Wstęp
Kiedy pracowałem jako coach – co nadal się zdarza, bo to zależy od problemu czy stanowiska danej osoby, która do mnie przychodzi – wyzwania, przedstawianie alternatyw, innego spojrzenia czy szukanie samych przyczyn wyzwań osobistych lub tych, które dotyczą firmy, są zawsze dynamiczne. Jednak są tematy i zagadnienia o dużej komplikacji wewnętrznej i zewnętrznej, wymagające dużo większego nakładu czasu i pracy. Jak każdy z nas wie, praca nad sobą, ale też praca z innymi ludźmi nie zawsze jest usłana różami. Jest ona trudna, wymagająca i uczy niesamowitej pokory do historii osoby, jej wyzwania, ale też również do własnej mocy i niemocy. Bez postawy szacunku wobec własnej mocy i niemocy, ciągłej nauki, otwartości, tworzy się tzw. echo chamber. Definicja echo chamber brzmi (tłumaczenie własne): „W dyskusjach w mediach informacyjnych, zamknięta przestrzeń, w której wypowiadają się tylko osoby o takich samych lub zbliżonych poglądach odnosi się do sytuacji, w których przekonania są wzmacniane lub wspierane poprzez komunikację i powtarzanie w zamkniętym systemie, i odizolowane od obalenia.[1] Uczestnicząc w zamkniętej przestrzeni (grupie), ludzie mogą szukać informacji, które wzmacniają ich istniejące poglądy bez napotykania przeciwnych punktów widzenia, potencjalnie skutkujących niezamierzonym efektem potwierdzenia (ang. confirmation bias)”.
Istnieje drugie wyzwanie współczesnego świata. Jest to postawa pośpiechu, ma być na już, na wczoraj. Najczęstszy wynik tej postawy brzmi: „Czy jedna sesja wystarczy?”, „Czy jedno spotkanie wystarczy?”, „Czy w ciągu dwóch godzin rozwiążemy ten problem?”, „Czy ta tabletka mnie wyleczy?”. Na ten zestaw pytań nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Popatrzmy na przykład.
Otwarcie – brak echa
Przychodzi pani menadżer, bo czytała moje trzy pierwsze książki „Motywacja bez granic”, „Odrodzenie Feniksa”, „Bądź zawsze sobą” i szuka najlepszego rozwiązania dla swojego wyzwania w pracy. Jeden z jej działów nie współpracuje, jest trudny, ale nie może nikogo zwolnić (bo w oczach szefów byłoby to okazanie słabości). Proszę o nazwę firmy, ilość pracowników, nazwy departamentów. Patrzę jak przepływa energia i wskazuję na jednego pracownika. Mówię: „Proszę go przenieść do innego działu (pokazuję do których) lub zwolnić bez pytania szefów”. Potrzebowaliśmy na to tylko dwóch godzin. Co się stało później? Energia w całej firmie się zmieniła. Rozwiązanie tego było dla mnie proste, a dla pani menadżer mistyczne i uwalniające, bo była „zakleszczona” i „sparaliżowana” przez postawę szefów i własnej karmy „z tym gościem”. Wymagało to jednak lat praktyki, podważenia swojego starego stylu pracy opierającego się na wiedzy akademickiej, działania tylko z poziomu intelektu, logiki i otwarcia siebie na aspekt duchowy, mistyczny. Czyli pozytywny wynik wymagał poszerzenia swoich zmysłów na to, co jest możliwe i dostępne w życiu. Dlaczego o tym mówię? Bo takiej postawy wymaga zdrowe podejście do życia i każdego jego aspektu.
Mamy takie mechanizmy obronne, jak: projekcja, przeniesienie, wyparcie, racjonalizacja. Po co one powstały? Ano po to, żeby chronić kruchy wizerunek własny. Teraz osoba szuka rozwiązania dla swojego problemu, który jednak blokowany jest przez projekcję i przeniesienie, czyli szukanie winnych poza sobą. Jak dotrzeć do takiej osoby w ciągu tylko dwóch godzin, bo tylko tyle ta osoba przeznaczyła? Można opowiedzieć metaforę, podać przykład – co często stosuję, wprowadzam ciało w ruch, rozrysowuję linię życia. I co się dzieje? U jednych osób mechanizm puści, pojawi się „eureka”, zaczyna się ciało dosłownie śmiać, bo nastąpiła uzdrawiająca konfrontacja. U innych pojawi się poczucie niezadowolenia lub mózg przez mechanizm racjonalizacji poczuje się zaatakowany, bo sprawa nie przybrała obrotu: „tak jak myśleli”, „tak jak to widzieli”, „tak jak sobie to wyobrażali”. I właśnie tutaj dochodzimy do pewnego sedna. W pracy nad sobą i w pracy z innymi ludźmi NIC SOBIE NIE WYOBRAŻAMY i NIE ZAKŁADAMY Z GÓRY, nie stawiamy także danej metody, techniki, stylu pracy nad nowe, nieznane, zaskakujące sposoby rozwiązania sytuacji. Co się zmienia dzięki temu?
W ten sposób zaczynamy bardziej wierzyć swojemu wnętrzu, intuicji, doświadczeniu, mądrości i chwili teraźniejszej niż konkretnej wyuczonej technice, stylowi pracy, metodzie, schematowi pracy, osobie, jej nazwisku, hurraoptymizmowi innych zgromadzonych wokół tej osoby. Dzięki tej postawie nie poddajemy się pułapce umysłu i wpływowi ego, jesteśmy bardziej elastyczni. Także – i na całe szczęście – nie wkładamy drugiej osoby w swoje własne ramy i ograniczenia. Do czego prowadzi taka postawa?
Do tego, że nie mamy oczekiwań, wyobrażeń, nie snujemy fantazji, nie ulegamy hurraoptymizmowi, bo wiemy, że w nas i drugim człowieku jest: moc i niemoc, mądrość – lenistwo, chęć uwolnienia i chęć wytłumaczenia, ulga – trauma, radość – żal, sukces – porażka, odpowiedzialność – wyparcie. Żyjemy w dualnym świecie, wszystko ma tutaj specyficzne przeciwieństwo, jak w wahadle. Kiedy wiemy, że to w człowieku jest rozwiązanie, jego własna moc, siła sprawcza – nie patrzymy na żadne z przeciwieństw, bo skupiamy się na chwili teraźniejszej, co ona przynosi, co się dzieje w dynamice. Każda chwila jest inna, nasz aktualny stan psycho-fizyczny się zmienia i tak jest również z ludźmi dookoła nas.
Zamknięcie – echo
Pracowałem z dziewczyną, która chciała zakończyć terapię ze swoim psychoterapeutą (reprezentował szkołę psychodynamiczną i psychoanalizę), ale nie potrafiła tego uczynić. Była z nim w kontakcie od półtora roku i pracowała w trybie przyśpieszonym (osiem sesji miesięcznie). Podczas pierwszej wspólnej pracy przez Internet zwróciłem uwagę, że „wystawia” w moim kierunku wewnętrzne dziecko, czyli miałem odczucie, że nie rozmawiam bezpośrednio z nią, tylko z jakimś wzorcem, obcą osobowością. Okazało się, że dziewczyna w kontakcie ze mną przeniosła nawykowo podejście, jakie miała do swojego terapeuty. Zadałem pytanie: „Czy twój terapeuta był świadom, że grasz przed nim?”, „Czy wyczuwał, że jesteś ty i to wewnętrzne dziecko?”, „Czy poinformowałaś go dlaczego chcesz zakończyć terapię?”. Podczas naszej pracy scaliliśmy to wyparte wewnętrzne dziecko i jej kolejny kontakt z terapeutą był zupełnie inny. Dziewczyna dorosła i nie czuła się przy nim jak małe dziecko, które szuka stale ojca. Na kolejnym spotkaniu powiedziała, że czuje się gotowa skończyć terapię (nawet nie pozwoliła powiedzieć, że przerywa terapię) i zapytała bezpośrednio swojego terapeutę: „Dlaczego pan przedłużał terapię, jeśli widział, że to nie ma sensu?”. Odpowiedział: „On jako terapeuta nie mógł nic zrobić, bo gotowość musi pojawić się w drugiej osobie. I kontakt był bardzo intymny po takim okresie”. Kiedy zapytała go dalej: „Czemu nie pozwolił jej scalić wewnętrznego dziecka?”, usłyszała: „Bo w takie terminy nie wierzę. One nie istnieją”. Kiedy dziewczyna opowiadała o swoim uwolnieniu, rozmowie z tym mężczyzną, co dla większości byłoby przecież dosyć proste, czuć było w jej głosie i słowach poczucie ulgi. Jednak dorosłość pokazała w swojej postawie wdzięczności wobec swojego terapeuty za to, co jej pokazał, naświetlił, bo wiedziała jednocześnie, że nic więcej z tego już nie wynikało. Dodatkowo, czego pewnie był świadomy terapeuta, jej sprzeciw wobec niego, odejście, było tak naprawdę sprzeciwem i pożegnaniem toksycznego ojca. Z drugiej strony pojawia się pytanie dotykające etyki pracy: „Czy chodziło również o biznes, klienta, pieniądze, traktowanie stale jak chorego, trwanie w terapii przez wiele lat?”.
Jest to świetny przykład „echo chamber”. Mamy dziewczynę, która skierowała się po pomoc, ale po półtora roku intensywnej pracy nie czuła już żadnego progresu, zmiany, inspiracji tylko dziwne trwanie, opowiadanie tego, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Mamy terapeutę, który zamknięty w swoim systemie przekonań nie patrzył na tu i teraz, zachowanie swojego klienta, tylko – jak sama opowiadała – zawsze odbierał ją w ten sam sposób lub wewnętrznie zmuszał do przyjęcia danej pozycji. Oboje weszli w rolę dokładnie taką, jak uczą te ścieżki terapeutyczne! Oboje weszli w pułapkę. Widzimy jednak, że gdyby terapeuta wyszedł ze swojej głowy, wyuczonego systemu, otworzył się na inne opcje, możliwości – jego klient czułby stały rozwój, progres i widział, że jest odbierany żywo, nie jak pacjent, ale człowiek, który wykonuje pomiędzy sesjami pracę nad sobą. Oczywiście pozwoliłby scalić wewnętrzne dziecko – zamiast się z nim dosłownie „cackać” przez tyle miesięcy.
Otwarcie – brak echa
Dostałem zdjęcie syna od bardzo zaangażowanej mamy. Po oglądnięciu zdjęcia pomyślałem sobie niemal od razu: „Trudny przypadek, ale jedziemy”. Już w tych krótkich zdaniach widzimy, że można mieć zaufanie do swoich umiejętności, ale szacunek (nawet pewien respekt) do problemu, wyzwania przed którym stoimy, bo jest on niewiadomą. Sesja będzie nosiła tytuł: „Kosmici na Ziemi i Asperger”. Sytuacja się ciekawie rozwiązała, bo po uwolnieniu niższe ciała wpadły w nowy „rezonans”. Porozmawialiśmy z mamą, wysłała nowe zdjęcie syna i zacząłem szukać, analizować, patrzeć na całą sytuację. Co ten przykład pokazuje? Musimy jako ludzie nauczyć się obserwowania tego co zachodzi po uwolnieniu, co się dzieje, jak zmiana porusza kolejne lub dosłownie wybija – podświadome lub duchowe – tamy, blokady, kolejne wzorce. Różni nauczyciele i przedstawiciele metod na całym świecie mają przekonanie, że to oni dysponują najlepszą metodą: duchową, ezoteryczną, hipnotyczną, relaksyjcyjną, oddechową, ruchową, systemową. Nie! Praca nad zmianą, która dotyka biologii, motoryki, wzorców psychicznych, zmian chemicznych w mózgu, ale też praca duchowa nad ciałami subtelnymi, które przecież wpływają i modelują ciało fizyczne, to jak fala, taka amplituda, góra – dół, dół – góra. Trzeba być detektywem, takim węszącym psem, szukać, nie zawieszać się, podważać swoje tezy, patrzeć na reakcje drugiego człowieka w miejsce zakładania, że po jednej sesji, hipnozie, sesji oddochowej, past-life regres koniec tematu. A co, jeśli po jednej sesji dopiero zaczyna wychodzić z danej osoby, nie było żadnej bazy, fundamentu na którym można budować? Faktycznie idziemy dalej, nie zawieszamy się, ale nie wszystko można zrobić z każdym człowiekiem, czazem trzeba zacząć od małych rzeczy.
Użyte przeze mnie na początku wyrażenie „niemoc” jest bardzo ważne, bo człowiek ma taką tendencję do stawiania siebie i swojej lub wyuczonej metody (techniki) na piedestale nie wiadomo tak naprawdę czego. A jak człowiek sam nie postawi się na takim tronie, to stawiają go uczniowie, słuchacze, subskrybenci, bo w hurraoptymizmie tworzą wokół metody, nauczyciela, ścieżki, guru, danej osoby „echo chamber” lub zwyczajnie towarzystwo wzajemnej adoracji. Niestety taka postawa blokuje dalszy rozwój siebie, metody, ścieżki, bo brakuje innych na tym samym poziomie lub wyższym, którzy potrafiliby wskazać słabe punkty metody, terapii, podejścia, widzenia lub zainspirować – przez wspólną rozmowę – do poszerzenia własnych wglądów. Sam tego doświadczyłem dlatego cały proces nazwałem „Każdy musi doświadczyć swojego forum”. Popatrzmy.
Zamknięcie i otwarcie – rezonans
Kiedy prowadziliśmy forum przez wiele lat (2008-2013) mieliśmy specjalny dział: „Inne metody, filozofie, techniki”. Poruszaliśmy i rozbieraliśmy wiele (dziesiątki) różnych metod terapeutycznych, duchowych, ezoterycznych. Wskazywaliśmy słabe i mocne punkty, czy są jakieś podłączenia, z czego korzystają, ale też co można byłoby zmienić w danej metodzie na plus.
Mimo, że pojawiali się ludzie, którzy wspierali nasze badania metod, opowiadali swoje historie – nie miałem wówczas wypracowanej neutralnej postawy, bo miałem przekonanie, że nasz styl pracy subtelnej oraz pracy z duszą jest najlepszy na świecie. Mimo, że mogło tak być, bo poruszaliśmy i dotykaliśmy manipulacji nie opisanych nigdzie wcześniej, to życie pokazało, że świat jest bardziej kolorowy, ma różne odcienie, zaś same przebudowy z roku 2019 jeszcze bardziej wzmocniły – przynajmniej we mnie – potrzebę dalszych poszukiwań, ulepszania, doskonalenia. Piszę o tym, bo dowiedziałem się ostatnio, że należę do nielicznych przypadków nauczycieli, człowieka z dosyć długim stażem, który konsultuje się i rozmawia z innymi nauczycielami nurtów klasycznych, duchowych, ezoterycznych! Zlecam i mówię: „Hej, co tu można poprawić?”, „Jak to widzisz?”, „Zeskanuj mnie”, „Co widzisz?”. Wspomniałem na początku o szacunku do swojej niewiedzy i niemocy, bo ona zawiera szacunek do swojej wiedzy i mocy. Niestety moja postawa jest jak perła rzucona w morze, nie wiele tam znajdziesz podobnych, bo postawa naprawdę wielu ludzi, którzy kształcili się w jednej dziedzinie, nurcie (lub połączyli kilka) w pewnym momencie zamyka te osoby na pozostałe – jeszcze nieodkryte – możliwości, wglądy, odbiór rzeczywistości czy sposób podejścia do wyzwania. Drzwi zamknięte i pozamiatane, bo teraz taki człowiek (nauczyciel) wszystko próbuje rozwiązać „swoją” metodą, bo przecież jest najlepsza. Tak właśnie echo chamber wzmacnia swój rezonans. A przecież nie rozwijamy się przez pomnażanie tego co wiemy, ale dzięki szukaniu tego, czego nie wiemy, co nie wychodzi, dzięki porażkom, błędom. Nawet jeśli postawa wymaga zmiany, przemiany czy rezygnacji z danych przyzwyczajeń i przekonań – to puszczamy, odpuszczamy, działamy i idziemy dalej. Ten świat oszukuje, bo ludzie „sprzedają siebie” jako perfekcyjnych, idealnych i mają rozwiązanie dla każdego twojego problemu. A to jest zaprzeczenie do rzeczywistości! Sokrates mawiał: „Tylko głupcy nie mylą się nigdy”. Dlaczego tak powiedział? Bo wiedział, że im ktoś jest mądrzejszy, tym lepiej wie, jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Jego słynna myśl: „Najmądrzejszy jest, który wie, czego nie wie”. Samo dążenie do wiedzy pozwala dalej szukać, zadawać bardziej wnikliwe pytania, ale to wymaga elastyczności w myśleniu. Jezus powiedział „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3). Jest taka przestroga: „Strzeż się ludzi, którzy są pewni tego, że mają rację”. Natomiast mimo całej mądrości ludzkości – obecny świat Ery Wodnika uczy inaczej, narracja brzmi: „Nic nie zmieniaj. Niech świat się zmieni. Ty jesteś OK”.
Nie zakładajmy również, że jedna sesja, hipnoza, odczyt, spotkanie załatwi cały twój problem lub nawet cokolwiek zmieni. Nieważne gdzie pójdziesz, do kogo, jak wiele pozytywnych opinii, poleceń, hurraoptymizmu. Twoje wyzwanie może być wielowymiarowe, np.
a) mieć przyczynę połączoną z historią rodową, wcieleniową,
b) posiadać nacisk karmiczny i astrologiczny,
c) mogą żerować ingerenci wzmacniając traumę,
d) dany wzór może być czymś esencjonalnym dla twojej budowy psychicznej i podświadomej,
e) dusza upiera się przy danym zachowaniu; dusza jest zbyt zależna na swoim poziomie,
f) nacisk rodzinny jest zbyt silny na aktualne możliwości psycho-fizyczne,
g) zbyt długie leczenie farmakologiczne, ingerencja bytu zmieniła chemię mózgu,
h) działają pieczęcie, śluby, inicjacje.
Czasem podczas pracy wyciągniesz kartę z samego dołu i domek runie, zrobiłeś miejsce na nowe. Innym razem trzeba powyciągać trochę więcej kart i nabrać dystansu, rozebrać, popatrzeć z kilku stron. Pojawia się też pytanie: „Ile i jak długo pracowaliśmy na daną postawę?”, „Jak długo ją zamiataliśmy pod dywan?”, „W ilu procentach jesteśmy gotowi popatrzeć na siebie z innej perspektywy?”.
Kiedy ustalam plan cyklu sesji (w wariantach 4 sesji/6 godzin) lub pytam po wspólnej pracy o sny, robię to z pewnego powodu. Otóż gdy pracowałem tylko intelektualnie, klasycznie – ignorowałem aspekt duchowy. Gdy pracowałem duchowo z duszą czy ciałami subtelnymi – w odstawkę poszedł temat podświadomości i ciała. Logiczne okazało się połączenie jednego z drugim. Dzięki cyklowi pracy wiem: co się dzieje wewnętrznie, mamy kontrolę nad procesem, czy coś/ktoś się nie miesza, nie ingeruje. Można szybko zareagować na pewne zmiany czy właśnie przez wytworzone momentum – osiągnąć pewne rzeczy szybciej. Dzięki analizie snów (stosuję tutaj podejście Junga) wiem, w jaki sposób podświadomość poukładała sobie temat, jaki zaszedł proces wewnętrzny, psychiczny. Dzięki rozmowie z częściami subtelnymi wiem, czy następuje integracja czy wybicie. Dzięki duszy wiemy, czy ona coś z tego wyciąga, motywuje czy latają strażnicy, którym się nie podoba to, co właśnie robi. Każdy poziom ma swoje prawa, zasady, wymagania. Napisałem w swojej ostatniej książce taki rozdział: „Nerwica w sesji, czyli jak psychologia i duchowość w jednym łóżku spały”. Obecnie nie da się pominąć żadnego z tych aspektów, a wielu ludzi – mimo że moje doświadczenie dało informację – ucieka do pracy tylko subtelnej, na poziomach duchowych z częścią subtelną, pomijając aspekt podświadomy, mózgu automatycznego czy choćby wpływu bytów, kolejnych ingerencji już po samej wykonanej pracy.
Postawa rozbijania echo chamber – współpraca
Czasem jest tak, że pracuję z kimś i proszę po jakimś czasie żeby udał się np. na ustawienia, terapie klasyczną, hipnozę regresyjną, hipnozę ezoteryczną, sesję oddechową, TRE. Nie robię tego z powodu braku umiejętności pracy z danym człowiekiem czy jego problemem, wyzwaniem, bo – jak wspomniałem wcześniej – nie stawiam innych metod na piedestale, lecz korzystam z zasady słabych i mocnych stron danej metody z uwzględnieniem doświadczenia danego człowieka. Przykład: ustawienia dobrze działają jako taki „młynek” na zgrubienia energetyczne czy zapętlenia rodowe. Terapia klasyczna pozwala rozwiązać podstawowe relacje wczesnodziecięce, deficytowe, wzmocnić wizerunek własny, odkleić się od swojego postrzegania, a to pozwala podczas naszej pracy wykorzystać moje mocne strony, czyli jeszcze głębsze – ale też szybsze – wejście w problemy rodowo-karmiczne, bo nie ma blokad na podstawowych zasobach. Sesja regresyjna jest dobrym rozwiązaniem na zatrzymaną energię w przeszłości, która się nakłada na obecne wcielenie. Hipnoza ezoteryczna jest dobra, jeśli ktoś chce się nauczyć widzieć subtelnie, więcej odczuwać, zobaczyć wyzwanie od innej strony, ale trzeba samemu wejść w hipnozę. Sesja oddechowa uczy kontaktu z ciałem i w jaki sposób wpływa hiperwentylacja na zmysły, zatory energetyczne. TRE dobrze działa na wyrzucanie stresu, który pozwala lepiej wejść w kontakt z ciałem subtelnym, wyraźniej się je odczuwa. Mimo tego pracuję z każdym typem obciążeń, bez doświadczenia czy wcześniej wykonanej pracy, ale na efekty trzeba czekać dłużej, bo jest więcej warstw do obrania. Moim zadaniem jako lidera jest ocena i określenie przydatności danej metody i gotowości danego człowieka – tak zresztą działam od wydania pierwszej książki, czyli 2005 roku.
Naszym zadaniem jest ocena i określenie przydatności danej metody i gotowości danego człowieka. Bez płynności, weryfikacji, stopniowania zamykamy się w postawie nazwanej „Każdy musi przeżyć swoje forum”. Moje doświadczenie w tym wymiarze było strasznie zduszające, odcinające od naprawdę bystrych, nowych, ciekawych odkryć, jakich pełno wokół nas (nawet jeśli miały charakter tez i hipotez). Prawdopodobnie człowiek i tak musi przeżyć to swoje „forum”, bo łatwo wejść w rolę nauczyciela danej metody czy przedstawiciela, dołączyć do większej grupy od siebie i wzmocnić własne poczucie mocy. Ale postawa lidera wymaga od każdego z nas czegoś więcej. Jest to myślenie wielowymiarowe, wielowątkowe, szybka ocena problemu i sposobu na rozwiązanie – niekoniecznie stosując własne zasoby. Co widzę po takim działaniu? Przychodzi osoba po ustawieniach dosłownie przemielona, to daje nam łatwiejsze wejście w pole, bo człowiek ma milszą aurę. Rozebranie struktury„bycia skamieniałym” zajęłoby nam pewnie wiele, wiele pracy. A tu proszę. Ktoś jest w trakcie terapii klasycznej lub dopiero ją zakończył – możemy pracować na poziomach subtelnych bez zastanawiania czy wyzwanie, czy problem (nawet duszy) obciąży psychikę, bo już wiemy, że osobowość sobie poradzi. Ktoś wraca po hipnozie regresyjnej czy ezoterycznej i zobaczył albo poczuł, że druga osoba mówiła to samo, co usłyszał już wcześniej, może ktoś zobaczył coś subtelnie, co nie było dostępne podczas pracy klasycznej, czy – jak u mnie – przez świadomość i koncentracje. Ktoś zaczął stosować TRĘ, ciało czuję się lżejsze, uwolniona została pamięć starych ingerencji, ataków, zamknięcia i nagle podczas pracy ze mną – ciało jest bardziej zrelaksowane. Naszym talentem, oczywiście wypracowanym, powinna być umiejętność oceny mechanizmu obronnego człowieka i oceny aktualnych możliwości psychofizycznych. Dodatkowo stosujemy zasadę wykorzystywania mocnych stron i dźwigania słabych, korzystając z zasady mojego nauczyciela z czasów motywacji Zig’a Zig lar’a który mówił, cytuję: „Robimy wszystko z zasobów, jakie posiadamy” i „Wykorzystujemy wszystkie dostępne zasoby”, „Największym ze wszystkich błędów jest nierobienie niczego, ponieważ myślisz, że możesz zrobić tylko trochę”.
Wymiana, przepływ, ruch, brak oceny innych ludzi, metody czy jakości wykonanej pracy. Skupianie się na swoich mocnych stronach, podejściu, znajomość innych stylów, nurtów w celu rozwoju siebie i tych z którymi mamy kontakt. Świat obecnie tego nie uczy, mimo tego próbuję zaszczepić ten rodzaj postawy. Pracowałem z chłopakiem i słyszę: „Kurde Nikodem, byłem u Anny Atras i powiedziała dokładnie to samo, co ty. To, to, tamto było identyczne. Tak samo opisaliście mnie i moją partnerkę”. No właśnie o tym mówię. Podobieństwa, ale to małe różnice robią robotę, potęgują, wspierają i przede wszystkim – wyzwalają, podnoszą świadomość. Przeszkadza w osiągnięciu tej postawy krytyka, rywalizacja, niski wizerunek własny lub właśnie druga strona tego wahadła, jak duma i pycha. Przeszkadza wyśmiewanie, umniejszanie, bo to od razu odbiera miejsce na naukę, łączenie faktów, wglądów, wyciąganie wniosków z tej różności. „Marszałek mi powiedział to. A „tamten” coś innego. Co jest prawdą? Prawdą jest to, co czuliśmy w tamtym momencie, co zostało poruszone, czego miało to dotknąć. Tylko tyle. Teraz już racjonalizujemy, a to mechanizm obronny. Szukajmy: co zostało zrobione, co zaszło po, jaki był opór ciała, miejsca? Świat obecnie nie uczy tej postawy, bo jest Era Wodnika wpleciona w postawę „dziel i rządź”. Żadna metoda nie jest najlepsza i nigdy nie była. Badania na forum pokazały, że 90 procent metod jest ledwie wystarczających, a mimo tego istnieją. Co nam to mówi? O tym, że psychika nie jest taka prosta, a ingerenci tacy głupi, jak się wydają, zaś same wyzwania i problemy są nawarstwione w nas, mogły być długo zamiatane pod dywan.
Model przepływu ludzi, informacji, wymiany, doceniania wspólnego wśród terapeutów, osób duchowych czy osób zajmujących się terapią klasyczną wydaję się mało realny, bo każdy jest nie tylko zamknięty w swojej przestrzeni (wspomniane forum), postrzeganiu, poglądzie, nurcie, ale też nie zawsze wiemy: co kto robi, jak to robi i po co to robi. Ale wystarczy tutaj zastosować intuicję, przeczucie wewnętrzne, np. jest taka metoda, jest taki człowiek. Mój brat pokazał ten model w zachowaniu społecznym w środowisku streamerów i youtuberów. Jest to już zbadane i nikt o tym nie pisze! Co się okazało? Kiedy streamerzy i youtuberzy walczyli o uwagę jednostek, nieświadomie tworzyli wokół siebie grupy podobnych sobie. Co to oznaczało? Streamera i Youtubera „A”, „B”, „C” oglądała ta sama grupa ludzi. Oni walczyli o uwagę (atencję, oglądalność jednostek), a okazało się, że nie muszą tego robić, bo mogą wzajemnie się polecać. Przykład. Jeśli ktoś ogląda Jordan Peterson, to pewnie ogląda jeszcze Joe Rogan, Lex Fridman, Andrew Huberman. Jest przepływ ludzi wokół danej grupy w miejsce straty. Nikt nie zabiera ci klienta, nie stawia w pozycji mniejszej, słabszej, kogoś mniej efektywnego. To panowie tego świata – bazując na ludzkich prymitywnych instynktach – zakodowali w społeczeństwie i Erze Wodnika. Co powiedzieli? Musisz oceniać innych, umniejszać ich zasług, zabierać, grabić i plądrować, wtedy masz dostęp do zasobów. Ich pozycja maleje. Twoja rośnie! A przecież wiemy, że człowiek może i potrafi działać inaczej. Dlatego mądrze jest wyciągać wnioski po pracy z kimś, rozbudować o swój model – i puścić dalej, polecić z serca. Wymiana, ruch. Stosuję to już od paru lat i próbuję to zaszczepić w modelu społecznym, ale dopiero to kiełkuje w środowisku rozwojowym. To działanie NIE JEST OKAZANIEM SŁABOŚCI. TO JEST POKAZANIE SIŁY i pewności tego, co robisz, jak działasz, kim jesteś, ale też – o czym wspomniałem na samym początku – pokory wobec złożoności ludzkiej natury i aktualnego stanu psycho-fizycznego drugiej osoby. Jeśli kogoś polecę, a ten ktoś ingeruje, żeruje, podłącza – źle to świadczy o mnie. Podobnie jest z drugą osobą, która poleciłaby mnie – dlatego nazywa się to polecanie jakości w stawie pełnym chwastów! Tak też nie pozwalamy na wytworzenie „echo chamber”, bo akurat w temacie rozwoju osobistego i duchowego, dostajemy od drugiego człowieka, nauczyciela, ale również klienta, feedback. A co się dzieje współcześnie? Super, pięknie, wspaniale – celebrowanie sukcesu to ważna rzecz, ale brakuje konkretnych pytań stymulujących rozwój, badanie, ewolucje. Przez polecenie, ruch, każdy się uczy więcej, bo więcej informacji przekazuje nam klient i drogi nauczyciel. Postawa win-win.
Nikodem Marszałek
Gdańsk, Polska
listopad, 2022
1 https://en.wikipedia.org/wiki/Echo_chamber_(media)