioną częstotliwością, zablokowane ciało mentalne. Nad jednym ciałem dwa szaraki, które potrafią zatrzymywać czas w przestrzeni, w gęstości astralnej trzy reptile zmieniające się, jak na warcie, w gęstości mentalnej istoty przypominające gnomy, ale bardziej robotowe. Wszyscy naszpikowani technologią, znają każdą częstotliwość, twój wzór, bo kiedyś jako idealista, wszystkie swoje problemy, wyzwania opisywałeś na forum publicznym. Każda z istot z kwadratu doskonale zna twoje mocne i słabe strony. Oczywiście uwalniasz się z tego wszystkiego aż trupy ścielą się gęsto, odkrywasz nowe wzorce, kody, programy – ale coś tutaj jest nie tak, bo nie ma temu końca. Nie ma, bo głęboko w sobie wiesz, że twoje ciała subtelne, twoja część subtelna została tak skonstruowana. A więc musisz ją przebudować, wrócić do tego, co znasz, kim byłeś i po co się na to wszystko zgodziłeś.
Więcej wcale nie oznacza lepiej.
Szybciej wcale nie oznacza dalej.
Mocniej wcale nie oznacza pełniej.
Wszystko to pochodzi z zewnątrz, wybija własny rytm, próbuje zmienić osobistą częstotliwość, przekierować, złamać, zatrzymać. Mimo tego, że udało się różnym istotom – za pomocą własnej technologii – skopiować mój świat wewnętrzny (podświadomy) i jest to możliwe wobec wszystkich istot żyjących na tej planecie, to jednak zadziałały dodatkowe programy osobiste, które pozwalały „wybić” świadomość z własnego centrum, domu i przekierować dalej. To efekt nadaktywności, ale też nawyku w ciele fizycznym, nawyku, który zmusza do ciągłego badania, analizowania, ruchu, zmian. Nawyk ten, chociaż pomocny, zapomina, że po lecie przychodzi jesień, po jesieni jest zima, a po zimie przychodzi wiosna. Wszystko ma swój rytm, cykl, miejsce i czas.
W tym pokręconym mocno życiu, moją ostoją nie było sanktuarium wewnętrzne, miejsce w fokusie 27, ale zwyczajne, codzienne życie, pisanie, które mnie relaksowało – chociaż zajmowało ogromnie wiele czasu i było kosztowne finansowo. Dlatego rozwój, pracę, sesje zawsze opieram na kontakcie i odniesieniu do rzeczywistości, do wydarzeń z dnia codziennego; dlatego duchowość kontruje z symboliką senną, ponieważ bez tego duchowość staje się pułapką, beczką bez dna, jest jak czarna dziura. Wiedza i duchowość, którą prezentuję, wyjaśnia wiele procesów, potrafi im przeciwdziałać, jest wbrew pozorom prosta, ale musimy pamiętać w jakiej rzeczywistości żyjemy, że wszyscy jesteśmy „stworzeni” w jakimś celu, mamy różną budowę subtelną, bo takie założenia miała nasza dusza/wyższe ja i istoty od których była zależna, bo nie ma co się oszukiwać, że za swoje wcielenie i plan wcieleniowy odpowiadasz w 100 procentach sam. Ale to nie temat na szukanie winnych, to temat na zrozumienie, jaka jest TWOJA PORA ROKU, JAKI TO OKRES, czy jesteś koniem pociągowym, jesteś przebodźcowany, zmęczony czy może głodny pracy, wrażeń, świadomych zmian? Każda pora wymaga czegoś innego od ciebie: buduj/składaj, sprzątaj/wyrzucaj, czerp zyski ze swojej pracy, odpoczywaj. Dodatkowo w założeniach fizyki kwantowej, działaniu ingerentów, okupantów tego świata – jest mnożenie przeżyć, ale fałszywych, które mają zatrzymać, wybić, wyciągnąć energie, zawiesić na obrazie, hologramie, cudzej kreacji. Dlatego postawienie na piedestale swojego jasnowidzenia, jasnoczucia, metody, umiejętności jest pułapką, bo każdy zmysł można oszukać, każdą metodę podrobić, a zmiany mogą uruchomić dawno uśpionych strażników, którzy zaczną blokować. Twoim zegarem jest twoje ciało, twoje serce, ale nie gdzieś w polu duchowym serca, ale w tobie samym.
Im więcej wiemy, potrafimy, tym bardziej widoczni duchowo jesteśmy, a to interesuje wiele istot duchowych, które chciałyby spijać śmietankę, czerpać korzyści nie ze swojej pracy. W świecie duchowym nie możesz być „miękki”, ale również w tym życiu nie możesz być słaby, bo jak sam zauważyłeś, ten świat zjada słabych, tworzy ofiary, które uzależniają się od swoich katów. Takie wydarzenia i postawy tworzą dziwną siłę, trochę ciemną, która próbuje wmówić, że empatia, dobro, ciepło, serdeczność, własny rytm – to wszystko nie jest potrzebne. A to kłamstwo, lecz warto zacząć od siebie, sobie dać ciepło, dobro, zrozumienie, odpoczynek. Kiedy odpuścisz, świat duchowy się nie zawali. Ty sam od dania sobie na luz nie staniesz się słabszy, mniej efektywny. Nawet twoja dusza się nie obrazi, bo życie to nie wyścig, tu nie ma mety ani startu, nie ma czasu ani żadnej nagrody. Jesteś tylko ty, więc przestań zapierdalać jak ostatni reksio, robić wszystko za wszystkich, dawać się zjadać darmozjadom, pasożytom, którzy wyciągając z ciebie potem traktują jako swoje własne. A jeśli jesteś ostatnim leniem, może mógłbyś coś zrobić, ale jakoś nie bardzo ci się chcę, bo w sumie to nie ma najgorzej. Może przyjść taki okres w którym ciało, rzeczywistość, jakaś sytuacja powie: „No chłopie/dziewczyno, trzeba było się przygotować, ale miałeś/miałaś to w dupie”. I zamiast korzystać z owoców swojej pracy, tym kim jesteś, czym jesteś, musisz zakasać rękawy i wyprostować parę spraw, zrozumieć lepiej siebie, bo od siebie nie da się uciec. Jeśli bierzesz się do pracy, proszę cię mocno, pilnuj swojego rytmu, sprawdzaj jaką masz wewnętrzną porę roku i zawsze, ale to zawsze odnoś wszystko, co robisz, do rzeczywistości. Taki rozwój, praca, duchowość jest szalenie trudna, ale jest niepodważalna, niedościgniona i wspaniała. Odpoczywaj i pracuj. Sadź ziarna, podlewaj, obserwuj i zbieraj plony.
Nikodem Marszałek
maj, 2023 r.