Wygodnie się rozsiądź, złap ulubiony napój i pozwól sobie na chwilę skupienia. Opracowanie składa się z następujących tematów:
1. Karma.
2. Poczęcie jako tabula rasa?
3. W poszukiwaniu świadomości.
4. Kreacja wcielenia z perspektywy duszy.
5. Lojalność rodowa.
6. Co tu jest takiego trudnego?
7. Co tu jest takiego niezwykłego?
Karma
System karmy wpaja myślenie oparte na zasadach dualnych: przyczyna i skutek, akcja i reakcja, wina i kara. Ten system wymaga podporządkowania od duszy, która pragnie się wcielić. „Chcesz duszo żyć na Ziemi, realizować swoje cele, budować doświadczenie? Świetnie, ale podpisz tutaj i tutaj, bo siedem pokoleń czeka na uzdrowienie.” Dusza, niczym misjonarz bez habitu, podpisuje te „kontrakty”, bo cóż innego ma zrobić? Biedna duszyczka zaczyna się miotać. Chociaż wiadomo, że dusza nie jest taka biedna, ale podpisała, więc teraz drapie się po głowie, zastanawiając: „Dlaczego siedem pokoleń, a nie dwanaście czy dwa? Na co ród czeka, skoro większość tych przodków już dawno nie żyje?”. Dusza głowi się, troi, ale nic konkretnego nie wymyśli, bo system narzuca swoje reguły. Strażnicy widzą, że dusza trochę oddala się od systemu. Dlatego duszy pokazywana jest siatka rodowa przypominająca drzewo. To drzewo działa jak pole morfogenetyczne, nasycone programami, wizjami, marzeniami, chorobami i – zależnie od rodu – specyficznym celem danej rodziny. Problem w tym, że duszy nie interesują szczegóły o przodku z XVII wieku, który sprzeniewierzył majątek, co sprawiło, że mężczyźni w rodzie zaczęli oddawać wszystko swoim żonom, bo taki znaleźli sposób na własny konflikt lekkoducha. Kolejny członek tego rodu traci pieniądze, pieniądze go „parzą”, unika ich, a na dodatek podświadomie przyciąga partnerki, które przejmują kontrolę nad związkiem. Wystarczyło jedno pokolenie – przodek i jego syn – aby kolejne generacje mężczyzn w tym rodzie zachowywały się jak pionki pozbawione wpływu w obliczu finansów. Każde kolejne pokolenie dodawało swoje „oliwy do ognia”, potęgując problem i jego skutki.
To nie jest mądrość dziedziczenia ani uniwersalne prawo natury, które pozwala kolejnym pokoleniom przetrwać. To karma, rozumiana jako bagaż przeszłości – wzorce, które przetrwały i nadal odciskają piętno na życiu kolejnych generacji. Przeszłość specjalnie podtrzymywana – o tym jeszcze porozmawiamy, bo czym byłaby karma bez mechanizmów, które ją utrzymują przy życiu? Systemu karmy również to nie interesuje. Nie przejmuje się, że żyjemy w innych czasach, z innymi możliwościami. Zależy mu, byś ciągle dźwigał te stare wzorce, które nazywane są sprytnie KARMĄ. W efekcie osobowość, nieświadoma swojego prawdziwego źródła problemów, wpada w błędne koło. Przeżywa szał, złość, frustrację i czasem próbuje zrozumieć rdzeń swojego nieuświadomionego zachowania: dlaczego ciągle traci pieniądze, dlaczego boi się pieniędzy? Bo żeby osobowość z duszą wiedziały, dlaczego odtwarzają jakiś schemat zachowania, które traktują jako swój, tu trzeba trochę świadomości. To nie jest tak, że system nie pozwala na pełne wyzwolenie. Oczywiście, że pozwala, bo są niezliczone modele pracy nad sobą. Wystarczy zrozumieć rdzeń tych zapisów, dotrzeć do sedna i zbudować własną ścieżkę po uświadomieniu tego, co było ukryte w cieniu. Ale to wymaga głębokiej pracy, którą nazywamy rozwojem, uważnością, szczerością i dociekliwością.
Każdy system opiera się na obserwacji naturalnych procesów zachodzących w przyrodzie i organizmach żywych. Karma powstała jako rezultat obserwacji zachowań dusz i ich wzajemnych relacji. Jednak dusze w pewnym sensie uniknęły bezpośredniego wpływu karmy, ponieważ łatwiej było ją wprowadzić w niższych gęstościach niż na ich poziomie. Dlatego dusze przeważnie nie badają zasad panujących w danym świecie (czytaj: w niższych gęstościach), bo oprócz reakcji nieuświadomionych zapisanych w polu rodowym albo tendencji fizycznych zapisanych w ciele przez wpływ wzorców rodu, dostrzegają większe zyski i korzyści w postaci talentów wypracowanych przez ród czy poszczególnych jego członków. Zyski te mogą obejmować talenty artystyczne, sportowe, biznesowe, intelektualne czy duchowe. Dlatego sam system duszy nie wydaje się taki straszny ani bezduszny – wręcz przeciwnie, jest idealny w swojej dualności. Białe i czarne, wina i kara, dobre i złe, pozytywne i negatywne, choroba i radość, życie i śmierć, marzenie i poświęcenie, miłość rozumiana jako lojalność – to wszystko wchodzi w jego ramy. Dusza, mimo że „bierze” na swoje barki stare, nieuświadomione wzorce z pola rodowego, rasowego, społecznego czy państwowego (kolejne warstwy podświadomości zbiorowej, które nachodzą na ciało), cieszy się z tego, czym będzie dysponować jej wcielenie – przyszła osobowość. Dla młodych dusz to cud, miód i orzeszki, bo wiele cech, wartości czy talentów dusza mogła nigdy nie wypracować w swoim istnieniu, a tutaj ma je podane na tacy, i to złotej. Gorzej dla starszych zawodników – przepraszam, dusz – bo tutaj zaczyna się pewien problem, a może wyzwanie.
Mówi się, że im więcej dusza „wzięła” na swoje barki, tym więcej chciała „przerobić”. Pytanie tylko, co oznacza to „przerobić”? Ułożyć na swoją modłę? Uporządkować? Uświadomić? Zmniejszyć bagaż podświadomości rozumianej jako karma? Może dusza zamierzała zmienić swoje zachowanie, tendencje negatywne w pozytywne? Każda z tych odpowiedzi niesie wartościowe refleksje, ale rodzi się inne pytanie: „Dlaczego prawie cała ludzkość ma tak wielkie wyzwania w uwalnianiu czegoś fundamentalnego dla swojej istoty? Dlaczego potrzeba tak wiele wysiłku, czasu i inwestycji, żeby jeden wzór, nawyk czy tendencja odpadły lub zmieniły swoje znaczenie?”. Może problem leży w podejściu. Czasem wydaje się, że wystarczy przeczytać jedną afirmację, wypowiedzieć dekret, popukać, odliczyć – i już problem znika. Wspaniale, jeśli rzeczywiście tak działa, cieszmy się z takich chwil, bo one szybko odchodzą. A co z resztą? Jak uwolnić coś, co jest fundamentalne, co jest zlane z naszym wnętrzem tak, że nie odróżniamy swojego od cudzego? Ile razy słyszeliśmy – jeśli mieliśmy to szczęście – „zachowujesz się jak matka”, „jesteś podobny do ojca”, „ty to cały dziadek”, „idziesz drogą pradziadka”? Informacje na temat zachowań, słów i doświadczeń rodu mogą być kluczowe. Kiedy wiemy, kto podjął jaką decyzję, co myślał i przeżywał, łatwiej nam się od tego odczepić, uwolnić i nietraktować jak swojego. Ale ilu z nas ma dostęp do takich wywiadów, informacji czy historii? Niewielu. Większość błądzi po omacku, strzelając na oślep. Szczególnie dotyczy to nurtów odrzucających psychogenealogię. W takich przypadkach wszelkie powiązania z historią rodziny, wzorcami rodu czy doświadczeniami przodków są ignorowane, co utrudnia zrozumienie źródeł wielu problemów. Czasem wystarczy uświadomienie i słowo: „I teraz już widzisz i czujesz, że to nie jest twoje. To należało do twojego…”. Jedno zdanie, które uruchamia uzdrowienie, odczepienie. Myślisz teraz, że system nie jest taki zły, bo daje wytrychy? Spójrzmy na to z perspektywy energii.
Poczęcie jako tabula rasa?
Kiedy przyglądamy się momentowi poczęcia dziecka, duchowo mamy do czynienia z intencją, celem, projektem. Zanim dusza skieruje część subtelną w ciało razem ze swoim planem, może minąć nawet kilka miesięcy życia płodowego. Dzieje się tak często w miejscach, gdzie dusze niechętnie się wcielają, jak regiony dotknięte biedą, głodem czy wojną. W wielu przypadkach cel wcielenia staje się jednak jasny niemal od razu, a więź między matką i jej ciałami subtelnymi a dzieckiem i kształtującą się częścią subtelną dziecka, pod wpływem jego duszy, zaczyna się budować. Co ciekawego można dostrzec w tym procesie? Przede wszystkim to, że świadomość dziecka w łonie matki słyszy, widzi i przede wszystkim odczuwa wszystko, co dzieje się dookoła. Powstaje pytanie: co widzi, kto widzi, jak skoro mózg dopiero się kształtuje? Jedni twierdzą, że to świadomość duszy, inni – że podświadomość. Dla mnie jest to jasna, energetyczna kuleczka, która w moim przypadku zyskała świadomość dopiero, gdy miała półtora miesiąca w łonie matki. Wcześniejszych wspomnień brak, chyba że mówimy o historii międzywcieleniowej, czyli jako istota sprzed wcielenia. W tym kontekście nie mówimy jednak o Nikodemie – o kształtującej się osobowości z cechami rodowymi Marszałków i Oberstadt – lecz o świadomości, która przybiera formę. Pytanie, czy mówimy o rodzącej się świadomości, czy raczej o przyoblekającej się świadomości w cechy osobowościowe, podświadome i psychiczne? Na to pytanie musisz odpowiedzieć sam. Daj sobie czas, aby zrozumieć i przemyśleć każdy akapit.
Na kształtującą się jaźń wpływają nie tylko cechy biologiczne, które są warunkowane przez tkankę morfogenetyczną czerpiącą z pola rodowego, rodzinnego, społecznego i rasowego, aby zrealizować cel wcielenia. Dochodzą również połączenia z systemem karmicznym, czyli informacje zarówno z systemu, jak i spoza pola. Mechanizmy naturalne, takie jak pole morfogenetyczne, oraz sztucznie generowane – w postaci eterycznych elementalów i botów systemowych – formują wzory. Oznacza to, że nie wszystko jest w rękach duszy. Co więcej, w momencie, gdy cel wcieleniowy zostanie przez nią ustalony, jej rola staje się ograniczona – przynajmniej w ramach tego systemu. Dusze często przebywają poza czasem i przestrzenią, a do świata materialnego schodzi jedynie ich część subtelna. Jej zadaniem jest zanurzenie się w rzeczywistości i stworzenie siebie z dostępnych tu zasobów. Elementale i boty systemowe ustalają parametry wcielenia, takie jak poziom inteligencji, wygląd, a nawet programują sposoby reakcji i relacji, które mogą być nieobecne na siatce rodowej z powodu braku odpowiednich zapisów. Dusza może stanowić rozwiązanie dla zapętlonych wzorców rodowych, społecznych czy nawet globalnych, bo każda dusza jest częścią większej układanki, wnosi zmienność, potencjał i kierunek, których brak w innych elementach systemu. To właśnie z tego wynika skłonność dusz do przyjmowania różnorodnych misji. Niestety, mimo „nowości”, jaką wnosi każde ciało i każda osobowość, osobowość wraz z duszą wikła się w system, bo tak właśnie działa mechanizm karmiczny.
Ilu z nas słyszało historie o ludziach, którzy twierdzili, że byli Napoleonem Bonaparte czy Kleopatrą? Skąd się to bierze? Ludzie, nawet podczas sesji regresji do przeszłych wcieleń czy sesji oddechowych, widzą obrazy, odczuwają emocje i przeżycia historycznych postaci. W takich chwilach są przekonani, że to ich własna historia. System karmiczny działa w ten sposób, że podobnie jak dodaje wzorce z siedmiu pokoleń wstecz, potrafi także „dorzucić” wcielenia sławnych osób. Jest to swoisty „bonus”, rodzaj przekupstwa, mającego na celu namówienie duszy na wcielenie. Wpływ takich wcieleń manifestuje się w różny sposób: dla osobowości wpływ jest umiarkowany, ale dla części subtelnej, szczególnie na poziomie eteryczno-astralnym, jest znaczący. Jednak te dodane wcielenia nie wpływają na samą duszę, która pozostaje poza systemem karmicznym. Warto zrozumieć, że system karmiczny opiera się na zasadach dualnych: 0-1, białe-czarne. Jeśli przyjmiesz „A”, zawsze pojawi się „B”. Jeśli pojawia się talent, prawdopodobnie pojawi się również przeszkoda. Wszystko zależy od przyjętej karmy duszy, jej wieku oraz intencji wcieleniowych. Dlaczego dusza się wikła? Bo w tym systemie, mimo pozornej niezależności, łatwo zaplątuje się w mechanizmy dualności i wpływy narzucone przez system.
W poszukiwaniu świadomości
Wróćmy do naszego ja, czym jest to ja, jak się kształtuje. Czy ja to świadomość, gdzie jest świadomość? Do dzisiejszego dnia badamy jako ludzkość czym jest świadomość, ale na razie potrafimy więcej powiedzieć czym nie jest. Ezoterycznie moglibyśmy powiedzieć, że świadomość rozumiana jako jaźń to ciało mentalne, ale to nie jest prawda, bo kiedy człowiek umiera i poszczególne ciała zaczynają się rozpadać, w tym i mentalne, świadomość nadal jest, natomiast rozpada się jego struktura osobowości, która miała związek z ciałem mentalnym i wszystkimi niższymi, czyli astralnym, eterycznym i fizycznym. Strukturę jaźni podzielił Freud na trzy części, dzieląc ją na id, ego, superego. Superego jest mechanizmem społecznym i typowo Ziemskim, natomiast korelacja między id i ego, to taka przepychanka dynamiki między muszę, chcę, pragnę a tym, co jest dostępne, realne. Trudno sobie wyobrazić ten mechanizm od strony energii nawet jeśli użylibyśmy podejścia rozwojowego lub terminów znanych w Hunie, np. niższe ja (podświadomość), średnie ja (świadomość) i wyższe ja (nadświadomość / dusza ). Taki podział nadal nie odpowiada nam na pytanie czym jest świadomość. Dlatego popatrzmy od strony praktyki duchowej.
Wielokrotnie z partnerką odzyskiwaliśmy wcielenia – swoje lub cudze – które utkwiły w Focus 231, przenosząc je do Focus 282. Mówiąc prościej, te zmarłe wcielenia były przesuwane do gęstości mentalnej lub przyczynowej. Dusze, które pojawiały się nad odzyskanymi częściami subtelnymi, często zastanawiały się, co zrobić dalej z odzyskanymi osobowościami. Niektóre kierowały te „osobowości” do innych światów, inne ponownie je wcielały, ale zdarzały się przypadki, takie jak u Leszka Żądło czy mojej partnerki, kiedy dusza zdecydowała się na coś zupełnie innego. Co wtedy zaszło? Dusze rozbierały wcielenia z ich osobowości, z tego wszystkiego, co jako ludzie nazywamy JA, OSOBOWOŚCIĄ, JAŹNIĄ. Dusze uwalniały części subtelne z utożsamień związanych z ciałem, przodkami, rodem czy normami społecznymi. To proces, który Budda opisał w swojej nauce o nietrwałości ja, choć dziwi, że nie poruszył bezpośrednio tematu świadomości duszy. A może poruszył, ale nastąpiło przekierowanie ciemnych sił?
Jak wygląda to rozbieranie konstruktu psychicznego ze strony duszy? Dusza dosłownie wyciąga z części subtelnej wcielenia całe „szkielety” – przypominające liny, rdzenie czy wiązki światła – które wibrują i przenikają przez subtelne warstwy tej części. W czasie tego procesu świadomość części subtelnej, czyli ducha (lub zmarłego, jeśli tak wolisz to nazwać), jest wyłączona, jakby spała. Po przebudzeniu część subtelna patrzy na rzeczywistość zupełnie inaczej. Co oznacza „inaczej”? Przede wszystkim bez wpływu własnej historii wcieleniowej. Przeszłe życie nagle staje się jedynie przeszłością, a czasem pojawia się stu procentowe odklejenie od dawnej tożsamości. Podczas badania tego procesu, rozmawiając z częścią subtelną po przebudowie, często obserwowaliśmy, że rozpoznaje ona swoje życie jako przeszłe, czasem potrzebując chwili, aby przypomnieć sobie swoje dawne imię. W przypadku Leszka (link do rozmowy z jego duszą) było podobnie. Dlatego napisałem, że „Leszka już nie ma” – jego dusza nie jest Leszkiem. Dusza to osobna świadomość, która nie podlega wpływom rodu czy wzorców ludzkich, choć wzorce osobowości, które żyły w ciele fizycznym, mogą na nią oddziaływać. Po wyciągnięciu takich strumieni czy wiązek dusza często wchłania je w siebie, traktując jako pakiet podświadomy. Jest to najczęściej spotykany model duchowy, ale nie dotyczy każdej istoty. Przyjrzyjmy się teraz drugiemu modelowi.
Dusze młodsze często wchłaniają w siebie wcielenia, bo ich ładunek po śmierci jest zbyt mały a sama dusza nie ma jeszcze zindywidualizowanych wyższych ciał czy kontaktu z monadą.
Trzecim modelem – i oczywiście nie ostatnim – jest model aspektów. Ty, jako część subtelna, jesteś aspektem, czyli duszą, która w połączeniu ze swoją monadą stanowi dom, jedność. To właśnie tego procesu uczę. Wygląda to tak, że ty, jako aspekt, wracasz do monady – miejsca „ja-tam”, o którym pisał Monroe. Taki aspekt może wcielić się ponownie, ale nie musi. Może być np. Nikodemem, ale nie musi, ponieważ na tym etapie istnienia wzorce osobowościowe z poprzedniego życia nie są już podtrzymywane. Dlaczego? Ponieważ nie jest to efektywny sposób zbierania nowych doświadczeń. Świadomość nie jest osobowością. Świadomość nie zawiera JA, nie jest oparta na JA (ego, tożsamości, umyśle). Można to zobrazować w ten sposób: osobowość, w pewnym sensie, jest ułomna, ponieważ ogranicza się do doświadczeń, norm i przyzwyczajeń ciała. Świadomość zostaje zamknięta w tych ramach. Po drugie, osobowość jako projekt, cel duszy, spełnia swoją rolę i swój cel – to koniec projektu. Dlatego nauki prądu umysłu oświeconego (Budda, E.Tolle, Mooji, K. Wilber, A. Watts) mają swoje miejsce w świecie, bo potrafią zharmonizować i złagodzić procesy ego, które mylnie utożsamiamy z naszym ja. Jednak ich wadą jest odcięcie od duszy i monady – stąd moja działalność i misja. Kolejną możliwością, którą można, ale nie trzeba realizować, jest połączenie wszystkich alternatywnych wcieleń z danego świata kwantowego. Co to daje? Przede wszystkim wypełnia braki, luki i uzupełnia doświadczenia danego aspektu o przeżycia wszystkich alternatywnych wersji nas samych. Musi oczywiście istnieć odpowiednia struktura bazowa wcielenia i pozostałych (alternatywnych), ponieważ monady często „męczą” dane aspekty, aż te „przejdą” swoją lekcję, czyli wcielenie danego aspektu (rysu) trwa do momentu osiągnięcia pełnego zrozumienia – cokolwiek to oznacza w kontekście celu monady. Zasada światów alternatywnych brzmi dosyć prosto: „Wszystkie decyzje, jakie mogą zostać podjęte, zostaną podjęte”. To właśnie dzięki temu wzrasta szczególnie monada – nie dusza, ale monada. To jednak wymaga pewnego przygotowania i pracy nad sobą.
Kreacja wcielenia z perspektywy duszy
Dusza wyciąga z siebie kulę energii, która przypomina okrąg z kolcami. Ta kula symbolizuje podświadomość, czyli zbiór wszystkiego, co dusza zgromadziła w poprzednich wcieleniach w postaci wiązek energetycznych (wspomniałem o nich wcześniej). Część tej energii podświadomej zostaje skierowana do systemu karmicznego. W tym systemie boty i elementale formują te energie w niższe ciała subtelne, które są potrzebne do nowego wcielenia. Zdarza się również, że to sama część subtelna bierze udział w tym procesie, ubierając się w odpowiednie niższe ciało – np. eteryczne, a następnie fizyczne. Przykład: Kiedy istota o wyglądzie jaszczura (reptila) wciela się w ciało ludzkie, jej część subtelna – przypominająca wysokiego jaszczura – przybiera kształt humanoida, człowieka. Dlatego subtelnie, kiedy patrzy się na tego człowieka, nie widać w jego ciele astralnym cech jaszczura. Aby je dostrzec, trzeba spojrzeć na jego duszę, czyli na wyższe ciała. Nie ma znaczenia, czy mówimy o istocie, której struktura jest podzielona na kilka jaźni (monada – dusza – część subtelna), czy o istocie funkcjonującej jako dwie jaźnie (monada – część subtelna/dusza3). Kluczowa jest zasada: ubieramy się nie tylko w swoje „ubrania” – swoje wzorce wcieleniowe, które są w nas – ale także w energie niższe występujące na danym poziomie. Bez względu na to, czy mówimy o poziomie przyczynowym duszy (jak w przypadku Leszka), czy o poziomie adi monady (jak w moim przypadku), bo miejsce przechowywania wzorców, tendencji czy aspektów ma drugorzędne znaczenie.
Nie bójmy się używać słów „nasze cele” i „nasze wzorce”, bo przecież my to dusza, choć na początku możemy czuć oddzielenie i separację. To poczucie wynika z wpływu wibracji tej planety i jej specyficznych uwarunkowań. Na nasze cele i projekty nakładają się cele rodu, rodziny, ich marzenia, fantazje, zaburzenia, tendencje i choroby – w większości przypadków w formie nieuświadomionej. Te wzorce i naciski są często niewypowiedziane, ukryte w postaci zepchniętych uczuć czy niezrealizowanych pragnień. Szczególnie wyraźnym aspektem na Ziemi jest lojalność rodowa, rozumiana jako miłość. Ta lojalność ma tutaj wyjątkową siłę – często staje się wręcz ubezwłasnowolniająca i stapia się z naszym „Ja” jako kolejne aspekty naszej osobowości. Mówię to jako osoba, która od ponad dwóch dekad obserwuje proces odprowadzania zmarłych i wcielenia w innych światach – światach, które nie podlegają prawom tego układu słonecznego ani systemowi karmy. To, co na Ziemi traktujemy jako „prawa natury” czy, co gorsza, „prawa boskie”, w rzeczywistości jest programem specyficznym dla tego świata. Programem, który nie ma nic wspólnego z miłością ani z prawami wolnego Wszechświata. Szaleństwo tego świata, które tutaj uchodzi za normę, gdzie indziej w kosmosie nie istnieje. To, co tutaj uznajemy za zasady rządzące rzeczywistością, jest jedynie lokalnym tworem, a nie uniwersalną prawdą.
Lojalność rodowa to nie miłość. Branie na siebie wzorców i schematów sięgających aż siedmiu pokoleń wstecz nie wynika z odwiecznych praw natury, lecz jest skutkiem działania systemu karmy, który koncentruje się na przeszłości, a więc na bólu. Spójrzmy na to z perspektywy rozwoju życia. Mamy świadomość w płodzie – niezależnie od tego, czy jest to część subtelna, czy nowy aspekt duszy powołany do życia – która gromadzi informacje zarówno z ciała matki, jak i ojca (pochodzące z jajeczka i nasienia). Formujący się płód czerpie dane z ciał rodziców i pola rodzinnego, a także z przestrzeni rodowej nawet do dziewięciu miesięcy wstecz. Mówi się, że dzięki temu przyszły człowiek jest lepiej przygotowany do życia w środowisku, które go otacza. Jednak oprócz programów podświadomych i biologicznych, które nakładają się na kształtującą się jaźń, pojawia się także lojalność rodowa jako forma energii. To ona zaczyna swoją własną „pieśń”. Można ją porównać do struny – im bardziej jest napięta, tym silniejsze jest zespolenie z tym, co rodowe i rodzinne.
Niestety podczas wcielenia pojawia się dodatkowe ogniwo, a właściwie cała siatka powiązań zależności samej duszy. Wielokrotnie byłem proszony przez mamy, które zaszły w ciążę, aby „czuwać” nad dzieckiem. Spotykaliśmy się raz na miesiąc, czasem częściej. Wykonywałem w tym czasie odczyt, rozmawialiśmy z duszą dziecka o jej celach, a także pilnowaliśmy energii. Niestety, parę razy w pierwszych miesiącach ciąży mieliśmy do czynienia z ingerencją ze strony istot niefizycznych, takich jak archonci, którzy kodowali lub dodawali pakiety karmy. W ten sposób do planu duszy i jej planu wcieleniowego dodawali swój własny. O tym procesie można by napisać całe strony, ale najważniejsze, aby być świadomym istnienia tego dodatkowego czynnika.
Lojalność rodowa
Lojalność rodowa to podświadome i energetyczne przywiązanie do wzorców, przekonań, zachowań oraz losów rodzinnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Wyraża się poprzez nieuświadomioną tendencję do powtarzania historii rodu, co postrzegane jest jako sposób okazania „miłości” lub przynależności do rodziny. Dotyczy zarówno pozytywnych cech, takich jak talenty czy wartości, jak i negatywnych, takich jak traumy, ograniczenia czy trudności. Te wzorce oddziałują na nasze życie, często w sposób niewidoczny i niezrozumiały, ponieważ są zakorzenione w podświadomości. Choć lojalność rodowa może nas wspierać, w wielu przypadkach ogranicza, wiążąc z przeszłością i wzmacniając wpływ karmy – która, jak już wiemy, jest konstruktem opartym na przeszłości, często już nieaktualnej. W ten sposób oszukujemy samych siebie i świat, przywiązując się do iluzji przeszłości, a jednocześnie cieszymy się z tego, jakby była to nasza największa prawda.
Lojalność rodowa rozumiana jako miłość to jedno, ale inną kwestią jest proces nadawania znaczeń doświadczeniom rodzinnym i ich przechowywania w ramach systemu karmy. Wielu ludzi rozwijających się duchowo mówi: „Jak możesz oddać emocje przodkom, skoro to twoje projekcje?”, „To twoja interpretacja przeszłych historii doprowadziła ciebie do obecnej sytuacji. Komu więc i co oddajesz?”. Choć wydaje się to logiczne, rzeczywistość duchowa przedstawia bardziej złożony obraz, ponieważ mamy wkodowane konkretne wzorce reakcyjne i emocjonalne przodków. Popatrzmy.
Podczas odprowadzania dusz wielokrotnie obserwowałem działanie elementali, botów systemowych lub strażników karmy, którzy skanowali zmarłych – ich rozpadające się ciała eteryczne lub astralne. W niektórych przypadkach nakazywano duchom wycofanie z siebie emocji, traum i doświadczeń pod pretekstem „oddania rodowi tego, co do niego należy”. Strażnicy argumentowali, że to wkład w rozwój rodu, a zapisy te miały posłużyć przyszłym pokoleniom. Brzmi to absurdalnie, jeśli zrozumiemy, że nie chodzi o zachowanie mądrości czy talentów, ale o zbieranie ładunków ciężkich emocji – gniewu, bólu, strachu, zemsty, zboczeń czy traumy. Wyobraź sobie zdrową, naturalną cechę człowieka funkcjonującego w innym systemie. W takim przypadku wzorce są jak drobne ziarenka – subtelne i minimalne. Na Ziemi wzorce rodowe nie są jedynie subtelnymi zapisami energii – przypominają raczej masywne, ciężkie bloki energetyczne. Każdy taki wzorzec jest obciążony całą historią przyczynową, mentalną, emocjonalną, a nawet eteryczną. To nie jest tylko prosty schemat czy tendencja – to złożony konstrukt, który dosłownie „doczepia się” do twojej jaźni. Co więcej, ten konstrukt zlewa się z twoim poczuciem siebie tak głęboko, że zaczynasz traktować go jako coś swojego, nierozerwalnego z twoją tożsamością. System karmiczny nie tylko zbiera i przechowuje te wzorce, ale również je wzmacnia i utrwala. Tworzy to błędne koło, w którym przeszłość – zarówno osobista, jak i rodowa – nieustannie definiuje teraźniejszość. W efekcie twoje życie staje się powtarzaniem historii, które nie są w pełni twoje, które nigdy nie były twoje, a mimo to wpływają na twoje decyzje, emocje, doświadczenia oraz sposób, w jaki postrzegasz świat i siebie samego.
Zawołajmy Freuda do tablicy i dodajmy oddziaływanie rodowe na strukturę jaźni:
- Id (instynkty, potrzeby, pragnienia). Nieuświadomione, pierwotne potrzeby i impulsy, np. strach przed głodem, konfliktami, biedą. Z drugiej strony silne parcie w dążeniu do bezpieczeństwa, przynależności lub akceptacji w rodzinie.
- Ego (świadomość, racjonalność, integracja). Nawyki bardziej świadome, bo przekazane przez rodzinę, np. sposób podejścia do pracy, pieniędzy, relacji. Radzenie sobie z problemami, życiem codziennym.
- Superego (moralność, zasady, normy społeczne). Narzucone normy, wartości i obowiązki wobec rodziny, rodu, społeczności. Moralne przekonania i reguły, które „trzeba” spełniać, aby być dobrym członkiem rodziny. Wewnętrzny krytyk i poczucie winy, wynikające z niedostosowania się do wzorców rodowych (np. „Musisz być lojalny wobec rodziny” albo „Nie wypada, żebyś tak postępował”). Moralne i społeczne normy narzucone przez system rodowy, które kształtują poczucie obowiązku i winy.
Prawdopodobnie najsilniejszy nacisk płynie z pozycji superego, które przejmuje rodzinne zasady i wartości jako święte i niezmienne. Co tutaj jest najgorsze? Nawet jeśli odrzucimy teorie Freuda i przestaniemy dzielić jaźń, widzimy informację, że nie ma nigdzie części, która jest niezależna od człowieka, czyli jest tylko z/od duszy. Można by zasugerować, że najgorszym skutkiem jest brak uznania autonomii jednostki i jej głębszego, unikalnego rdzenia (czytaj: duszy), który istnieje poza narzuconymi wzorcami i wartościami rodowymi czy społecznymi. Nawet jeśli odrzucimy teorię Freuda, pozostaje pytanie: gdzie w tym wszystkim miejsce na prawdziwą wolność jednostki, na esencję jej duszy, która powinna być niezależna od historycznych, rodzinnych czy społecznych uwarunkowań? Jeśli nie ma przestrzeni na tę niezależność, człowiek staje się więźniem zewnętrznych programów i norm. A jak nie ma kontaktu ani miejsca, to tracimy poczucie wewnętrznej, nieludzkiej, bo przecież duchowej, prawdy, która jest w nas.
Co tu jest takiego trudnego?
Ludzie, którzy pracują nad sobą i kolejny raz dotykają tematu jednego z rodziców lub przodka, często reagują frustracją: „Ile jeszcze?”, „Kiedy to się skończy?”, „Znowu to samo!”. Niestety, to nigdy nie jest dokładnie to samo, ponieważ praca nad sobą w tym systemie społecznym oraz przy takiej budowie jaźni, jaką tutaj mamy, przypomina obieranie cebuli. Kolejne warstwy odchodzą, a raczej schodzą jak płaty. Nie da się dotrzeć do wewnętrznej warstwy, jeśli nie zdejmie się najbardziej widocznej, gotowej do uwolnienia wraz z utożsamieniem. Kolejnym wyzwaniem są słowa: „Nie mogę tego uwolnić”, „Jestem mu/jej to winny/winna”, „Nie mogę mu tego zwrócić”, „Czuję się zobowiązany nosić jego krzyż”. Nawet jeśli konkretna postawa oraz historia należy do rodu, dla nas jest ona cudza, obca, bo inaczej patrzymy z perspektywy współuzależnionego. Tym jest ludzkość? Bandą współuzależnionych? Odpowiadamy na mechanizm lojalności rodowej słowami: „Nie jestem mu/jej nic winien”, „Dziękuję za wasze doświadczenie, ale zwracam wam je”. Czy mimo uświadomienia, wyjścia ze stopienia, pewnego zlania, jaźń się nie broni? Oczywiście, że tak, bo przecież traktuje obce jako swoje, tak została ukształtowana, dlatego krzyczy: „To moje, moje! Tak trzeba!”. Znowu należy podejść z wyrozumiałością: „On doświadczył tego w ten sposób, w jaki ty byś mógł?”, „On zareagował w ten sposób, jak ty byś odpowiedział?”, „Już przeżyłeś i doświadczyłeś jego, uczciłeś, teraz czas na twoje”. A co jeśli reakcje przodków były instynktowne, im wydawało się, że wybrali, a był to zwykły mechanizm przetrwania, wybranie gorszego zła? Ile razy sam czułeś się w sytuacji podbramkowej, bez wyjścia? Zgadnij co, pewnie kilku twoich przodków czuło to samo. Witaj w klubie. Powiedz: „Moim nowym wyborem jest…”, „Morze się rozstępuje”.
Kiedy dochodzi do oddawania wzorców, myśli czy emocji przodkom, nie obawiaj się tego procesu – nie zaskoczysz ich, ponieważ znajdują się w innym miejscu świadomości. Często pomocne jest, aby w trakcie pojawiła się część subtelna przodka lub jego obraz. Taki sposób nadaje procesowi większej namacalności i umożliwia podświadomą konfrontację. Po uwolnieniu wzorców możesz poprosić przodka, aby przetransformował to, co zostało zwrócone, a co on sam zostawił na siatce rodowej (pewnie został zmuszony lub wierzył w szczerość systemu). Pamiętaj, że wszystko jest energią, więc zwracane wzorce, myśli czy emocje również mają formę energii – zazwyczaj przyjmując kształt kuli.
Co tu jest takiego niezwykłego?
Wyobraź sobie swoich rodziców stojących za twoimi plecami. Cofnij się w myślach do czasu, kiedy byłeś w łonie mamy. Poczuj ciepło, miłość i spokój, które wtedy otrzymywałeś. Będąc w tym błogim stanie, spróbuj dostrzec informacje związane z lojalnością rozumianą jako miłość. Co mówi do ciebie ten strumień lojalności? Czego od ciebie chce? Czego wymaga? Możesz wzbogacić to ćwiczenie, wyobrażając sobie dziadków i poprzednie generacje jako siatkę rodową, z którą zaczynasz być spajany. Następnie wyobraź sobie, że się urodziłeś i dorosłeś. Rodzice wciąż stoją za twoimi plecami. Spójrz im w oczy i powiedz: „Idę w świat. Dziękuję za wszystko, co otrzymałem od was”. Zastanów się, co czujesz, co widzisz i co słyszysz w odpowiedzi. Może zauważysz grymas na ich twarzach, może usłyszysz krzyk, byś ich nie opuszczał. Każdy rodzic reaguje na swój sposób. Teraz odpowiedz im: „Miłość jest wolnością. Dziękuję za miłość od was, która rozumiana jest jako wolność, zgoda na mnie innego, unikatowego, różnego. Dziękuję za miłość, która rozumie, czuje i widzi, że wasze należy do was, a moje należy do mnie. Wiem, że chcecie dla mnie najlepszego, biorę to i przyjmuję”. Wyobraź sobie, jak patrzysz przed siebie i robisz kilka kroków do przodu.
Wiele razy kiedy wykonywałem to ćwiczenie na żywo, każdy reagował inaczej. Były osoby, które nie mogły się nawet ruszyć na krok do przodu. Innym przeszkadzała obecność jednego z rodziców lub czuli odrzucenie w brzuchu mamy. Wtedy zaczynaliśmy podróż w głąb siebie, tak aby odbicia, refleksy myśli i emocji rodziców wracały do ich właścicieli. Jest to proces oczyszczający przypominającym katharsis.
Nawet jeśli patrząc na system karmiczny, całe pomieszanie relacji rodzinnych, jednego wielkiego współuzależnienia w którym tkwi ludzkość, a raczej sam człowiek w tym konstrukcie – człowiek szuka miłości, może jeszcze rozumianej bardziej plemiennie jako przynależność, bycia częścią większej grupy, ale szuka, bo potrzebuje. Czy nie jest tak też z duszą czy monadą? No oczywiście, że jest. Może więc w aspekcie samej jaźni człowieka zawiera się jednak element unikatowy, czysto duchowy zależny od naszej duszy, unikatowości? Superego u góry, id z lewej strony, ego z prawej, a co jest na środku w tej strukturze? Zastanawiałeś się? Tak, właśnie to jest świadomość JA (self-awareness) – centralny punkt naszej istoty, który reguluje procesy wewnętrzne, obserwuje procesy zewnętrzne i podejmuje decyzje, współpracując z tym, co już mamy: pragnieniami id, normami superego oraz adaptacyjnymi mechanizmami ego. To nasza zdolność do introspekcji, do bycia świadomym swoich myśli, emocji i zachowań w kontekście zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego świata.
Dlaczego Freud tego nie uwzględnił? Możliwe, że był ograniczony przez klimat intelektualny swoich czasów. W XIX i początku XX wieku, dominowało materialistyczne i mechanistyczne podejście do nauki, gdzie aspekt duchowy czy „boski” był postrzegany jako coś niematerialnego, niepodlegającego badaniom naukowym. Wprowadzenie takiego konceptu mogło osłabić wiarygodność jego teorii w oczach współczesnych mu krytyków.
Kartezjusz i Kant też mieli swój wkład w oddzielenie ciała, umysłu i ducha:
- Kartezjusz stworzył dualizm: oddzielił ciało od umysłu, a ducha umieścił poza naukowym zasięgiem.
- Kant, choć podkreślał rolę świadomości i autonomii człowieka, unikał koncepcji duchowych jako obiektów badań naukowych, koncentrując się na moralności i rozumie jako fundamentach ludzkiego działania.
Freud mógł doskonale rozumieć, że w centrum jaźni tkwi coś więcej niż tylko funkcjonalne aspekty psychologiczne. Może nawet intuicyjnie wyczuwał obecność tego centralnego, duchowego elementu, który jednoczy nasze istnienie. Ale przyjął pragmatyczne podejście, dostosowując swoje teorie do wymagań naukowych tamtej epoki.
Czy wielu wielkich wiedziało? Oczywiście. Jednak świadomość JA, będąca pomostem między ciałem, umysłem i czymś wyższym, wymagała zbyt dużego wyłomu w ówczesnym rozumieniu rzeczywistości. Freud, jak wielu przed nim, mógł wiedzieć, ale uznał, że czas na tę wiedzę jeszcze nie nadszedł.
Można to nazwać takim draństwem – swoistym „świństwem” w formie systemowego odcięcia ludzi od ich głębszej jaźni i duchowego potencjału. Tego rodzaju wpływ nurtów arymanicznych, jeśli przyjąć perspektywę Steinera czy Prokopiuka, odgrywał i nadal odgrywa swoją rolę w kształtowaniu ludzkości. Arymaniczne energie, skupione na uziemieniu, materializmie, kontroli i odcięciu od ducha, doskonale wpisują się w proces odcinania świadomości człowieka od duszy, od jego głębszego JA. Zamiast integrować duchowość, tworzyć przestrzeń na introspekcję i wewnętrzną wolność, system skłania się ku zewnętrznym regulacjom, nakazom, zasadom, które wzmacniają zewnętrzne struktury władzy, a nie rozwój wewnętrzny jednostki.
Draństwo to jeszcze delikatne określenie na to, jak ludzkość została wplątana w systemy karmiczne, hierarchie, zbiorowe pola mentalne i morfogenetyczne, które często nie są zbudowane na wolności ducha, lecz na podporządkowaniu przeszłości, normom i zewnętrznym wartościom. To jest największe wyzwanie: nie tylko zrozumieć, że systemy te istnieją, ale też znaleźć w sobie siłę i świadomość, by je przekroczyć.
Kochasz jakim rodzajem miłości?4
Jesteś kochany za to, kim naprawdę jesteś, czy za to, co nieświadomie kontynuujesz?
W swoim rozwoju zrobiłeś miejsce na duszę, czy materialistyczne podejście tych, którzy pragnęli sławy, akceptacji i uznania kosztem prawdy, przyniosło swoje żniwo?
Czy wciąż widzisz w dziedziczeniu miłość i naturalne prawo, czy jednak zaczynasz dostrzegać, że coś tu nie gra?
Z miłością
Nikodem Marszałek
Katowice, Polska
grudzień, 2024
1Robert Monroe, Bruce Moen. Focus 23 to poziom zamieszkany przez tych, którzy niedawno opuścili egzystencję fizyczną, lecz nie potrafili rozpoznać i zaakceptować tego stanu rzeczy, albo uwolnić się od ograniczeń Systemu Życia Ziemskiego. Często czują się zagubieni i nie wiedzą gdzie są, a nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że umarli.
2U Roberta Monroe i Bruce Moen odzyskiwania są prowadzone do Focus 27. Celowo omijam te przestrzenie, bo są one białe i dotykają tego, co przedstawia Michael Newton w swoich książkach, czyli są rozwinięciem całego systemu karmicznego i wcieleniowego. To jest taki matrix w matrixie.
3Nikodem Marszałek – Metoda międzyjaźniowa, 2024
4Nikodem Marszałek – O różnych rodzajach miłości i miłości bezwarunkowej, 2024