Jeśli nie czytałeś jeszcze poprzedniej części opracowania pt. Od zakochania do dorosłego związku, to zapraszam. Poruszyłem tam temat hormonów i ich wpływu na nasze reakcje psychofizyczne podczas fazy zakochania. Co się jednak dzieje, kiedy zamiast zakochania przeżywamy rozstanie, porzucenie, rozpacz po stracie kogoś bliskiego?
Przy rozstaniu i porzuceniu ten sam mechanizm, który odpowiadał za fazę zakochania, wraz ze wszystkimi swoimi chemicznymi związkami mobilizuje ciało do odzyskania partnera, który przecież kojarzył nam się z miłością, ciepłem, dobrem, bliskością. Jest to faza walki o związek i powrót ukochanego oraz buntu, ponieważ brakuje tu akceptacji zaistniałej sytuacji. Do działania mobilizuje szczególnie dopomina, która dodaje nam siły. Kiedy nie osiągamy celu, jakim jest odzyskanie partnera, neurony nadal ją wytwarzają i znowu mamy energię, motywację, ale dzieje się tu coś jeszcze: wzrasta poziom niepokoju i strachu. Im więcej mamy uwolnionej i aktywnej dopaminy, tym bardziej zmniejsza się poziom serotoniny, która odpowiada za poczucie satysfakcji, ulgi, spełnienia. Tak uwalnia się agresja. Mamy miłość, na którą zaczynają oddziaływać dwa stany: z jednej strony ludzie po stracie ukochanego odczuwają pustkę, załamanie, ból, rozdarcie – co przedstawiłem w rozdziale Pustka po rozstaniu w książce Dba o siebie – z drugiej – reagują agresją i nienawiścią. Skąd nienawiść do osoby, którą przecież kochaliśmy? Według antropologów nienawiść pozwalała naszym przodkom uwolnić się od toksycznej relacji, zadbać o potomstwo, uleczyć rany.
W trakcie procesu separacji, straty, odrzucenia przechodzimy przez kilka etapów:
1. Szok i zaprzeczanie
2. Żal i tęsknotę
3. Rozpacz
4. Gniew i złość
5. Zwątpienie w siebie
6. Poszukiwanie sensu
7. Stopniową reorganizację życia
8. Akceptację i godzenie się ze stratą
Etap 1., 2., 4. mogą wywołać w nas postawę buntu, negocjacji, konfrontacji, walki lub odwrotnie – prowadzą do unikania, ucieczki, obwiniania innych, obwiniania siebie, kapitulacji. Wszystkie te etapy zawierają całą gamę emocji: smutek, żal, tęsknotę, niepokój, strach, obawę, złość, irytację. Ostatnie dwa etapy (7. i 8.) niosą ukojenie, spokój, radość, zaciekawianie i postawę zaufania i otwartości.
W temacie rozstania i odrzucenia rodzi się pytanie: „Zostaliśmy odepchnięci, odrzuceni, pozostawieni – co czuliśmy w związku z tym? Były to złość, smutek, bunt? Jaka jest nasza pierwotna reakcja na odrzucenie?”. U niektórych ludzi odrzucenie przybiera charakter patologiczny, ponieważ bardziej zależy im na nim właśnie niż przeżywaniu miłości. Dzieje się tak dlatego, bo miłość kojarzy im się z odrzuceniem i stanem, który ono niesie, np. smutkiem, żalem, samotnością. Spróbuj wrócić pamięcią do swojej pierwszej reakcji, kiedy poczułeś stratę, ktoś bliski odszedł. Jak zareagowałeś? Jakie towarzyszyły temu uczucia? Uwolnij się od tego programu, bo miłość to miłość – nie jest połączona ani semantycznie, ani energetycznie z żalem, smutkiem, gniewem.
Miłość ma swoje miejsce
Jak radzimy sobie z miłością w sercu podczas zakochania, rozstania, odrzucenia? Popatrzmy na przykład podczas fazy zakochania.
Energie z czakramu sakralnego (na żółto), splotu słonecznego (na pomarańczowo) i serca (na zielono) kierują się do głowy. Mówimy tu o budowaniu stanu zakochania. Na wykresie jest to silny stan zakochania, ponieważ mamy aż trzy ośrodki, które kierują energie do głowy. U każdego stan ten ma różną siłę, np. mniej ośrodków. Nauka materialistyczna mówi, że to mózg „odpala” hormony. Jednak pierwsze działają energie subtelne, na które mózg odpowiada. U niektórych osób oddziałuje tylko sakra (seks, bliskość, ciało), u innych splot słoneczny (emocje, adrenalina, odczuwanie siły, przepływu) lub serce (uczucia, miłość, bliskość). Zobaczmy na wykres poniżej:
Energia z trzech ośrodków kieruje się do głowy, ale na poziomie gardła zaczynamy ją „przerywać”, lekko odcinać. Stan zakochania oczywiście przeżywamy, ale jest on dużo słabszy, umysł jest bardziej świadomy. Raz zastosowałem tę technikę całkiem nieświadomie (powiedziałbym: w jakiś sposób instynktownie). Spotkałem partnerkę idealnie „skrojoną” dla moich wzorców. Czułem się dokładnie tak jak Leto II kiedy Ixanie przysłali ambasador Hwi Nori w książce Bóg Imperator Diuny. Partnerka mówiła: „Dlaczego ty śpisz w takiej ochronnej łunie świetlistej, którą aż widać w nocy?”. Odpowiedziałem: „Nie wiem”. W kolejne dni już jej nie miałem. Dla nas obojga była to pułapka, bo nasza bliskość wcieleniowa i karmiczna została wykorzystana przez kilka istot. Dwa miesiące relacji kosztowały mnie kilka miesięcy uzdrawiania (a później zaczęły się przebudowy).
Kiedy jesteśmy w kontakcie z własnym ciałem, to natężeniu energii uczuć pozwalamy po prostu być, bo dajemy zgodę na piękne odczucia zakochania. Są jednak sytuacje, w których podświadomość płata nam figla, coś dzieje się karmicznie, a wtedy poziom gardła zaczyna regulować przepływ (góra – dół, dół – góra).
Jeśli powyższy przykład pokazał, w jaki sposób narasta stan zakochania, to jak ludzie radzą sobie z rozstaniem i odrzuceniem, kiedy wcześniej kochali i byli pokochani? Postawy i techniki energetyczne są różne, ale w głównej mierze opierają się o proste „trzy zasady wyparcia”:
- Rozpraszanie cząstek serca.
- Dosłowne wyciąganie energii serca z danym uczuciem i jego zakopywanie.
- Dewaluacja związku (przypisywanie partnerowi więcej złych cech niż dobrych).
Kiedy pojechałem do byłej partnerki, nagle podczas naszej rozmowy usłyszałem: „O, ty jesteś jednak przystojny”, „O, ty jesteś ciepły” i tu czasem lekkim ruchem partnerka dotykała swojego serca. Dla mnie widzenie i odbiór partnerki (każdej z nich) był zawsze taki sam. Od początku do końca, ba, przez lata widzenie i odczucie wzrastało, pogłębiało się w każdym jego spektrum. Po czasie zrozumiałem, że u byłej partnerki podczas rozmów i kontaktu rozpuszczało się to, co było fałszywe, niezgodne z rzeczywistym obrazem, co zostało zmanipulowane i jest skutkiem dewaluacji. Najprostszym rozwiązaniem podczas zerwań jest obwinianie drugiej strony, obrzydzanie partnera, potęgowanie negatywnych historii, zatrzymanie czasu w jakiejś bolesnej sytuacji czy słowach i potęgowanie myślokształtu swoimi emocjami, ciągłymi rozmowami o tym z bliskimi. Dodajemy często: „No taki był przecież”, „No tak zrobił”, „Ona mnie zraniła”. Nie wiemy, że jest to etap zaprzeczania, w którym nieuwolniona emocja (zadra), zrodzona przecież również z naszej reakcji i wzorców, zwyczajnie powróci przy innym partnerze. Dlatego pytanie nie brzmi: „Co on/ona mi zrobił/zrobiła?”, ale „Co on/ona mi pokazał/pokazała we mnie swoim zachowaniem?”.
Dewaluacja jako technika ma stworzyć przeciwwagę dla miłości, przekonać mózg, że nie kochaliśmy lub najlepiej, już nie ma żadnej miłości. Niestety oprócz dewaluowania partnera i związku ludzie angażują techniki energetyczne, takie jak np. rozpraszanie cząstek serca, które mają rozrzedzić uczucie (rozmydlić je), czy dosłownie wyciąganie energii uczuć z serca.
We wstępie opracowania Od zakochania do dorosłej miłości napisałem o „niemożliwym” do zrealizowania związku. Jak poradziłem sobie z krzywdą? Patrz: „Trzy zasady wyparcia”, punkt drugi. Wydawało mi się to w tamtym okresie najlepszym i jedynym rozwiązaniem. Miałem się szybko przekonać, że kiedy emocje opadły, nie było wsparcia nikogo innego, żadna racjonalizacja i dewaluacja nie pomogły – zostałem z dziurą, brakiem równowagi. Postanowiłem sobie wówczas, że nigdy więcej tego nie zrobię, czyli każdemu uczuciu, emocji, miłości pozwolę być bez względu na zachowanie partnerki lub moje. Kiedy obecnie doświadczyłem odejścia ze strony partnerki, gdzie miałem głęboką miłość, zaakceptowałem swoje uczucia w pełni, bo taka postawa jest zrodzona z ich akceptacji. Miłość jest we mnie i zrodziła się w moim własnym sercu (ciele). Dlaczego więc mam z tego rezygnować, jeśli to jest we mnie?! Mamy się z tego cieszyć, być sobie za to wdzięczni.
Ludzie mówią: „Ty się musisz odkochać”. I co mamy zastosować, jakie kłamstwo, ściemę. Mamy sobie wmówić, że nie kochaliśmy i nie byliśmy pokochani, było nam źle, nie mamy miłości w sobie? Mamy wyobrażać sobie – za wschodnimi oświeceniowymi technikami obrzydzania materii – że partner był zły, krzywdził, nie kochał, był narcyzem, wykorzystywał, był leniwy i wiecznie zmęczony? Co to w ogóle za rozmowa z samym sobą? Tyle miesięcy lub lat z taką osobą – co to w ogóle mówi o nas? I gdzie taka rozmowa może nas zaprowadzić dalej?
Staraj się nie oceniać, nie określać, nie tworzyć alternatywnych historii, nie umniejszać byłego partnera czy przedstawiać siebie w roli ofiary lub stale zrzucać odpowiedzialność na drugą stronę. Wróć do siebie i odpowiedz sobie na pytanie: „Co partner lub były partner w tobie uruchamiał?”, „O czym przypominał?”. Im więcej tworzysz obrazów otrzymanej krzywdy, zranień, smutku, tym więcej pielęgnujesz emocji, które są świetnymi nabojami dla techniki dewaluacji czy dobrze odkształcają już rozproszone cząstki miłości w sercu; albo dajesz sobie uprawomocnienie do podtrzymywania wyparcia całego serca. Pomyśl o sobie jak o naczyniu: czym jesteś napełniony, co wibruje w twoim polu, jaka nieuwolniona historia jest odsunięta od ciebie? Mówisz: „No, bo przecież wina jest po drugiej stronie, ja byłem/byłam takim słodkim cukierkiem”. W porządku, mogło tak być, ale jeśli twoje naczynie jest w jakiś sposób zmętnione starymi emocjami, starymi zadrami, to do jakiej bazy twoich postaw i energii, najogólniej: pola, dopasuje się nowy partner? Przecież to już nie jest szwajcarska łąka z reklam Milki. Musisz wycofać wszystko, czym wyobrażeniowo i emocjonalnie obarczyłeś partnera lub byłego partnera (wspomniałem o tym już w temacie plotkowania z bliskimi w artykule: Jak domykać związek). Masz go błogosławić, być mu wdzięcznym, a nie przeklinać. Zapisz na kartce: „tu mogłem/mogłam przesadzić, tu nadal mam wkurzenie, ale cofam to z siebie i ciebie, całe zaburzające pole rozpuszczam; nie dałeś/dałaś mi, bo ja sobie nie dałem/dałam, nie pozwoliłem/pozwoliłam”. Zapisz wszystko, co poczujesz, i spal kartkę. Były partner był jaki był. Nas nie interesuje zachowanie dzieci w przedszkolu, tworzenie ocen, osądów, opisów jego zachowania lub zmienianie rzeczywistości na swoją własną, wygodną głównie. Nas interesują tylko emocje, które są w nas i które partner uruchomił, otworzył. Na tym się skupiamy. Czy to rozumiesz? Najprościej rzecz ujmując: przeklinając i oczerniając partnera, oczerniamy i przeklinamy samego siebie. Takie rzeczy wracają.
Idźmy dalej.
Popełniamy także inny poważny błąd. My traktujemy miłość jak romantyczną balladę – jest i zaraz jej nie ma. W tym wyobrażeniu miłość ma przypominać ulotny tlen. A przecież ona jest najtrwalszym spoiwem, największą siłą. My myślimy, że to w partnerze jest nasza miłość, uczucie – ale skąd takie myślenie? To w tobie jest miłość i ona od ciebie promieniuje i wychodzi. Partner tylko to odbija. A co może odbić, jeśli w tobie tego nie będzie? Wielu ludzi ucieka od tej prostej prawdy, liczy na to, że mózg z hormonami, ich stan zakochania zaraz wszystko naprawią – miłość wróci. Miłość może i się pojawi, tak jak i bliskość, ale jaki ślad zostawiliśmy wcześniej w sobie samym, jakie zaprzeczenie, jaką dziurę? Eva-Maria Zurhorst powiedziała: „Niezależnie od tego, kogo spotkasz, zawsze spotykasz tylko siebie”. Jest to prawda znana wszystkim przebudzonym.
Dlaczego trzy punkty wyparcia wydają się tak kuszące i pomimo ich negatywnych skutków ludzie je nagminnie stosują? Bo jest to szybkie rozwiązanie, z którym nie trzeba się mierzyć w głębszych warstwach psychiki, ciała i duszy. Jednak kiedy hormony opadają z nowym partnerem, pojawia się „owa dziura”, która jest wynikiem zaprzeczenia zastosowanego wcześniej. I to nasze „poradzenie” sobie z rozstaniem, podsumowanie poprzedniego związku, retrospekcja siebie samego w relacji, nie były takie, jak myśleliśmy, że są. Umysł mogliśmy oszukać, ale ciało i wibracje w sercu mają swoją mądrość. Zapamiętaj. Nieważne, jak trudno jest ci podczas rozstania, przeżywania odrzucenia lub kiedy sam odchodzisz z miłością w sercu. Zawsze szanuj swoje uczucie, miłość w swoim ciele ze wszystkimi jej składnikami, emocjami, uczuciami i myślami. Będzie ci trudniej – oczywiście; będzie bardziej bolało – również; ale tak pozostajesz w zgodzie z prawdą o sobie, bliskich, jak i otaczającym cię świecie. Jesteś czujący, kochający, wspierający, otrzymujący. Zdałeś test na człowieczeństwo.
Moja koleżanka Martyna napisała w tym temacie coś bardzo mądrego, cytuję: „Jeśli zaistniała miłość, to wytworzyła się fala, która pozostaje na wieczność (światło). Zaprzeczanie jej istnieniu, negowanie, nie wymaże miłości, tylko powoła do życia kolejną falę (cienia)”.
Inna koleżanka, Sylwia, napisała: „Nie jesteśmy w stanie zaprzeczać temu, co nas uskrzydlało, bo po prostu uskrzydlało. I te obrazy, przeżycia są wciąż żywe”.
Bądźmy sobie wdzięczni i zaakceptujmy w końcu siebie i swoją miłość. Partnera może już nie być obok nas, ale przecież miłość w tobie będzie zawsze.
Zakończenie
Rozstanie to okres podsumowań, wyciągania wniosków. Nie jesteśmy w stanie tego zrobić dobrze, sumiennie, całościowo, jeśli zaprzeczamy, zmieniamy, odwracamy od czegoś głowę. Relacje zawsze opierały się na interakcji istot – nie na jednostce. W trakcie rozstania skupiamy się na tej drugiej stronie, próbujemy nieświadomie upchać tam wszystko, co złe, krzywdzące. Jednak to nadal jest zapominanie o sobie, o swojej mocy sprawczej, o tym, co my sami robiliśmy, mówiliśmy i – niestety – czego sami podświadomie się domagaliśmy. Tu nie ma lepszych i gorszych, mniej lub bardziej winnych, ponieważ kiedy jesteście lub byliście razem, potencjał się wyrównywał. Partner nie jest i nigdy nie był przyczyną twoich problemów – on je pokazywał, wyzwalał, uwypuklał (wzmacniał). Powiedz raczej: „Pokazałeś/pokazałaś mi, co mam do uzdrowienia”, „Pokazałeś/pokazałaś mi, co mam do przyjęcia w sobie”, „Dzięki tobie wiem, od czego odwracałem/odwracałam wzrok”, „Teraz wiem, co odtrącałem/odtrącałam w sobie”. Wdzięczność przenosi siłę sprawczą, wraca do nas moc własna. Tak przestajemy podtrzymywać język ofiary: „to on, to przez niego, to przez nią”.
Czasem, kiedy wyrządziliśmy krzywdę partnerowi i nie chcemy się do tego przyznać, odczuwamy względem niego złość. Gniew pozwala nam odwrócić wzrok od tego, co sami zrobiliśmy i co głęboko w sobie odczuwamy. Uczucie, jakie się w nas kryje, jest po prostu zbyt silne. Miejmy to na uwadze, kiedy będziemy przyglądać się swoim postawom podczas wyciągania wniosków po rozstaniu czy w relacji z innymi ludźmi.
Najważniejsza jest wdzięczność. Wdzięczność do tego, co przeżyło się razem, tego, że miało się szansę poznać siebie bliżej, doświadczyć wielu interesujących chwil i sytuacji. Teraz już może tego nie ma, ale tak naprawdę to już będzie w nas po wsze czasy. Rozstanie nie jest końcem, bo nie ma końca – jest tylko zmiana, ruch, przekształcenie. Wszyscy się zmieniamy podczas tego procesu i nic już nie jest takie samo.
Nikodem Marszałek
Katowice, Polska
05.2015 r.
08.2021 r.
To be able to say: I loved this person, we had a hell of a nice time together, it’s over but in a way it will never be over and I do know that I for sure loved this person, to be able to say that and mean it, that’s rare, señor. That’s rare and valuable.
Ernest Hemingway