Wstęp
Siedzę sobie i nagle czuję coś nad swoją głową. Nie reaguję w żaden sposób, bo to „coś” przedstawia się jako „moja dusza”. Mam dalsze dziwne odczucia bycia skanowanym, zliczanym, podliczanym, czyli co uwolniłem w ostatnim czasie. Mówię do partnerki: „Coś przedstawia się za moją duszę, ale moja dusza jest w zupełnie innym systemie energetycznym, bo jest tam konflikt, wielkie zniszczenie, a tam mamy kolejne wcielenie”. Siadam na taboret, zatrzymuję w swojej przestrzeni wszelki ruch cząsteczek (taka technika) i obca istota udająca moją duszę nie może się wyrwać. Zbliżamy się z moją dziewczyną do tej istoty – był to poziom przyczynowy, czyli już dosyć wysoki. Pytam się: „Po co ci ta księga w ręce. Co ty robisz?”. Strażnik odpowiedział : „Za szybko, za szybko wyszedłeś ze swojej ustalonej drogi”. Odpowiedziałem: „Co, gościu! Za mało chorób, bólu, odrzucenia, strat w moim życiu. Jesteś tego pewny”. Nic nie odpowiedział, tylko zaczął oślepiać światłem. Kiedy ktoś stosuje taką technikę od razu ją chwytam energetycznie i tłumię, bo dusze wykorzystują często naszyjniki lub kryształy do tego celu. Pytam się dalej: „Kto cię wysłał? Skąd pochodzisz? Z jakiej struktury? Wibrujesz w gęstości przyczynowej to pewnie tym zajmujesz się długo”. Tylko pryskał, że to jego zadanie, bo za szybko zrobiłem, nie wikłam się w pułapki, przestałem wchodzić w miny, przestałem się samokarać. Kiedy sobie tak narzekał, jak to dbał o moje dobre samopoczucie w życiu, o życie pełne szczęścia, zdrowia, spełnienia i wsparcia, sprawdziliśmy połączenie z partnerką, bo szukaliśmy z czym on jest połączony, skąd pochodzi, o co tu chodzi. Nie wiem, co się nagle stało, ale poczułem w całym sobie (i pewnie to pochodziło od mojej duszy lub nawet monady), żeby zawołać wszystkie istoty które ten strażnik skanował.
To co się stało w tamtym momencie było niesamowite. W naszej przestrzeni pojawiło się tysiące istot, wielu nauczycieli duchowych z Ziemi, kilka osób z którymi mam kontakt fizyczny lub tylko subtelny, a same zajmują się (lub zajmowały) uwolnieniami. Strażnik się przeraził, ale nie mógł uciec. Po chwili, kiedy zbadaliśmy: kto się pojawił i skąd pochodzi, okazało się, że były to różne istoty wcielone w tej galaktyce, ale wszystkie zajmowały się duchowością i pomaganiem innym w uwolnieniach – ale uwolnienia tych ludzi musiały być intencjonalnie dobre. Można powiedzieć strażnik ten wyszukiwał dobre istoty, które nie używały swojej pozycji do władzy, wymykały się ogólnie przyjętym normom. Jedna z istot, która się pojawiła na nasze zawołanie, zastosowała ciekawą dosyć technikę wyciągnięcia informacji ze strażnika. Czym zajmował się strażnik? Była to taka grupa istot, dosyć starych, pierwotnie mieli wiele wspólnego z duszami, które wcieliły się w ciała Anunnakich, sami przedstawiali się jako Rada Galaktyczna, ale ich działanie przypominało raczej gestapo. Ich zadaniem było trzymanie życia istot bardziej świadomych na rzeczach błahych, ale ciągle się powtarzających w ich życiu fizycznym. Jednak główne zadanie, i to powiedział strażnik, bo miał o to pretensje do nas wszystkich, że my „za bardzo” dźwigamy poziom świadomości galaktyki, istot tu żyjących! Ostatnie zadanie struktury polegało na pilnowaniu, aby istoty nie uwalniały się ze swoich systemów słonecznych. Innymi słowy pilnowali, aby dusze były zatrzymane w danej galaktyce lub ostatecznie tylko w tym Wszechświecie. Struktura tych istot wydaje się nadrzędna wobec Systemu Karmicznego (opisany przez Michael Newton) i Hierarchii Światła. I to jest ciekawy temat.
Zbliżyliśmy się wszyscy do tej struktury, która wyglądała mniej więcej jak spodek z dziwnym rdzeniem, z którego wychodziły cztery prostokątne wiązki. Sam promień kierował się bezpośrednio do jądra tej galaktyki. Z tego co się orientuję, jądrem galaktyki jest czarna dziura, a więc pewnie ją „bombardowali” informacjami. Jakimi? Po co? Nie mam bladego pojęcia, to wychodzi poza moje zrozumienie. Wspólnie zaczęliśmy uwolnienie, które brzmiało mniej więcej tak:
„Musimy wyjść z kreacji tego czegoś. Musimy to zniszczyć w sobie samych, bo w sobie mamy zgodę na istnienie tej struktury. Anulujemy i eliminujemy tą strukturę z siebie. Wycofujemy całe przyzwolenie (zgodę) z siebie”.
Po chwili cała struktura się zapadła pod sobą, zaczęła maleć, nasze cząstki energii (nie wiem skąd one tam były, jak długo, od kiedy) uwolniły się i wszystko się zapadło. Kiedy badaliśmy resztki tej struktury było oczywiste, że ten Wszechświat ma obecnie 13,8 miliarda lat, a sama struktura jest nie starsza jak milion lat, więc pierwotnie nie było czegoś takiego, żadnych rad, gestapo, czyli ciemnych istot, które ubrane w białe szaty – pilnowały owieczek, bo wzrost świadomości jest – według nich – zbyt szybki.
Muszę powiedzieć, że to było niesamowite doświadczenie. Mimo, że wszystko wydarzyło się tak szybko, to pokazało jak ważna jest współpraca. Poczułem wtedy, że ciemni tworzą takie Rady, struktury, wpływają i żerują na istotach żyjących w niższych gęstościach, a my, jak trochę kołki, jesteśmy tak porozbijani, bo oddzieleni od siebie. Zamiast współpracować, stworzyć własne grono wsparcia, współpracy, wymiany informacji – to każdy „ze swoją prawdą” sobie rzepkę skrobie. To udało się ciemnym zaszczepić idealnie w strukturę tego Wszechświata. Dziel i rządź!
O systemie
Kiedy przyjrzymy się mechanizmom manipulacji, które wpływają na nasze życie – istotom pasożytującym, żerującym na ludzkich słabościach, wykorzystującym nas do granic możliwości, a czasem prowadzącym do destrukcji – dostrzegamy, że ich działania mają pewną wspólną cechę. Robią to dlatego, że w jakiś sposób im na to pozwalamy. Nawet jeśli nieświadomie, to traumy, wzorce, przekonania duchowe i podświadome mechanizmy otwierają przed nimi drzwi. Te wewnętrzne słabości witają ich szeroko.
Świat, w którym żyjemy, sam w sobie zdaje się sprzyjać takim mechanizmom. Systemy społeczne, polityczne i finansowe kształtują ludzi na ofiary, karmią ich poczuciem winy i podporządkowaniem hierarchiom dominacji. Wyścig zysków i strat, codzienna walka o przetrwanie i funkcjonowanie w świecie przepełnionym przemocą, wojnami czy gwałtami, niszczą ludzką psychikę i pozostawiają ją podatną na energetyczne manipulacje. Te systemy nie są neutralne – są wplecione w nasze życie w sposób, który nie tylko podtrzymuje, ale i wzmacnia destrukcyjne (wewnętrzne i zewnętrzne) schematy.
W tym kontekście wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak głęboko są uwikłane w subtelne mechanizmy, które działają na poziomach niewidocznych. Często nieświadomie korzystają z magii lub innych energii, które wydają się im atrakcyjne, nie rozumiejąc, że mogą pochodzić z destrukcyjnych lub nieharmonijnych źródeł. Jednocześnie wiele osób nosi w swoich ciałach subtelnych byty pasożytnicze – „krokodyle” energetyczne. Te byty potrafią zwiększać ich dynamizm czy charyzmę, ale w rzeczywistości pasożytują na ich energii życiowej. Część z nich nawet nieświadomie czerpie swoją kreatywną moc z ciał podziemnych, nie rozumiejąc, że to nie jest ani naturalne, ani zdrowe, choć stało się elementem współczesnej rzeczywistości.
Te procesy nie ograniczają się tylko do działań innych ludzi. Na co dzień jesteśmy również pod subtelnym wpływem istot różnorodnych gatunków i ras, które operują na poziomach subtelnych często niewidocznych dla ludzkiego oka. Te istoty działają w tle naszej codzienności, wykorzystując nasze słabości, lęki i brak świadomości. Dopóki nie zrozumiemy mechanizmów, które pozwalają im na ingerencję, i nie nauczymy się świadomie zamykać przed nimi naszej przestrzeni, pozostaniemy elementem gry, której reguły są ustalane poza naszym zasięgiem.
Popatrzmy.
Jako istota wolna, pełna i z miłością w sercu, nie jesteś w stanie wpływać, podsyłać, podczepiać, manipulować czy zmieniać innych w sposób destrukcyjny. Nawet jeśli przez chwilę odczujesz złość, gniew czy nawet furię, te emocje będą przemijające. Nie zaprzecza to Twojej zdolności do miłości i tego, że jesteś istotą czującą. Aby robić rzeczy „niecne” lub szkodliwe, nawet jeśli są one z pozoru ukryte pod płaszczykiem dobra, trzeba być w głębokim stanie traumatycznych emocji albo mieć psychopatyczne skłonności. A co, jeśli jako istota nauczyłeś się tak żerować, czerpać z niskich energii? Przecież możesz czerpać z siebie, ze swojej duszy! Nie jest to lepsze rozwiązanie?
Dla systemu karmicznego i reinkarnacyjnego nasze przeżycia nie są oceniane jako dobre czy złe. System ten działa bezdusznie – po prostu dostarcza nam doświadczeń w odpowiedzi na nasze zgody. Czy są to zgody nas samych, czy naszych dusz? To ważna różnica. Systemem sterują mechaniczne boty, elementalne, o czym pisał Robert Monroe w swojej trylogii. Jego uczeń, Bruce Moen, również wspominał o tym w książce „Podróż do życia po śmierci”. Jednocześnie Monroe i Moen zauważyli, że lekcje przeżyte na Ziemi mają ogromną wartość w innych systemach. Adept Ziemi jest często szanowaną postacią w kosmosie. Przykładem może być doświadczenie po śmierci Leszka Żądło. Kiedy jego uczniowie pozwolili mu odejść, wiele istot z różnych poziomów kosmicznych zaczęło szukać jego rady i przewodnictwa. To potwierdza, jak cenne są nasze doświadczenia z Ziemi. Jednak podczas takich interakcji należy zachować ostrożność – kosmiczne istoty często próbują wynosić nas na piedestał w swoich systemach i planetach. Najważniejsze jest, aby stawiać na siebie i swój rozwój. Nie warto angażować się w naprawianie innych systemów, które celowo są zaprojektowane tak, by angażować i przyciągać dusze. Kluczem jest rozwój wewnętrzny, a nie „latanie” po galaktykach w próbie naprawy tego, co jest odgórnie zdeformowane.
Widzimy zatem, że z jednej strony system wymaga, narzuca, zabiera, a nawet dominuje i ograbia, a z drugiej – oferuje coś w zamian. Ale czy to „dawanie” rzeczywiście musi przybierać taką formę w kontekście rozwoju? To pytanie od razu odsłania sposób myślenia typowego dla „dziecka systemu” – schemat Hammurabiego, logikę Metatrona, czy wynik wychowania w cieniu przemocowego ojca (nie mojego, lecz tego, co jest wpisane w wychowanie na tej planecie). Wróć i przeczytaj ten akapit jeszcze raz, bo zaraz śmieszny się będzie wydawał.
Przeczytałeś? To chodź dalej.
Pytanie nie brzmi, czy rozwój wymaga takiego „dawania”, lecz czy prawdziwy rozwój jest możliwy w warunkach, gdzie „dawanie” służy manipulacji, podtrzymaniu hierarchii i podporządkowania. Wszechświat jest nieograniczony, a miłość jest wolnością – akty oparte na dobrych, czystych intencjach, pozbawionych altruistycznego samopoświęcenia, zawsze współgrają z innymi wibracjami, przenikając je i wzmacniając to, co pragnie być wzmocnione. Z kolei akty egoistyczne przyciągają fale ku sobie, podporządkowując je własnym celom i jednocześnie wyciągając to, co jest dostępne w danym świecie.
Być może system, który zabiera, a jednocześnie „daje”, jest niczym lustro – odbija nasze lęki, przekonania i potrzeby. Nie chodzi o to, czy rozwój wymaga takiego „dawania”, ale o to, jak my sami odpowiadamy na tę dynamikę. To, co dla jednych wydaje się tresurą, dla innych może stać się katalizatorem przebudzenia. „Dawanie” systemu nie musi być wyłącznie narzędziem dominacji – może też skłaniać do refleksji nad naszymi reakcjami, granicami i zdolnością do tworzenia własnych dróg. Ograniczenie, które postrzegamy jako przeszkodę, może w rzeczywistości być wyzwaniem, które uświadamia nam, gdzie jeszcze oddajemy swoją moc.
O roli strażników
Czy ograniczenia wprowadzane przez strażników rzeczywiście służą harmonii, czy raczej wynikają z lęku i przywiązania do kontroli? Dlaczego istnieją strażnicy? Dlaczego liczna grupa strażników galaktycznych traktuje wszelkie przejawy duchowego wzrostu, rozwój świadomości – także świadomości dusz i pracy z nimi – jako coś zbędnego czy nawet niepożądanego?
Odpowiedzi na te pytania mogą być różne, ale pierwsze, co przychodzi na myśl, to fakt, że strażnicy pilnują „porządku” i określonej ścieżki ewolucji. Nawet samozwańczy strażnicy i rady próbują kontrolować, ponieważ ich celem jest podtrzymywanie hierarchii oraz konkretnego sposobu myślenia i postrzegania rzeczywistości – różniącego się w zależności od planety czy systemu. Z jednej strony strażnicy mogą chronić istoty przed tym, co nieznane, nowe i postrzegane jako chaos. Z drugiej strony pełnią rolę archetypicznego porządku i ładu, który jednak prowadzi do stagnacji, blokując pojawianie się nowych częstotliwości, faz rozwoju czy poglądów. Te nowe przejawy są często wykraczające poza ich własne ograniczenia albo poza cele, jakie narzucił system, któremu służą.
Pojawia się więc pytanie: co robią istoty, które wykraczają swoją świadomością poza system, jego ograniczenia i zasady? Jaką rolę pełnią na danej planecie, w galaktyce czy nawet w całym Wszechświecie? Ich obecność sugeruje, że żyją poniżej swoich możliwości, dostosowując się do warunków systemu.
W historii opisanej w Cień bogów, a było to dokładnie w 2019 roku, szukałem zrozumienia i pomocy. Spotkałem na swojej drodze szamankę z Meksyku. Kiedy mnie skanowała (sprawdzała) powiedziała: „A co taka istota w ogóle robi w ciele ludzkim, po co ci to jeszcze?”. Chwilę później sama sobie odpowiedziała, ale dodała ważną rzecz, żeby nie skupiać się na jednym Wszechświecie, szczególnie tym, o tej wibracji. Pracę skierowała na moją duszę, bo ona uwalniała blokady na życie w tych wibracjach. W tym temacie mamy jeszcze opracowanie pt. Odprowadzanie zmarłego. Kilka chwil przed ponownym wcieleniem przygotowanym do walk. Widzimy, że dusza nie mogła opuścić tego Wszechświata, ale z prac teozofów wiemy dlaczego tak się dzieje, bo monada tej duszy nie jest wykształcona dostatecznie – a ten Wszechświat jest jej cyklem, stąd pochodzi. Podobnie było podczas tego odprowadzania. A ile jest naszych dusz czy nawet monad, które pochodzą z czasów kiedy nie istniały takie konstrukcje jak holograficzno-kwantowe Wszechświaty. Wiele jest takich istot.
Wróćmy do naszych strażników.
Hierarchia strażników i światów przypomina strukturę odwróconej piramidy. Na jej szczycie znajdują się istoty ewolucyjnie rozwinięte: cywilizacje oparte na współpracy, dusze posiadające zindywidualizowane ciała oraz rasy świadome swojego dziedzictwa, natury dusz i wpływu monad. Na tym poziomie nie ma miejsca dla strażników, ponieważ ich rola przestaje być potrzebna.

Niżej w hierarchii przestrzenie stają się coraz bardziej ograniczone, uciskane i kontrolowane. Im niżej, tym więcej pasożytów i ingerencji. Każdy kolejny poziom niesie za sobą większą presję i ograniczenia, które tłumią potencjał istot funkcjonujących w tych ramach. Może nam się wydawać, że większość istot w danym Wszechświecie należy do ras uciskanych, kontrolowanych lub znajdujących się na ewolucyjnym poziomie dziecka. I rzeczywiście, obserwując cywilizacje interesujące się naszą planetą, można zauważyć, że często nie są świadome istnienia swoich wyższych ciał, dusz czy monad. Tak jak my żyjemy w ciałach fizycznych, one funkcjonują w ciałach eterycznych lub astralnych, a to, co znajduje się powyżej, zazwyczaj nie wzbudza ich większego zainteresowania. Choć mogą dysponować zaawansowaną technologią, wiele z tych ras wciąż myśli w kategoriach zbiorowych. Co ciekawe, podczas gdy my jesteśmy ciekawi tego, co wyższe – przestrzeni kosmicznej czy duchowej – ich fascynuje to, co ludzkie, fizyczne i niskie. Ziemia jest przykładem „stłamszonego” systemu, w którym kontrola i ograniczenia są wyjątkowo silne. Jednak nawet „oświecone Plejady” nie znajdują się wyżej ani w hierarchii energetycznej, ani duchowej – to nadal system, choć mniej zduszony niż Ziemia. Ich rozwój technologiczny czy społeczny nie oznacza pełnej wolności od struktur i kontroli. Różnica polega jedynie na stopniu intensywności ograniczeń, a nie na ich całkowitym braku. Dlatego mówi się, że Plejady to 'białe światy’.
Czy strażnik lub wszelcy strażnicy są potrzebni, jeśli Wszechświat jest samoregulującym się systemem? Wspomniałem już, że strażnik może chronić przed złem, jakąś większą siłą, pilnuje „reguł gry” lub kolektywnej świadomości, ale pilnuje według jakiego celu, kryteriów, czyjegoś interesu. Jeśli przyjmujemy za fakt, że Wszechświat jest samoregulującym się organizmem to czy strażnik lub rada chroni przed uniwersalną zasadą, że „silniejszy zjada słabszego”? W świecie biologicznym pewnie tak jest, w kosmosie również mniejsze galaktyki są pochłaniane przez większe, ale w regułach duchowych, życiu subtelnym większy nie zjada mniejszego, raczej czerpie z jego doświadczenia, przeżyć – za Prokopiukiem – będzie to podjadanie rzodkieweczki na kolacyjkę. Jednak Wszechświat działa bardziej jak sieć przepływu, gdzie wszystko jest ze sobą połączone, nawet kiedy patrzymy na to, co dzieje się ze świadomością po śmierci człowieka, dochodzi przecież do transformacji energii, przebudowy a nie destrukcji, unicestwienia, niebytu.
Wydaję się, że strażnicy to raczej lokalne działanie, na niskim poziomie i etapie ewolucyjnym, podobnie jak wszelkie istnienie rad, które próbują zamknąć coś w systemie praw, hierarchii, kontroli. A sama ewolucja bez rywalizacji, ustalania, pilnowania, na czym się opiera? Oczywiście na synergii, harmonii, współpracy, aktywna jest zasada wzajemnego wspierania wszelkich organizmów, istot. Tu pojawia się temat różnicy a raczej ewolucji strażnika w opiekuna.
O opiekunach
Strażnik, po zetknięciu z istotą oświeconą, przebudzoną, pełną miłości i zrozumienia, ma szansę na zmianę. Początkowo może reagować w sposób typowy dla swojej roli – poprzez lęk, atak czy próbę podkreślenia swojej wyższości, ponieważ przez eony był wyuczony, że jego zadaniem jest utrzymanie porządku i ochrona systemu. Jednak istota świadoma swojej mocy oraz roli strażnika nie odpowiada agresją, nie umniejsza mu ani nie ocenia jego zachowania. Zamiast tego, poprzez miłość, empatię i zrozumienie, pokazuje mu szerszą perspektywę, inspirując go do przemyślenia swojej roli i wyjścia poza dotychczasowe ograniczenia.
Strażnik musi przestać narzucać blokady, bariery, reguły i działać zgodnie z wolną wolą danych istot, bo tak może przejść na etap opiekuna.
Opiekun wspiera, tworzy przestrzeń, w której dane procesy mogą zachodzić naturalnie. Czyli opiekun nie eksperymentuje na stworzeniu, życiu.
Strażnik działa z pozycji władzy, ego, eksperymentu, narzucania. Opiekun działa z pozycji harmonii, służby, jego działanie jest elastyczne, oparte na słuchaniu.
Nasza grupa pokazała strażnikom inny model działania – taki, który opiera się na miłości i akceptacji, a nie na strachu i kontroli. Czego może dokonać strażnik pełen lęku? Jedynie sieje strach i zniszczenie, ponieważ tym emanuje i to projektuje. Takie podejście nie tworzy życia, balansu ani przepływu – prowadzi jedynie do zamordyzmu, walki i rywalizacji. Kluczowe pytanie, które powinien sobie zadać aktywny strażnik, brzmi: „Czy muszę pilnować tych reguł, czy mogę działać z poziomu uniwersalnej harmonii?”.
Ucisk nigdy nie jest prawdziwym wsparciem, ponieważ każdy system naturalnie generuje rozwiązania dla kryzysów – to odpowiedź na podświadome potrzeby. Strażnik jednak tego nie dostrzega, ponieważ wykracza to poza jego siatkę logiki i percepcji. Jego przekonanie, że brak kontroli doprowadzi do chaosu, jest odbiciem jego własnych ograniczeń duchowych, mentalnych i ewolucyjnych. Jeśli czuje się jak mała rybka w stawie, chaos rzeczywiście może go przerosnąć, ale to wynik jego własnego lęku i braku zrozumienia. Czy zatem strażnik nie powinien ewoluować, by wyprzedzać potencjał danego świata, planety czy galaktyki, którą ma wspierać?
Przyjrzyjmy się prostemu przykładowi. Zmiany, jakie widzimy między Starym Testamentem a Nowym, ukazują ewolucję podejścia. W Starym Testamencie JHWH opiekuje się i prowadzi, ale jednocześnie bezwzględnie karze bunt i stosuje brutalne metody. W Nowym Testamencie obraz Boga zmienia się diametralnie – to Bóg miłosierny, bliski człowiekowi, który sam się poświęca. To odwrócenie obrazu Boga o 180 stopni.
Podobnie strażnik, w zetknięciu z istotą przebudzoną i świadomą, ma szansę zmienić swoje działania. Nawet jeśli początkowo nie jest w stanie działać z poziomu miłości, może przynajmniej uwolnić się od strachu. To pierwszy etap ewolucji. Kolejny polega na uznaniu, że jego rola nie polega na tłumieniu nowych procesów, lecz na ich wspieraniu, aby mogły przynieść harmonię i rozwój, zamiast być blokowane czy likwidowane.
Od 2007 roku przez kolejne pięć lat wszystkie moje publikacje na temat duszy, jej rodzajów i obciążeń były piętnowane, wyśmiewane i marginalizowane w internecie. Co zrobiłem kilka lat później? Wprowadziłem jeszcze bardziej zaawansowany model, przedstawiając pracę z monadami oraz rozróżnienie między częścią subtelną a duszą. Nie czekałem na akceptację, modę, wywiady czy poklask. Co się wtedy wydarzyło? Nawet system zareagował – i nie chodzi tu tylko o tysiące ataków, ale również o reakcje ludzi, którzy lekko zaciekawieni zaczęli sięgać po coś, co od zawsze należało do nich. Trochę nieśmiało, jak odtrącone dziecko, na nowo poznawali swoją matkę i ojca. W pewnym momencie strażnicy karmiczni oraz różni władcy przestali atakować, zaczęli natomiast zastanawiać się: „Jak można wykorzystać to, co robi Nikodem, w sposób wartościowy?”. Ataki ustały, a w ich miejsce pojawiły się wpływy Lucyfera i jego jaszczurów, bo chociaż system zaczął rozumieć, Lucyfer chciał nad wszystkim mieć pieczę. O nim i o tym, jak jego własna monada go potraktowała, napisałem w Cieniu bogów. Tymczasem system i jego strażnicy zaczęli współpracować, prosząc mnie, bym pisał książki – może ktoś zrozumie, zmieni się, przemieni. Nastąpiła pewna ewolucja – powolna, jak baby steps – zdejmowanie zasłony arymanicznej z ludzkości i przekręconych nauk duchowych. Lepsze wolne kroki niż żadne. Jednak jak wiele to wymagało siły, nieustępliwości i samozaparcia! A może… może pewnego rodzaju szaleństwa? Przecież normalna osoba, gdy jej praca nie przynosi zysków ani zainteresowania, zwykle zamyka projekt. Wyniki są, wykraczają poza średnią, pokazujesz rezultaty – ale nikt ich nie bada. Myślisz, że może problemem jest środowisko, brak marketingu czy odpowiedniego wizerunku. Może tak być. W moim rozumieniu jednak to, co ma zakiełkować, musi urosnąć samo z siebie – bo już jest zasadzone i podlewane.
Charyzma zawsze była dobrym sprzedawcą, ale w moim odczuciu chodzi o świadomość, która wychodzi poza mentalność stada. To musi być ciekawość, dociekliwość, nieustępliwość, chęć nowego i odwaga. Musi być „to coś” w duszy i w człowieku. Wracając do strażników – to właśnie oni wskazywali, by działać dalej. Im silniejszy opór, tym większa moja motywacja do działania. Im więcej nieświadomości i strachu w zbiorowej podświadomości, tym więcej pracy publicystycznej, oswajania. To ciekawe doświadczenie, gdy strażnicy systemu potraktowali mnie jako wyłom – trochę jak Neo z Matrixa czy Prometeusza. Nic w tym szczytnego, bo jest w tym odrzucenie – trochę jak dziecka, które nie jest chciane. Mimo to wszystko powstało z miłością, w bólach, ale zawsze z miłością.
W tym procesie widać wyraźnie przejście strażników w rolę opiekunów. Zamiast blokować, zaczynają współpracować. Czy jest to efekt mojej pracy wewnętrznej, czy może rezultat metamorfozy świata, który zmienia się w tak szybkim tempie? Pewnie po trochu jednego i drugiego. Najważniejsze, że nawet sam system – betonowo-elektroniczna struktura – zdaje się rozumieć, a może po prostu przekalkulował, że rozwój wymaga nowych dróg. Dotychczasowe ścieżki, zarówno rozwojowe, jak i duchowe, często prowadziły donikąd, oddalając istoty od siebie samych i od tego, co czeka na uzdrowienie i poznanie. Coś wyższego zaprasza człowieka z otwartymi ramionami, jakby dusza i monada machały do niego, przyciągając ku sobie. To uczucie jest naprawdę wyjątkowe.
Jeszcze sto lat temu, nawet dla największych mistrzów Wschodu uczących teozofów, praca z duszą, poznawanie jej natury czy gatunku, pomoc jej w rozwoju i otwieranie na monadę – tę rdzenną, wieczną istotę, główną esencję nas samych – byłyby nie do pomyślenia. Patrząc na genealogię rozwoju duchowego i duchowości, sto lat to niesamowicie krótki czas, a postęp w tym obszarze jest wręcz gigantyczny.
Czym jest ten przyspieszony rozwój? Może to znak, że zbiorowa świadomość osiągnęła punkt krytyczny, w którym dalsze oddzielanie od siebie, swojej duszy i monady, przestało być możliwe. Może to także efekt potrzeby systemu, aby przystosować się do zmian i nie zatracić równowagi w czasach ogromnego chaosu i transformacji. Bez względu na powody, ten postęp daje nadzieję, że duchowe drogi przyszłości będą bardziej świadome, autentyczne i oparte na harmonii, a nie na zewnętrznych strukturach czy kontrolujących mechanizmach. W tym tkwi obietnica nie tylko dla jednostek, ale także dla całych cywilizacji.
Podsumowanie
- Zacznijmy postrzegać system nie tylko jako narzędzie ucisku, ale również jako lustro, które odbija nasze lęki i ograniczenia. To my wyznaczamy granice, mówiąc: „Stop, tutaj przekraczasz moją przestrzeń” lub „To chcę, tego potrzebuję, ale nie jestem nic winien”. Bierzemy, bo mamy do tego prawo – bez poczucia długu czy podporządkowania.
- Relacja oparta na miłości i empatii wobec strażników to trudne, ale wartościowe podejście. Wiele z tych istot, choć nie wszystkie, reaguje na miłość w sposób zaskakujący.
- Strażnicy mają potencjał, by ewoluować w opiekunów – istoty wspierające, a nie kontrolujące. Trzeba im jednak dać szansę, pokazując, jak wartościowa może być ich rola w harmonijnym świecie. To wymaga zmiany ich nawyków i podejścia, ale jest to możliwe w zgodzie z ich duszą czy monadą.
- Jednostki, choć często pozostają w cieniu, mają moc zmieniania całych cywilizacji. Nasze indywidualne decyzje i działania mogą przekształcić struktury społeczne, a nawet kosmiczne, inspirując zmiany na ogromną skalę.
- Wszechświat jest samoregulującym się systemem – żywym organizmem, który w swej istocie nie potrzebuje kontroli. To przestrzeń, w której rozwój i ucisk współistnieją, tworząc kontrast między różnymi poziomami świadomości i stwarzając możliwość ewolucji dla wszystkich istot.
Nikodem Marszałek
08.2022 r.
12.2024 r.