Zrobiłem sobie takie małe podsumowanie swojej działalności, która opiera się jednak o akt twórczy. Na początku tak do tego nie podchodziłem, to znaczy nie patrzyłem z punktu widzenia kreacji, czyli tworzenia czegoś i dawania tego światu, ludzkości czy poszczególnym osobom.
Pierwszy artykuł napisałem w 2004 roku, a rok później swoje pierwsze dwie książki: Motywacja bez granic i Odrodzenie Feniksa. Trzy lata później pojawiły się pierwsze opracowania z tematu duchowości: o duszy, energiach, czakrach nawet miałem szereg opracowań o hunie. Poruszanie kolejnych tematów i dziedzin traktowałem jako naturalny proces, niestety większość czytelników moich dwóch pierwszych książek nie przyjęła tego dobrze, ba, pojawiły się ataki w listach od teologów, księży, innych osób parających się motywacją. Mówili najogólniej: „Duchowość jaką prezentujesz, nie ma racji bytu”, „To się nie sprzeda”, „O jakiej ty pieprzysz duszy”, „Wszedłeś w g… o ezoteryczne”. Moje opracowania budziły zdziwienie nawet w środowisku duchowym, bo ktoś pisał o samoświadomej duszy i jej wpływie na życie w miejsce kolejnej książki o celach, motywacji i o tym, że wszystko możesz. Już wtedy wiedziałem, że nie jest to prawda, bo nie wszystko możesz i nie wszystkiego potrzebujesz. Dla mnie był to proces, który już wtedy miał w sobie to, co buddyści nazwaliby rozpuszczaniem potrzeb ego i kierowaniem się z tematów zewnętrznych, popularnych, modnych w stronę swojego wnętrza, tego, kim jestem, skąd pochodzę, co tutaj robię.
W 2014 roku zacząłem pisać Bądź zawsze sobą i po roku czasu udało mi się zakończyć akt twórczy. Nie obyło się bez problemów, bo trzy razy zaczynałem od nowa.
Wówczas badaliśmy metodę Berta Hellingera i pani od ustawień na samym końcu zajęła się moim tematem. Najogólniej wyszło, że nie mam pisać żadnych książek, artykułów, lecz znaleźć sobie normalną pracę; oraz że żadna moja książka nie będzie tym, czym myślę że będzie. Pani miała tu na myśli: dobrą sprzedaż, zrozumienie przedstawianych tematów. Pamiętam dokładnie, bo został ustawiony „sukces” i „porażka” i starsza pani weszła w rolę sukcesu i tańczyła po sali, była szczęśliwa i mocno się do niego przytulała, napełniała się nim, a pan w roli porażki po prostu stał. Podobnie działo się podczas badania wpływów Hierarchii Światła i połączonych z nią „lightworkerów” oraz wróżek. Wróżka rozłożyła karty, pomachała wahadełkiem i powiedziała: „Panie Nikodemie, pan miał karmiczne odrzucanie od grup, ludzi. Duchowo jest pan mistrzem, liderem, ale z powodu przyjętej przez pana ścieżki wcieleniowej pozostaje pan na uboczu, stale podlega pan krytyce, poniżaniu, odrzuceniu. Pana życie to taka droga krzyżowa. My to możemy wszystko zmienić, ale musi pan zrezygnować z pisania książek, pisania artykułów. Najlepiej, by znalazł pan inną pracę i zajęcie”.
Należę do ludzi, którzy zastanawiają się, analizują, myślą, szukają ukrytych intencji, no bo kurcze, dwa razy się powtórzyło, może oni mają rację?! Zadałem sobie wówczas pytania: „Czemu ktoś mówi, to co mówi?”, „Co się kryję za danym słowem i postawą?”. Mimo tych uwag, książka została pięknie wydana, sprzedał się cały nakład, książkę polecał Bankier i wiele innych portali, bo została napisana w nurcie mindfulness, połączenia motywacji opierającej się o zasady wewnętrzne z prostą duchowością. Książkę ładnie zapakowałem i napisałem dedykację pani od ustawień: „Miałam się nie urodzić. Miało mnie nie być na świecie. Dziękuję”. Panie jednak miały gdzieś rację, ponieważ mimo sprzedaży całego nakładu, ten mały procent od ceny hurtowej nie pokrył zupełnie kosztów napisania książki. Policzyłem sobie, że przez cały ten okres pisania (dzień po dniu) dopłacałem miesięcznie 300 – 500 złotych (nie wliczam tutaj czynszu i opłat za działalność, bo to byłoby znacznie więcej). Co było dla mnie zatem gratyfikacją, jakimś wyrównaniem? Kiedy o tym myślałem, doszedłem do wniosku, że samo wydanie książki i świadomość, że coś się w świecie zmieni, kogoś zainspiruję. Chyba tylko tyle.
Przyszedł czas na większy kaliber, na Energię Miłości. Książka, która była energetyczną krową, ponieważ zaraz po jej wydaniu napisało do mnie kilku jasnowidzów. Książka mieniła się energią, która miała tyle zasobów w sobie, co pozostałe książki razem wzięte w całym dziale tematycznym w Empiku. Na całe szczęście pisałem już tylko pół roku (a nie rok, jak poprzednią pozycję), dzień po dniu razem z niedzielami, bez chwili wytchnienia.
Miałem także przykład działania matrixa podczas pisania. Żeby nie tracić tempa ani energii podczas pisania, rano wsiadałem w samochód i jechałem wiele kilometrów przed siebie. Głównie jednak kierowałem się w trzy miejsca: Katowice, Tychy, Bielsko Biała i tam wybierałem kawiarnie. Kilka razy podjeżdżały do tych miejsc luksusowe samochody i wychodził z nich człowiek z pytaniem: „Panie, nie chce pan sprzedać swojej pyzi, bo to na prezent dla dziecka. Płacę najwyższą cenę za rocznik”. Zawsze patrzałem tym ludziom w oczy i szukałem: „Kto ich podesłał?”. Wszyscy mieli białe otoczki energetyczne wokół siebie, silne i mocno zwiększające ich osobiste przepływy. Oczywiście odmawiałem, bo blokady na pisanie każdego rozdziału były niewiarygodne, a podróż wprowadzała ciało w ruch, skupiała umysł, podobnie jak miejsca, w których przebywałem. Wydanie książki zmaterializowało cały okres badań 2007-2014, który miał dotychczas formę lotną. Po wydaniu działo się jeszcze gorzej, bo bardzo osłabłem energetycznie, zacząłem otrzymywać groźby listowe, np. jak śmiem poruszać temat Boga, buddyzmu, oświecenia. Pojawiały się wyśmiewające czy szydzące recenzje ludzi, którzy nigdy nie parali się duchowością czy ezoteryką. Druga redaktorka książki (tak, były dwie) wyśmiewała na boku podczas edycji wiele rzeczy lub przestawiała całkowicie szyk zdań, tak że nagle wszystko traciło sens i swoją wartość. Trwająca ponad miesiąc redakcja była kolejnym ogromnym wysiłkiem. W przypadku tej pozycji wyszedłem na zero. To znaczy można na to popatrzeć w ten sposób, że pracowałem przez sześć miesięcy bez wynagrodzenia.
Po wydaniu książki rozchorowałem się i miałem w praktyce przekonać się, co oznacza dziedziczenie karmy, chorób, emocji, przekonań swoich przodków. Tak też rozpoczął się dla mnie temat białych wzorców i białej karmy. Wynikiem tego jest kolejna książka Dbaj o siebie. Nie miałem już tyle siły, aby pisać tak długo i dużo, jak w poprzednich pozycjach. Dwie godziny bardzo mnie wyczerpywały, ciało nie pozwalało na więcej. Książkę udało się wydać. Wybrałem drukarnie, redaktora, projekt okładki, czcionkę. Oczywiście tutaj również trzymałem się podziału na trzy działy wewnątrz książki, czyli poruszałem trzy różne tematy w jednej pozycji, ale głównie skupiłem się na temacie połówek i rodzin duchowych. Książkę pisałem tylko trzy miesiące. Strata finansowa (wliczająca aktualną sprzedaż i donacje) wynosi ponad cztery tysiące złotych.
Trzy pozycję zawierają w sobie:
- Bądź zawsze sobą – zawiera 64 tysiące wyrazów, 450 tysięcy znaków, 40 rozdziałów.
- Energia Miłości – zawiera 85 tysiące wyrazów, 570 tysięcy znaków, 30 rozdziałów.
- Dbaj o siebie – zawiera 91 tysięcy wyrazów, 601 tysięcy znaków, 32 rozdziały.
To daje milion sześćset tysięcy znaków lub dwieście czterdzieści tysięcy wyrazów. Łączny czas pisania 21 miesięcy (dzień po dniu). Wychodzi na to, że kolejną książkę będę pisał półtora miesiąca (śmiech).
Oczywiście patrząc na podsumowanie działalności, trzeba wspomnieć o zmianach. Zmiany stanowią część życia, a więc, jak mają się pewne zagadnienia do aktualnej wiedzy, bo to jest ważne pytanie.
Najwięcej zmian dotyka książki Energia Miłości. Przede wszystkim tematu: pierwszej fali; nie ma czegoś takiego jak pierwsza fala; tematu czystej miłości, odwoływania się do czegokolwiek zewnętrznego; nazywania pewnych istot „wyższymi jaźniami”, kiedy one nie stały nigdy koło czegoś „wyższego”, bo nadal znajdują się w fazie walk, zaprzeczania i kłamania. W tej książce pojawia się przeniesienie ze słowa Bóg na słowo miłość czysta, czyli są przypisane cechy uwarunkowanej energii. Przede wszystkim, system energetyczny badań był oparty o mechanizmy i struktury mechaniczne i lucyferyczne – tu głównie teozoficzne i antropozoficzne, a te miały bazę w guru – jodze, Wedach, naukach indyjskich – oraz opierały się o rozkładany system siatek, które przechodziły przez gęstości i wyciągały lub warunkowały myśli, odczyty, cele życiowe; patrz sesja Matrix w matrixie. Wyrzucając te rzeczy i zostawiając to, co wartościowe, nadal 60 procent książki jest szalenie ważna, bo unikatowa na skalę całego świata (dlatego kilka rozdziałów przeredagowanych jest całkowicie za darmo na mojej stronie duchowymatrix.wordpress.com).
Obecnie książka, podobnie jak Bądź zawsze sobą nie jest już dostępna (skończył się okres licencyjny; ostatnie sztuki można znaleźć w różnych księgarniach lub w formie ebooka u wydawcy). Niestety, wydarzenia, które pozwoliły dotrzeć do tych przekształceń i podmian, były fatalne dla mnie i moich bliskich, ale też wielu współpracowników. Mowa tutaj o Przebudowach 2019. Wówczas prawie każdy liczący się Anunnak (lub można tutaj dać sobie imiona archanielskie, apostolskie, hinduskie), który czerpał zyski z tego systemu, zaczął atakować. Pracowałem przez ponad trzy miesiące duchowo jako negocjator, rozjemca i tłumaczyłem każdej istocie z osobna wyniki badań oraz jak podchodzić do pewnych zagadnień czy osobistej karmy. Skończyło się na atakach, manipulacjach, wylewanych histeriach, żeby tylko nie dopuścić wyższej energii i wolności. Nie było też u wielu (głównie u Lucyfera, Yavanny, Jana, Metatrona) gotowości do rezygnacji z władzy. Cała sytuacja uzmysłowiła mi, że dla tamtej chwili się urodziłem, ale nikt mnie do tego nie przygotował. Ograniczały mnie: idealizacja, naiwność, idealizowanie, współuzależnienie, symbioza i zaślepienie oraz cała niewłaściwa forumowa metoda. Jeszcze raz musiałem wyruszyć na pustynię i zrewidować wszystko: co wiem i jak na pewne rzeczy patrzę. Po jakimś czasie zacząłem spotykać ciekawych ludzi, w tym jedną z zagranicy, która z łatwością rozmawiała z duszami. Po chwili wglądu tej osoby usłyszałem: „Co istota z tak wysokimi energiami robi na tej planecie?”, zaraz sama sobie odpowiedziała: „Misja, wiara w ludzkość, w zmianę tego światopoglądu, sprzątanie”. Inna osoba, tym razem wróżka odparła: „W kartach pokazuję się pan jako Arcykapłan, bardzo skuteczny w tym co robi. Niesamowite rozstawienie. Ale musi pan odpocząć, wpadł pan w pułapkę ciemnych istot, które przez bliskość traktował jako jasne, dobre. Ciało odmówiło”. Również kilku radiestetów bardzo chwaliło energię i jakość energetyki wyższych ciał. Było to ciekawe, bo z jednej strony, czułem się nabity w butelkę w temacie uwalniania planety, podsumowań, uwalniania własnych zasobów, bo ci, co mówili o uwalnianiu, sami zagarniali pod siebie, z drugiej, przemielony, wyniszczony, rozgrabiony przez miesiące pracy subtelnej z tymi Władcami (a raczej pracy z ich zaburzeniami), a z trzeciej, wszyscy poza tym system, w którym tkwiłem, zachwalali energie i to, kim jestem jako wielowymiarowa istota.
Zacząłem się zastanawiać: „Kiedy wyszedł Lucyfer spod stołu, wszystko się zmieniło: kontakt z ludźmi, ich odbiór oraz widzenie mnie samego”. Czułem się trochę tak, jakbym uwolnił nie tylko swoją karmę, ale i wielu ciemnych istot, jaką wziąłem na siebie. Więc kolejne pytanie brzmiało: „Jak to jest, że dopuszczamy zło do siebie i jeszcze wielu z tym złem współpracuje?”. Jedna z prostszych odpowiedzi brzmi: „Zło daje narzędzia do walki ze sobą, czyli mówiąc prościej, angażuje w walkę filozoficzną, religijną, państwową, rasową, płciową, duchową, społeczną, a nawet w walkę o siebie”. Mnie cała historia pokazała prostą rzecz, ale dla mnie przez wiele lat trudną: chodzi o akceptację samego siebie i akceptację tego świata w tej formie, w tym brzmieniu, w tym rozkładzie sił systemowych i hierarchicznych. Nie chodzi o to, żeby grać tak, jak świat chce lub chciałby. Patrzymy na własny rytm i właśnie w tym własnym rytmie chwytamy to, co ważne, co możemy wynieść z tego świata, bo to, co wnosimy, jest już zapisane w samym akcie urodzenia. Można powiedzieć: „Kiedy rodzi się Wszechświat i gdzieś pojawi się zamiar naszego złączenia z nim – wszystko już jest połączone i ustalone”. Jest to piękny proces.
Morał prosty.
Załóżmy, że ktoś zbliży się do twojej duszy i powie: „Hej ziomek. Ty, mamy plan. Jest taka planeta. No trochę tam namieszaliśmy, pozmienialiśmy, skróciliśmy ludzkie życie, żeby był większy przemiał. Wiesz, wszystko się tam sypie, nie ma dusz, które chcą się wcielać. Już im dodajemy bonusy, no wiesz, na lepsze życie. Dajemy talenty innych dusz. Tym, co tam wierzą w karmę i grzech, wrzucamy na barki i oni to przerabiają. Trzymają ten świat na barkach, ale im tego nie powiemy przecież, niech robią i wierzą w obietnice zbawienia. Sporo też ciemnych, Hiltery i inne gady. Zresztą gady pomagają, latają po gęstościach, planetach i zwijają naiwne dusze.
No więc ziomek, słuchasz mnie?! Chcemy zmienić świat na lepsze, przecież Ziemia jest taka piękna, warto o nią zawalczyć. Nie tylko chcemy, lecz mamy plan. Trzeba wyrzucić Szatana, Beliala, Arymana, JHWE/Metatrona. Ja wiem, że to twój znajomek, znacie się, jak to stare dusze mają w zwyczaju. Oni cię szanują, ale też się ciebie boją. Weź tam ciało na parę latek, dołącz do ekipy, Lucek wam pomoże, da zasoby. No, bo już ziomek od Lucka, Steiner, pisał o Arymanie, który ma się wcielić – jego już namówiliśmy. Podsumujecie, wywalicie ich energetycznie, ograbicie siebie, ale moc jest z wami. Wiesz, tobie powiem, ale inni to myślą, że w 2012 będzie transformacja energetyczna, wszystko pójdzie kilka poziomów wyżej i chcą to przeżyć. Innym wmówiliśmy że będzie zarąbista rozwałka – były takie dusze, które chciały tego doświadczyć. Jeśli chcą – to mają, co mnie do tego, co będzie.
To co ziomek? Wiesz, bo mamy prawie komplet. I ogólnie świat się zmieni, przemieni na lepsze. No bo pomyśl, tylu czarnych i psychopatów skasujecie, musi być lepiej – no nie?! To co, podpiszesz? Parę paragrafów i leć niżej. A przepraszam, teraz się dopiero problem pojawił, bo już pewne ciała są zajęte, no wiesz, zwlekałeś. Mamy tylko takie ciało, bardzo osłabione, trochę tam będzie problemów, ale kurcze, ziomek, co to dla ciebie, dla takiego giganta. Miłość będzie z tobą i świadomość. Dasz radę. Kto jak nie ty. Tyle już Wszechświatów zmieniłeś, tyle ras połączyłeś, wszyscy cię szanują.
Kurde ziomuś, bo nam się przedłuża. Muszę jeszcze jedno dodać, bo tam na dole wszystko jest zmienione i na opak. Nie będziesz wiedział kim jesteś, co masz, skąd pochodzisz, zostanie ci wsadzone cudze, czyli emocje, historie, przeżycia, reakcje przodków i będziesz to traktował jako swoje. Panuje tendencja do wiary w rzeczy, które nie istnieją, ale gościu, nawet wtedy sobie poradzisz. A jak tam się pozabijacie na dole, bo już nie wiadomo: co, skąd, po co? To też będzie lepiej, nie? Niech Bóg będzie z tobą, bo ja tam w ciebie wierzę”.
No więc, czterdzieści lat minęło, ale nie jak jeden dzień. Kupę dni to było. Czy będą kolejne książki? Tak, kolejna jest już w połowie napisana, ale nie wiem, kiedy dokończę. Pisanie i opracowywanie różnych tematów sprawia mi radość. Nawet jeśli większość artykułów na stronie to koszty, które kryją się w redakcji tekstów, z pisania książek nie da się żyć, bo jeszcze wymagają inwestycji czasu, pieniędzy, energii – to sam akt pisania, publikacji jest czymś magicznym, pięknym, pochłaniającym.
Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi wykorzystuje moje książki do własnych celów biznesowych; teksty są kopiowanie, parę zdań tylko zmienionych, mimo tego dla mnie to nie jest problem. Nawet jak kogoś czegoś nauczę, techniki, widzenia, mojego stylu pracy i potem ktoś pisze, że wymyślił własną metodę, to też jakoś mnie to nie dziwi ani nie odczuwam względem tego nic. Może jestem dziwny, pewnie wiele lat ascezy, dzielenia, dawania spowodowało, że kiedy człowiek wie i czuje pewne rzeczy, że są one „wprawione w ruch”, nie czuje potrzeby podpisywania się pod tym. I to widzę w wielu książkach, pracach, wykładach na Youtubie u różnych ludzi. Tak jakby wielu mnie czytało, ale niewielu się do tego przyznawało.
Istnieje druga strona medalu: wiele sił walczy z tym, co publikuję, o czym piszę, oczernia, próbuje wylać swoje frustracje, podważa – jak podważa, to się cieszę, a jak nie ma nic mądrego do dodania, to przeprowadza atak ad personam. Na kilku forach i pod niektórymi moimi książkami, po interwencji serwisów okazało się, że tylko dwoje ludzi robiło cały szum w Internecie, czarny PR podpisując się jako kobieta, mężczyzna. Nigdy nie miałem z nimi do czynienia. Okazuję się, że wiele osób twórczych, kreatywnych miało podobne przypadki, ale temat zostawiłem. Przykładem jest również wpływ pani od ustawień, która, jak się później okazało, miała własny system w systemie, czyli sama rozdzielała karmę klientów, wpływała na ich los, przeznaczenie. Przypominało to trochę „pożeranie ich energii twórczej” i handlowanie karmą. Ludzie, jak uzależnieni, co tydzień przychodzili na ustawienia, a kolejki oczekujących były zapisane na pół roku do przodu. Podobnie z panią od Hierarchii Światła, która słuchała się swoich opiekunów, kart i prowadziła życie koczownicze, bo tuż za rogiem czekała obiecana nagroda, kontakt z duchowo bliskimi. Tylko jeszcze musiała „to” i „tamto” zrobić.
Jak o tym myślę, to uświadamiam sobie, że sam byłem wysyłany w różne miejsca do wielu ludzi, którzy, jak się później okazywało, byli mi bliscy duchowo. Nagle jedna dusza z drugą cybernetyczną jaźnią pstrykały palcem i mówiły: „Koniec, dalej, następna osoba. Byle tylko zrealizować plan uwalniania poszczególnych starych istot zależnych od Arymana i innych Książąt Piekielnych. Nie ma czasu na przyjaźń, na dłuższy kontakt”. Nikodem, podobnie jak wróżka, spuszczał główkę i leciał na miotle dalej, bo przecież świat tego potrzebuje.
Różnica między mną a naszymi bohaterkami leżała gdzie indziej: ja stawiałem drugiego człowieka ponad siebie, stawiałem zależności duszy nad siebie, stawiałem cudzy osąd nad swój własny, stawiałem dobro ludzkości ponad swoje własne. Wydawało mi się, że jestem bardziej sprawczy, więcej wiem i jestem wolny, ale byłem w podobnym systemie jak one, tylko ten był ubrany w inne szaty. Pokora dla swojej niewiedzy i zależności powinna być podstawową zasadą, która jednak musi być połączona z jednoczesną akceptacją dla samego siebie i swojej kreacji, mocy sprawczej. Bo co by się stało, gdybym posłuchał tych nauczycieli, tych obcych dla siebie ludzi? Przecież pisanie i publikowanie to część mnie, mojego charakteru, to wprowadzanie nowych wibracji, idei, stylów w ten dualny, biało-czarny świat. Wielką pułapką jest mówienie komuś, żeby coś robił lub czegoś nie robił. W całym swoim świadomym nauczaniu zawsze wyznawałem zasadę: opcje, wolność, przestrzeń, brak ocen, przeczytaj to, idź do tamtej osoby, poznawaj, dotykaj, szukaj. Jak wpadniesz potem w błoto… to nic, najwyżej się umyjesz.
Co jakiś czas pracuję z różnymi menadżerami, szefami. I temat często dotyczy nauki „pozostawiania”. Nazywam tak temat, który w zarządzaniu pozwala pewnym sprawom „dziać się” lub „być zostawioną do rozwiązania”. Mieści się tu ułamek w procesie wyznaczania celu, zarządzania i wprowadzania w ruch, ale pozwala na „zaskoczenie”. Czasem to właśnie dana chwila, moment, sytuacja pokazuje nam pewne rzeczy i wtedy idealnie to pasuje w konkretnym miejscu, jest ważną dla nas informacją lub stanowi rozwiązanie problemu. Niestety, wielu z nas nie zostawia miejsca, nie daje przestrzeni, nie pozwala na popełnienie błędu, na porażkę czy zaskoczenie, czyli człowiek nie pozwala sobie na bycie człowiekiem. Ciekawe, co to za pieron rozpoczął temat doskonałości, która przecież zabija miłość i twórczość. W postawie odpuszczania i niekontrolowania wszystkiego zawiera się klucz do spokoju wewnętrznego. Ile razy słyszałem od osób, z którymi miałem konsultacje na żywo: „Jaki ty spokojny, jaki tu spokój, cisza, brak oceny, wszystko mi się porządkuje”. No właśnie, co wewnątrz, to na zewnątrz.
Może zakończę ten wpis, który dla mnie jest pewnym podsumowaniem – życzeniem spokoju. Wiem, że każdy z nas ma swoje problemy, wyzwania, wielu z nas ma spore problemy, ataki, ataki paniki, problemy zdrowotne. Mimo tego zróbmy to, co możemy, dla siebie i dla swojej istoty. Myślę, że to właśnie spokój i inspiracja są tymi elementami dodatnimi w mojej pracy i wkładzie w dzieje ludzkości, to zdejmowanie pewnego ciężaru karmy, grzechu i całego narzutu podświadomego. Był okres motywacji, był okres duchowości.
Teraz nie wiem… Zaraz będzie wiosna i wyjdą nowe pąki.
Pozdrawiam
Nikodem Marszałek
luty