List
Tak mi przyszło na myśl, że wzorce pokoleniowe są jak nici. Widziałam wykład jakiejś pani na ten temat. Testuję sobie jej sposób, ale go zmodyfikowałam, bo razem z duszą go robię. Ona poleca obecność, światło jakieś dziwne. Jak to robię technicznie? Rzucam temat, np.: „Nie mam szczęścia i proszę o pokazanie w mojej głowie tej nici pokoleniowej”; proszę o ustawienie się wszystkich przodków, których ten temat dotyczy i oni się ustawiają za mną, dalej kieruję się przez nić, jaka mnie z nimi łączy, do tyłu, aż poczuję „ścianę”, czyli początek. I w tym miejscu proszę duszę i [autor: system energetyczny, obce energie] o rozpuszczenie tego wzorca/programu/kodu i patrzę, dopóki wszyscy nie znikają, a ja zbliżam się do siebie i już znowu jestem w sobie.
Wnioskuję z energii słowa i dalszej części listu, że nie do końca to działa. Prawdopodobnie tak namierzają w tej metodzie problem, czyli działa rozpoznawczo.
W tym wszystkim brakuje pracy z emocjami, bo do uwolnienia potrzebujemy poznać historię przodka, bo to właśnie historia (straty, smutku, oddzielenia, żałoby) jest w naszym mózgu odciśnięta i na tej bazie mózg podtrzymuje dany program zachowania, który my też nazywamy karmą. Czasem wystarczy właśnie usłyszeć tę historię i wszystko się zmienia, program puszcza – dziwny przymus znika. Tych historii często nie znamy, ale kiedy je odkrywamy podczas wspólnej pracy, poznajemy historię rodu, jakiejś krzywdy i ją uwalniamy w niciach, korzeniach rodowych. Kiedy trafiamy na taką „ścianę” lub dziwne emocje warto się zapytać członka rodu: „W obliczu czego to, w reakcji na co, co się stało?”. Uwolnienie pojawia się dzięki uświadomieniu, a nie czarom w energiach. Dalej wycofujemy z siebie te wzorce zachowania i zwracamy je członkowi rodu, leczymy rany swoją świadomością i przyjmujemy własny sposób reagowania i odpowiadania. I już.
Opisałem kiedyś błędy praktyczne i manipulacje energetyczne, jakie zachodzą w takich metodach, jak ustawienia, regresing, NLP, lifeflow. Ten temat jest tak szeroki, a metod tak wiele, że nie ma sensu skupiać się na poszczególnych technikach. Chodzi o bardzo prosty model w trakcie pracy: uświadomienie, dotarcie do sedna, odpuszczenie i przyjęcie siebie (swojego).
Wybierałam tematy pracy (np. ten powyższy), no bo od czasu do czasu marudziłam, że nie mam tego szczęścia albo inni mówili, że go nie mam. Ale gdy pracowałam Twoim sposobem, czyli takim, jakiego uczysz podczas sesji przy uwolnieniach, to miałam energię na drugi dzień. A gdy robię to sposobem tej pani, to jest mi smętnie i mało się odzywam. Za to w mojej mamie widzę zmiany na lepsze, oj dużo lepsze. Mieli z tatą ostatnio duży kryzys życiowy, ale odkąd ruszyłam temat, coś się zmieniło w niej. A mi smętnie…
Jeśli czujesz zmiany po pracy ze mną, to po co szukasz ciągle nowych technik, metod? Rozwijanie swojej świadomości, szukanie innych sposobów radzenia sobie z wyzwaniem – w porządku. Tylko czy nie ma w tym zachowaniu czarnej postawy: szybciej, więcej, mocniej? Takiego grzebania dla grzebania? Czarne postawy mogą wpływać na twoje zachowanie, jednak „nowa technika” to typowo „biały” sposób pracy nad sobą. Dlaczego tak napisałem? Jeśli kosztem ciebie kto inny ma „lepiej”, mamy do czynienia z systemem, który jednemu odbiera, a drugiemu daje. Moje pytanie terapeutyczne brzmi: „Za jakie winy oddajesz swojej mamie własne energie?”, „Czy ona nie może czerpać z siebie?”, „Co chcesz w ten sposób podświadomie wyrównać?”.
Chyba również do końca nie rozumiesz mojego stylu pracy i sposobu podchodzenia do terapii, który jest wielowarstwowy (wielowymiarowy również). Ja nie mówię: „Myśl tak i tak, rób to i to, to jest dobre, to jest złe, w ten sposób będziesz szczęśliwa, a tak osiągniesz sukces”. Mamy tendencję do szukania przewodnika, który wskaże nam, jak mamy żyć. Ja opisuje w formie metafor (języka podświadomości), zadaje pytania, które odnosisz do siebie i swojego życia, a więc kieruję do twojego własnego wnętrza, twojej mocy sprawczej. Ty uciekłaś do metody i nauczyciela, który ci paluszkiem pokazał technikę od A do B, ale sama przyznałaś się, że nie działa i jeszcze dodatkowo oddajesz swoje energie. Różnica między zdrowym rozwojem, a rozwojem konsumpcyjnym lub rozwojem kontrolowanym polega na tym, że w tym pierwszym jesteś gotowy/gotowa włożyć wysiłek, przyznać się przed samym sobą do wielu rzeczy, jest w tobie ciągły głód nauki, poszukiwanie; w tym drugim przypadku to ty wybierasz elementy, jakie chcesz puścić, segregujesz, nadbudowujesz, czyli kontrolujesz za pomocą ego (innymi słowy, wzorce mają władzę nad tobą).
I trochę zaczęłaś żyć życiem swoich rodziców. Jeśli tak jest, to co odtwarzasz lub co sobie próbujesz zwrócić z młodości?
Zobacz. Kolejny raz zadałem pytanie nad którym warto się zastanowić. Pytania, a nie techniki, zasady, dekrety, odwoływanie się do nie wiadomo czego są podstawą skutecznej terapii i pracy nad sobą. Inaczej pomijasz element mózgu automatycznego, podświadomości i przenosisz swoją moc sprawczą, wiarę w siebie w cudze (obce) ręce. Sama odpowiedź na pytanie – kiedy wchodzimy głęboko w siebie, nie oszukujemy – nie tylko uwalnia, ale zwiększa naszą własną świadomość.
W sumie zastanawiam się nad tym, czy gdy wycofa się z siebie atom permanentny rodu, to odchodzą wzorce zachowania? Chyba że trzeba je wyczyścić z pamięci komórkowej? Ostatnio nad tym myślę i tu działam.
Mówiłem wcześniej o „grzebaniu dla grzebania”. Atom permanentny to podświadomość, a tu chodzi o podświadomość rodu. Transformacja (czyli twoje wycofanie) jakiegoś pakietu z podświadomości rodowej powoduje zwolnienie ich członków z podświadomego (nawykowego) działania, pojawia się dopływ nowej energii, czyli reakcji. Dlatego jak ty pracujesz nad czymś, uwalniasz w sobie, to zmienia się w ludziach ci bliskich, a nawet u tych, których nie znasz. Pracy z rodem również uczę.
Pamięć komórkowa to nic innego, jak podświadomość. Chodzi bardziej o zrozumienie tego, że komórka pamięta i komórka reaguje i wpływa, czyli wszystko się zmienia przez:
a) uświadomienie sobie przyczyn danego ucisku, bólu, myśli, emocji, reakcji;
b) dobre nastawienie, wiarę w rozwiązanie, pojawienie się odpowiedzi, pomocy;
c) dobre uczucia, ciepło, miłość.
Więc jak się pojawia problem, panika, silna emocja, zamiast reagować nawykowo – głęboki oddech, cisza i pytania:
- Co spowodowało pojawienie się tych symptomów?
- Od kiedy tak się czuję, tak myślę, przez co?
- Co musiałabym/musiałbym zrobić, żeby to uzdrowić?
Wolałbym, żebyś patrzyła bardziej w siebie, szukała w sobie tego, co w ciele gra, co w głowie, w sercu, w życiu, i jak na to reagujesz, i rozważała to w sposób, jaki pokazuję, czyli korzystała ze świadomości kontaktującej się ze swoim ciałem.
Puścić – oznacza zrozumieć.
Uzdrowić – oznacza czuć się lepiej.
Żyć – oznacza nie wyszukiwać problemów.
Teraz rozmawiamy bardziej o fizycznej i biologicznej pracy. I trochę czuję, że uciekasz od swojej mocy, siły, uciekasz od kontaktu z duszą. Zrób coś z nią, ale na jej poziomie, niech pozwalnia razem z tobą.
Dusza się uparła na Ciebie i Twoją wiedzę i metodykę pracy. Ja nie wiem, czemu tak jest, przecież można korzystać z wielu narzędzi, również innych osób.
Z tego, co pamiętam, korzystałaś w przeciągu ostatnich dziesięciu lat z różnych metod, praktyk, przeczytałaś niejedną książkę.
Cytuję: „można korzystać z wielu narzędzi, również innych osób” – widocznie jesteś na tym etapie życia, w którym potrzebujesz zrozumieć nowe mechanizmy oddziaływania na siebie, chcesz dotrzeć do siebie wielowymiarowo. Więcej technik, szkoleń, książek, metod nie musi oznaczać „więcej spokoju” i „większej mądrości”. Ja robię cały czas to samo, ale ponieważ się zmieniam, styl i wiedza, jaki prezentuję, ewoluują. Duża gałąź mojej wiedzy nie została przeze mnie opisana w książkach czy przedstawiona w artykułach – ona wychodzi na powierzchnię dopiero podczas pracy na żywo.
Robi tak samo jak 2 lata temu, kiedy pierwszy raz do Ciebie napisałam, nieświadomie i nie wiedząc po co to robię. Przeglądam inne strony internetowe, ale i tak przekierowuje mnie na Twoje artykuły… A ja się później czuję, jakbym męczyła Cię swoim „w końcu rozumiem!” ;P.
Nieraz dostaję listy od ludzi, którzy mówią: „Potrzebowałem czasu, żeby odnieść się do twoich pytań lub je przyjąć – dziękuję”. Zanim informacja zamieni się w wiedzę, a wiedza w mądrość (twoje: „w końcu rozumiem!”), musi minąć trochę. Moje zadanie polega na towarzyszeniu, a osoba sama, swoim działaniem, uświadomieniem czuje się lżej, pełniej, wolniej, pewniej.
I jeszcze pewnie jest zaskoczona, że narzekam na swoją duszę. Kopiowanie cudzej pracy nie jest dobre, oj nie. Można się inspirować, ale trzeba samemu wymyślać sposoby. A ona trzyma się kurczowo. Działa, więc dajemy do przodu… 🙂
Tutaj masz wzór zachowania dlaczego tak skaczesz po metodach: „Kopiowanie cudzej pracy nie jest dobre, oj nie. Można się inspirować, ale trzeba samemu wymyślać sposoby”.
Użyję takiej prostej metafory. Swój rozwój często zaczynamy od Napoleona Hilla, Josepha Murphy’ego, czujemy potrzebę dalszej nauki, napotykamy Briana Tracy’ego, Anthony’ego Robbinsa, dalej budzi się głód duchowy, ciekawią nas te zagadnienia, zaczynamy od Eckharta Tolle’a, Osho, de Mello i pewnie tu też trafiasz na mnie. Właśnie w tym miejscu albo właśnie na tym etapie życia nie ma miejsca na bycie Kimś lub Czymś – jest po prostu dążenie do większej świadomości, głębszego zrozumienia siebie i świata. I to pokazuję.
Ty korzystasz z tego, co daję: z narzędzi, pytań, pewnych opisów, sposobów podejść do problemu, czyli ciągle się uczysz, inspirujesz – to bardzo dobrze. Chodzi o to, aby w życiu nie pchała cię karma i los – jak wielu ludzi – a twoje świadome, płynące ze zrozumienia, z serca wybory. Żeby tak się stało, trzeba ciągle poznawać siebie, odkrywać siebie, i uczyć się ode mnie (podczas szkoleń i sesji) jak „ogarniać” chociaż troszkę poziom ciał subtelnych (czuć otaczającą nas energię), czakr, karmy; jak mieć kontakt z duszą, jak podświadomość, wzorce biologiczne i wzorce przodków wpływają na całe nasze życie.
Podczas terapii – wywala…
Przypuszczam, że jesteś w chwili, w której masz (możesz) zmierzyć się z czymś trudnym i uciekasz, jakby jakaś część ciebie chciała odciąć, wybielić problem, przyśpieszyć na czarno – zamiast uwolnić. Wyzwanie leży jeszcze w czymś innym. Dwa lata temu spotkałem kolegę ze szkoły – nie widzieliśmy się dobrych dwadzieścia lat. Był on jednym z najlepszych uczniów w szkole, obecnie jest ekspertem od liczb, podatku – ekonomiczno-matematyczny umysł. Przeczytał moją książkę Bądź zawsze sobą, wszedł na moją stronę i przeczytał liczne artykuły, jakie na niej były. Miesiąc później znowu się spotkaliśmy i usłyszałem: „Nikodem, to wszystko, co prezentujesz, jest spójne, scalone, wywodzi się z jednego. I nieważne, czy poruszany temat dotyczy związków, miłości, seksualności, rozwoju, duchowości, biznesu, zdrowia, życia – jest to jeden logiczny ciąg, całość”. Chodzi o pewien sposób myślenia, działania, odpowiadania, spoglądania na pewne rzeczy, o takie życie bez narzucania presji, ciągłego nieuświadomionego pociągu, ulegania różnym siłom. Chodzi o znajomość siebie i uczenie się siebie. Różne metody wyręczają cię w pracy nad sobą. Człowiek gubi się w tych technikach, zamiast – jak napisałem wcześniej – dopasować rozwój do siebie. Może dobiłaś w tym momencie – i to jest dobra myśl, tak czuję – do ściany, z której nie chcesz zrezygnować. Nie wiem dokładnie, jakiego aspektu życia ta ściana dotyczy, ale coś wrośnięte w ciebie buntuje się, walczy o przetrwanie wzorca zachowania. Dlatego to cię przekierowało na jakaś metodę.
Przez swoje czarne wzorce (powiedzmy: piekiełka) to jest tak, jakbyś dopiero uczyła się w swoim życiu działania w grupie, z ludźmi bez tych samych wzorców, co twoje; wiesz – dzielenie się, współpraca, przywództwo, korzystanie z narzędzi innych, z ich mądrości, przyjmowanie pomocy bez poczucia bycia kimś gorszym. Może to jest właśnie odpowiedź na twoje wyzwanie w pracy? Czyli pytanie, przed czym chcesz znowu uciec?
Mimo wszystko ćwiczenie: zamknij oczy, puść się tej poręczy, której się tak trzymasz. Po prostu ją puść. Zrób parę kroków bez niej. I jak się czujesz?
PS. Po wysłaniu listu dostałem odpowiedź:
Po przeczytaniu tego, co napisałeś, poruszyło się we mnie coś, pojawiła się radość i jednocześnie chęć ucieczki. Coś w stylu małego chochlika, który szepcze: „A ja wiem, że on ma rację, ale sobie jeszcze…”. Takie myśli: „Ej, jeszcze na chwilę”, „Później”, „Jeszcze nie, nie teraz”. Uciekanie czuję wyraźnie.
Dobrze napisane, bardzo dobrze, profesjonalnie. Powinno mnie przerażać, że ktoś o mnie wie więcej, niż ja o sobie samej. Mimo, że czuję się „przeskanowana”, jakby przeźroczysta dla Ciebie, to o dziwo czuję spokój. Bo przecież nie będę chować niczego w sobie lub uciekać od tego, czego się wstydzę, a co zostaje wyciągnięte ze mnie, pokazane mi i później uzdrowione. Wiem, że nie o rację chodzi, tylko o prawdę (śmiech). Po co się samookaleczać, chowając igły w sobie samym?”
Radość może być wynikiem odsłonięcia kart – sekret wyszedł na jaw. Mimo tego wszystkiego, co piszesz, chochlik (wewnętrzne dziecko) chowa igły (widocznie mają one jakieś specjalne działanie). Ten chochlik, wewnętrzne dziecko – ma nad tobą ogromną władzę. Na teraz muszę to zaakceptować, bo twoim zadaniem jest go bliżej poznać, porozmawiać, zrozumieć. Moja praca odniosła sukces, bo masz kontakt ze swoim wnętrzem, jesteś świadoma. Brawo.
Dodam na zakończenie.
Świadomy rozwój wewnętrzny polega właśnie na byciu w stałym kontakcie ze swoim wnętrzem, nawet jeśli coś nas boli, gniecie czy pojawia się ów chochlik, który tak kurczowo trzyma się starego obrazu siebie i świata, walczy w nas, wyrzuca, odpycha. Wówczas nie ma innej rady, jak ponownie zaufać sobie i wierzyć, że mimo wszystko poradzimy sobie z tym, co jest w nas i co nas spotyka, że to nowe, niepoznane, ma większą wartość niż to stare, poznane. Wierzę w to, co powiedział Albert Einstein: „Tam, gdzie jest wola, jest też i sposób”.
Nikodem Marszałek
Październik 2017