W poprzedni weekend mieliśmy wizytę moich rodziców (chcieli wpaść na kilka godzin zobaczyć dzieciaki) i po niej się rozchorowałem (problem z żołądkiem). Ale wczoraj rozłożyło partnerkę i dzieci. My na co dzień nie chorujemy, a jest to druga taka sytuacja, że odwiedzają nas moi rodzice i nas rozkłada. Może umiałbyś nam z tym pomóc, by to się już nie powtórzyło?
Nikodem: Jasne.
Początek
Emil: Już jest lepiej u nas, powoli puszcza, córce się nasiliło ząbkowanie, ale problem jest taki, że my normalnie nie chorujemy. Ten sam schemat, rozchorowaliśmy się tydzień po ich wizycie.
Nikodem: I zawsze dopiero kilka dni po ich wizycie?
Emil: Tak.
Nikodem: Czyli bakterie mają czas na inkubacje. Plus jest szyna, która odpala reakcje biologiczną.
Emil: Tak, bo ich wizyty to taka sztuczność dla nas (dla mnie i partnerki), nie było ich przez 10 lat, nagle urodziły nam się dzieci i chcą się spotykać, robią się mili.
Nikodem: Czyli pierwsze Ty chorujesz, potem partnerka i dzieci.
Emil: Tak. Ode mnie się zaczyna. Dzieci też jakoś zbytnio za nimi nie tęsknią, powiedziałbym, że jakoś ich tam tolerują, ale te wizyty mają megasłabą jakość. Ja też mam porównanie jak przyjeżdża partnerki mama z rodziną. Dzieci się wówczas cieszą, jest też jakoś naturalniej, normalniej.
Nikodem: Ale dzieci odzwierciedlają rodziców. Czyli jak ty się napinasz, one się napinają. A co ty czujesz jak matka z 'ojcem’ przekraczają próg waszego domu?
Emil: Wiem Nikodem, że to ja jestem problemem w tym schemacie, ja ich tu po prostu nie chcę.
Nikodem: A co choruje, od czego choroba się zaczyna: kaszel, katar, zimno?
Emil: Brzuch, żołądek refluks, potem kaszel, katar, ale to takie nietolerowanie czegoś, kogoś (wiadomo).
Nikodem: Czyli brzuch i trawienie: nie mogę czegoś, ich strawić.
Emil: Mi brakuje tutaj takiego elementu, przez całe moje życie byli dla mnie „chujami” z charakteru, nikt nigdy nie powiedział „przepraszam, zawaliłem”, oni uważają, że byli super i wypierają przeszłość, więc wkurza mnie to, że uzurpują sobie prawo do przebywania z moimi dziećmi, bo oni to robią tak powiedziałbym bez poszanowania nas. Wchodzą na zasadzie: „najlepiej, żebyśmy sobie poszli i oni mogli pobyć z wnukami sami”. Jest sztuczność, brak jakiejś normalnej relacji i chęć podporządkowania, czyli tak jak zawsze było.
Nikodem: Jakieś prezenty kupują? [tutaj nie nawiązuję do poprzednich zdań, bo opis sytuacji jest zawsze zabarwieniem, ma w sobie projekcje]
Emil: Ojczym kupuje jakiś badziew, mama daje kasę dzieciom (ta kasa idzie do ich skarbonek). No mama jeszcze jakieś ubrania kupiła. Dzieci tymi zabawkami się nie bawią. [badam, w jakim tonie Emil opisuje rodzicielkę, czy jest ona przedstawiana przez niego jako matka, mama czy „madka”]
Nikodem: Myślisz, że oni czują się zobowiązani i nie chcą być z waszymi dziećmi? [zaczynam rozbijać postrzeganie]
Emil: Ja to czuję bardziej tak, że chcieliby z wnukami relacji, ale ja i partnerka im w tym przeszkadzamy, ale może się mylę, bo ciężko mi ich rozgryźć. Kiedy partner matki przyszedł do pokoju syna to stał tam pięć minut w milczeniu, jak psychopata.
Nikodem: A jak z wami rozmawiają kiedy przychodzą? [badam jak mocny jest obraz postrzegania i skorupa, która to podtrzymuje]
Emil: To rozmowy w stylu (zapytam, ale nie interesuje mnie to).
Nikodem: Może jak psychopata, a może badał: co lubi syn, czy może podejść i bawić się wspólnie?
Emil: Takie rozmowy: a jak w pracy, a jak to, a jak tamto, bez podtrzymania dyskusji, czyli mogliby o pogodę zapytać.
Nikodem: Small talk.
Emil: Rozmowa moja z nimi wygląda tak, że jak dam się zaangażować w dyskusję, to po chwili dowiaduję się, że tylko ja w nią wkładam energię.
Nikodem: Czyli boisz się, że oni mogliby skrzywdzić Twoje dzieci tak, jak skrzywdzili Ciebie? [no to jedziemy]
Emil: [po chwili]
Nie odważyliby się raczej. Ja bardziej uważam, że oni nie zasługują. Powiedziałbym im najchętniej, że trzeba było się starać kiedyś, żeby mieć dziś, nie wiem tylko, czy kiedyś dzieci nie miałaby mi tego za złe, że ich odciąłem od dziadków.
Nikodem: To czego Ty się boisz, że co oni zrobią? [ponawiam]
Emil: Nie wiem nawet, że się boję (nie uświadomiłem sobie tego do tej pory), to jest bardziej wkurw na nich, a przynajmniej tak myślałem. [wcześniejsze pytanie dopiero teraz dotarło… to i tak szybko]
Nikodem: Czyli Twoją próbą rekompensaty za Twój ból i cierpienie jest chęć ukarania i odcięcie im tego, co oni chcą, czyli kontaktu z Twoimi dziećmi? [ponawiam i wzmacniam]
Emil: Myślę.
Nikodem: Spoko
Emil: OK., ja nie mam satysfakcji z tego, że ich ukarzę (nie tak to czuję), ja po prostu ich nie toleruję, ich sposobu bycia, ich charakterów, natury. Oczekiwałbym, że jeśli ktoś przychodzi do moich dzieci, jako dziadek i babcia, to będzie naturalne, a nie sztuczne. A to wygląda tak, że udajemy, że oni zawsze byli normalni i się lubimy itd. Po prostu przychodzi do Twojego domu ktoś, kogo nie lubisz, co więcej, przychodzi do Twoich dzieci. To mnie gryzie, uwiera. Bo nie czuję, że moje dzieci ich potrzebują teraz. Raczej oni przyjeżdżają po coś i w zamian dają coś bardzo mizernego (nie chodzi mi o prezenty) tylko o relację, są dla mnie jak pasożyty. [reakcja biologiczna (żołądek, refluks) zgadza się z tym, co napisał Emil: nie toleruję, udajemy, to mnie gryzie i uwiera]
Nikodem: To po co ich wpuszczasz do domu?
Emil: Nie miałem odwagi odmówić wprost, utrzymuję tę relację, trochę, bo wypada, ale też trochę dlatego, że musiałbym ich odciąć dosadnie, żeby zrozumieli i wtedy byłyby próby jakichś wywołania we mnie jakichś wyrzutów sumienia, tak jak to miało miejsce, gdy dowiedzieli się, że spotkałem się z moim ojcem biologicznym.
Ale jak o tym myślę, to dojrzewa we mnie komunikat, że przyjadę sam jak będę chciał, a na razie nie widzę, żeby dzieci potrzebowały się z nimi spotykać, bo ich ledwo znają. [znowu po chwili dotarło moje pytanie, ale bardzo dobrze, bo zarezonowało]
Nikodem:
1. Czyli nie możesz się im jawnie sprzeciwić, bo pojawi się poczucie winy. I byłaby to konfrontacja, której nie chcesz.
2. Potem ich wpuszczasz do domu i chorujesz, choruje brzuch i reszta rodziny.
3. Twoje dzieci nie mają dobrej relacji z nimi i nie bawią się ich zabawkami.
4. Nie możesz im wprost powiedzieć, co czujesz i jak widzisz waszą przeszłość, bo znowu byłaby to konfrontacja i zrzucanie winy.
Czyli jesteś w hormonalnym pacie i przekalkulowałeś, że najlepiej się rozchorować, czyli dalej tłumić i przez chorobę próbować transformować ten problem.
Emil: Dziękuję, że to podsumowałeś. Jak mądrze wyjść z tej sytuacji?
Nikodem: Czyli, czego Emil się boi w środku siebie, bo jest tu nie tylko dużo złości, ale i strachu? Czy wpuszczanie ich do domu nie jest próbą pokazania im, taką podświadomą, że mimo ich wychowania masz dobry dom, dobre dzieci, dobrą partnerkę?
Emil: Boję się tej konfrontacji chyba, czyli powiedzenia im, że nasza relacja nigdy nie była dobra. Boję się bardziej od strony energii niż, że „mama, czy tata będą krzyczeć”. Ale myślałem już o tym, że powinienem powiedzieć, tylko w sumie oni unikają sprytnie wchodzenia na takie tematy.
[po chwili]
Boję się, że to, że mam dobry dom itp. że ja jestem dobry, zostanie i tak zdeptane, zignorowane podważone.
Nikodem: Czyli boi się mały chłopczyk, który boi się sprzeciwić swojemu oprawcy, matce. Rodzice potrafią być katami, oprawcami wobec swoich dzieci. To nie tylko psychopaci, którzy są zamknięci w więzieniu. Czyli to Twój mały chłopczyk dyktuję Ci twoje zachowanie, chłopczyk, który się boi, chłopczyk który nie rozumie, chłopczyk który nie ma kogo prosić o pomoc i czuje się bezsilny i dlatego nic nie robi. Woli zaszyć się w kącie i chorować.
Emil: Tak jest, zrozumiałem, co piszesz. Powinienem wyjść do tej relacji jako dorosły. [zbyt wczesne wzięcie odpowiedzialności, to tworzy obwinianie siebie]
Nikodem: Czyli teraz wejdź w tego chłopczyka, który jest przykryty Twoją złością. Przekop się przez złość i wejdź w to poczucie niemocy. [mogę sobie na takie pytanie pozwolić, bo pracowaliśmy wcześniej]
Emil: Jestem, tam jest strach, co powie mama i tata, jak się sprzeciwię.
Nikodem: Tam jest zgniecenie, tam jest zmiażdżenie, przygniecenie potęgą przeciwnika, matki.
Emil: Przeciwnik matka, jak to dziwnie brzmi. [coś tutaj się budzi]
Nikodem: I kiedy widzisz tego swojego kata odpalają Ci się kotwice, wzorce i ten chłopczyk. Bo tu jest dodatkowo trudniej przez system społeczny: to jest mój rodzic, to jest moja matka, moja rodzicielka. Należy rozdzielić, ta osoba mogła mnie urodzić, ale nie jestem jej nic winny, bo urodzenie, a rodzicielstwo to są dwie różne rzeczy.
Emil: Staram się to przyswoić, ułożyć w głowie. Wiem, dlaczego miałem taką trudność też z poziomu logicznego, bo moja mama jak zrobiłem się dorosły to stała się dla mnie miła.
Nikodem: Miłość nie jest z samego faktu, że ktoś jest Twoją matką, to biologicznie bardzo szybko, powiedzmy, pryska. Miłość jest przez opiekę, przez poświęcenie uwagi, przez skupienie, przez ciepło, które jedno ciało daje drugiemu, dzięki empatii! To są przymioty, czy części związane z miłością, a nie, że masz kochać, bo ta osoba Ciebie urodziła. Na ziemi to jest mylone, dlatego jest takie współuzależnienie i czujesz się zmuszony wpuszczać kata do domu. Jak masz ją kochać, jeśli przez jej zachowanie, tortury nie kochasz i nienawidzisz siebie, bo Ciebie wyśmiewała, poniżała, biła?
Emil: Wtedy, gdy już tego nie potrzebowałem, i to była taka pułapka.
Nikodem: Twoja mama zrobiła się miła, bo urosłeś, zmężniałeś. Przecież siłownia, i to Twoje dopakowanie było dla podświadomości, psychiki potrzebne, żeby poczuć się lepiej, mężniej.
Mimo to, kiedy ona jest na Twoim terenie uruchamia się chłopczyk. Nawiąż teraz relacje z tym chłopczykiem i powiedz, żeby wyszedł z tego kąta.
Emil: To jest bardzo schowane, nieuświadomione, bo nie widzę tego, potrzebuję chwili. [wyrażenie „to”, „tego” mówi o dystansie, wyparciu]
Dobra mam, ja po prostu się maskuję, gdy ona przyjeżdża, czyli wchodzę w rolę dorosłego, tego, kim jestem.
Nikodem: Bo musiałbyś przestać się puszyć i zobaczyć swoją niewinność, musiałbyś przekopać się przez złość i nienawiść do niej. Takich rzeczy ludzie nie robią nawet przez rok terapii, ja od razu konfrontuję, bo mam do tego środki.
Emil: Ale wychodzę z pozycji obronnej strachu. Próbuję… to chyba mam. [Emil szuka, ale nie potrafi znaleźć, pojawiło się znowu wyrażenie „to”; również we wcześniejszym zdaniu, cytuję „w rolę dorosłego” widzimy uruchomiony wizerunek samoidealny, który się broni; teraz wiem, że muszę pokazać jak nawiązać relacje z wewnętrznym dzieckiem]
Nikodem: Wystarczy uruchomić tego chłopczyka w prosty sposób. Wróć do momentu, kiedy Twoi rodzice zbliżali się do waszego mieszkania. I teraz otwierasz im drzwi lub widzisz ich już w mieszkaniu. Zatrzymaj czas i poszukaj emocji w sobie, idź za emocją.
Emil: Widzę siebie, stoję pod ścianą i płaczę, że ja nie chcę, żeby oni tu byli. Tak jak syn czasem płacze, że czegoś nie chce.
Nikodem: Dobrze idź za tymi emocjami, powiedz: wchodzę w nie, ten chłopiec we mnie, zdominowany przez matkę wychodzi, bo czuję to, co on czuje.
Niech on teraz powie to, co widzi, kiedy matka wchodzi do naszego domu… [to zdanie ma za zadanie oddać głos wewnętrznemu dziecku]
Emil: No widzi jak matka i ojciec wchodzą wkurwieni z groźnymi minami, patrzą w lewo i w prawo, że zaraz będą bić albo gnoić, czepiać się, nękać, krytykować. [świetnie]
Nikodem: Czyli zobacz, jak on/ten chłopczyk postrzega całą sytuację i właśnie to wewnętrzne dziecko wpływa na Twoją percepcję, odbiór rzeczywistości.
Emil: No straszne, bo ja to zobaczyłem od razu tak, że weszli i od razu ich głowy chodzą w prawo / w lewo w trybie: „do czego by się tutaj przyjebać”. [od razu to wyczułem na początku sesji, kiedy napisałem: „czyli boisz się, że oni mogliby skrzywdzić Twoje dzieci tak, jak skrzywdzili Ciebie?”,„To czego Ty się boisz, że co oni zrobią?”, ale nawet tak mocne pytania nie mają znaczenia bez wejścia w emocje, a teraz to otwarcie powstało]
Nikodem: Dokładnie on się boi oceny. Z drugiej strony Ty jako dorosły chcesz pokazać, w jakim domu mieszkasz, jakie masz wspaniałe dzieci, co osiągnęliście. I teraz niech ten chłopczyk razem z Tobą powie: „matko nie jesteś tu mile widziana”. [konfrontuje z tym, czego boi się Emil]
Emil: Ona jest jak robot. Od razu, jakby myśli: ukarać, tak ją widzę. [projekcja, pomijamy]
Trochę, jakby się przebija, ale nie wiem, czy dociera do końca. [strach, system Emila bada jak on sam zareaguje na słowa „matko nie jesteś tu mile widziana”, jak zareaguje samo wewnętrzne dziecko; dlatego pomagam w następnym zdaniu, bo są tu mechanizmy obronne wyparcia i izolacji]
Nikodem: Dlatego że on myśli z pozycji ofiary i braku siły. Ten chłopczyk chciałby wykorzystać Twoją siłę i moc, ale nie za bardzo może.
Po prostu zobacz te drzwi, zobacz, jak wchodzą i niech wyjdą emocje ze wszystkim. Chcę krzyknąć, niech krzyknie, chce uderzyć, niech uderzy.
[po chwili]
Emil: Tam wyszło dużo agresji, tak ugryzł, uderzył nawrzeszczał, przeklinał. [pięknie, puścił kontrolę]
Nikodem: I teraz, jak zareagowała matka i jej partner?
Emil: Widzę to w takich fazach, przemian, ale dopiero po tym, jak wyszła ta agresja, złość, atak z małego chłopca vs dorosły (na zasadzie wszystko albo nic), to uzmysłowił sobie ten chłopiec, że w sumie jest silniejszy, groźniejszy. Oni wyszli, ale musieli zostać „poturbowani” najpierw.
Nikodem: Uzmysłowił. W końcu! [chłopczyk uzmysłowił sobie, że jest silniejszy, właśnie ta zablokowana postawa z emocją strachu blokowały wszystko pozostałe; w tej sesji mamy już dwie pieczenie na jednym ogniu upieczone]
Emil: W szoku, ale poszli.
Nikodem: I to pewnie rodzi poczucie ulgi.
Emil: Nie wiem płakać mi się chce.
Nikodem: Dobrze. Płacz, wyjdź z pokoju, czy łazienki i płacz. Nawet na sień możesz wyjść. [sień tutaj działa jak akt psychomagiczny, wcześniej w wyobraźni Emil miał zobaczyć rodziców, którzy wchodzą do jego mieszkania przez sień, teraz idzie tam fizycznie, bo tak jego podświadomość zobaczy, że nie ma nikogo; dobry akt psychomagiczny, dopasowany do sytuacji diametralnie zmienia terapie i szamanizm w coś nadzwyczaj skutecznego; można nawet powiedzieć, że skuteczny terapeuta, czy szaman zawsze wykorzysta potęgę symboli, czy aktów symbolicznych; więcej o tym w Poza Dualnością]
Emil: ZW.
Jestem, już mi lepiej, lżej.
Nikodem: OK. To teraz, jak widzisz mamę?
Emil: Z pozycji tego dziecka, czy ogólnie? [wywrotne pytanie, nie odpowiadamy]
Nikodem: Teraz [jedyna słuszna odpowiedzieć, bo badamy, czy Emil pisze z poziomu energii dziecka, czy mężczyzny]
Emil: Jak takiego warczącego pieska, ale jest mi to obojętne, nie boję się jej.
Nikodem: Brawo. Warczący kundelek. To teraz sobie wyobraź, jak wchodzą do domu waszego, co czujesz?
Emil: Dalej jakiś dyskomfort mam w środku klatce, bo oni dalej wchodzą z tą samą postawą. Tylko to już jest bardziej niechęć do nich niż strach chyba. [ciało samo wyrzuca, świetnie]
Nikodem: To wchodzimy w klatkę piersiową. Połóż dłoń i zapytaj: „Co tu wibruje wobec nich?”.
Emil: Niby strach, ale tu jest coś dziwnego.
Nikodem: No…
Emil: Taka trochę podstępna wibracja, kod, że musisz nas kochać, choćby nie wiem co.
Nikodem: Tak jest. O tym mówiłem.
Emil: Czyli poddaństwo takie.
Nikodem: Miłość która nakazuje to nie miłość. Wycofaj ten kod z serca i rdzenia serca.
Emil: Tam też jest takie karanie siebie za złość, czy nienawiść do rodziców, czyli: „nie wolno ci”.
Nikodem: Włóż wyobrażoną rękę i wyciągaj ten rodzaj energii, bo samo ziarno to kod podświadomy, jak go wyciągniesz to do ognia. [już pracujemy subtelnie, czyli terapia klasyczna połączona z pracą subtelną]
Emil: Już.
Nikodem: Teraz trzymaj dłoń na środku klatki i powiedz:
„Miłość jest wolnością, miłość to przestrzeń, to zgoda na siebie, miłość nie wchodzi i nie ma jej tam, gdzie jej się nie chce. Jeśli nie czuję się dobrze z tym, że ktoś jest obok mnie, czy w moim domu, mam prawo go nie wpuścić, czy nie trzymać obok siebie, nawet jeśli jest moim rodzicem.
Tylko współuzależniony myśli inaczej lub ktoś, kto wyznaje miłość cierpiącą. Mamo, proszę, wyjdź z mojego domu. Mamo, proszę, wyjdź z mojego mieszkania i wróć do siebie. Zaprosimy Ciebie, kiedy będziemy gotowi”.
Emil: Zrobiłem to ze spokojem, ale dosadnie. Poszli.
Nikodem: Teraz wszystkie energie, które są w waszym domu, powiedz: wszystko zbiera się w jeden zbiór. Z zabawek, dzieci, was, jedna kula.
Emil: Już.
Nikodem: Do ognia poza waszym domem. Teraz połóż dłoń na brzuchu i zapytaj się brzucha: „Co chciałoby powiedzieć mamie i co chce wyrzucić z siebie?”. Bo ty już wiesz, że nie musisz trzymać w sobie, koniec tłumienia w sobie. [był refluks, od brzucha zaczęła się choroba stąd wracamy, możemy to zrobić, bo obudowanie wzorca się zawaliło]
Emil:… że była złą matką i nie zasługuje teraz na moją miłość do niej albo że nie zasłużyła przynajmniej na razie. Jeśli chce to może się starać, ale ja nie jestem jej nic winien. [czuć tu małe obrażone dziecko, ale dobrze, foch jest na miejscu po tym wszystkim]
Nikodem: Nawet więcej, na miłość nie można zasłużyć, bo to nie jest miłość. Miłość, na którą sobie musisz zasłużyć to biała miłość, egoistyczna miłość. Po prostu masz teraz złość i inne emocje, łącznie z obrzydzeniem, dlatego szanujesz i akceptujesz, że nie kochasz, że nie czujesz do niej miłości, ani nawet bliskości. Szacunek do tego, co się czuje, a nie uległość, wobec tego, co powinieneś, co musisz, bo tak mówi tradycja, religia, społeczność. [jeśli po przeczytaniu coś walczy wewnętrznie to bardzo dobrze masz kontakt ze swoimi białymi wzorcami]
Emil: Szanuję swoje uczucia, które teraz mam w sobie do mamy.
Tak, jak to, że nie czuję do niej miłości i bliskości.
Nikodem: Ani potrzeby bycia, komunikacji, wchodzenia w interakcje. Miłość nie zmusza.
Emil: Ani potrzeby bycia, komunikacji, wchodzenia w interakcje.
Nikodem: Ani pozwalania na to, aby komunikowała się z moimi dziećmi, czy była w moim domu.
Ja nic nie muszę!
Emil: Ani pozwalania na to, aby komunikowała się z moimi dziećmi, czy była w moim domu. Nic nie muszę.
Nikodem: Teraz wyjdź z mieszkania, przejdź się kilka metrów po sieni. I wejdź jeszcze raz do swojego domu. [ponawiam akt]
Emil: [po chwili]
Jestem, to było miłe uczucie.
Nikodem: Co czułeś?
Emil:… że wchodzę tu jako dorosła osoba i bez tych emocji krzywdy, uśmiechnąłem się do siebie wchodząc.
Nikodem: Tak. Nastąpił reset w mózgu, bo wszedłeś pierwszy raz jako dorosły.
Emil: WOW.
Nikodem: Kiedyś przyjdzie miłość, jak będzie na nią miejsce, może pojawi się miłość bezwarunkowa. Ale nawet jeśli nigdy się nie pojawi miłość bezwarunkowa do matki, to wszystko jest w porządku i wszystko jest na swoim miejscu, ponieważ taki jest układ logiczno-matematyczny, taka jest dynamika układu, rodu, relacji.
Napisałem opracowanie o różnych rodzajach miłości i miłości bezwarunkowej. To jest opracowanie, które wyrzuca czytającym najwięcej fizycznie i duchowo. Warto je przeczytać.
Emil: Rozumiem. Czyli dzieci i partnerka chorowały, bo ja odchorowałem?
Nikodem: Tak, pomagały Ci w cierpieniu i metabolizacji tego, co tłumiłeś, bo było to zbyt duże dla Ciebie. A ponieważ jesteś głównym żywicielem rodziny, dzieci wspierają. Takie są mechanizmy biologiczne.
Emil: Wow, dziękuję jeszcze raz, że mi z tym pomogłeś.
Mogę jeszcze zapytać o dzieci. Czy mógłbyś je sprawdzić?
Nikodem: Dodatkowo. Mogę.
Dzieci odczyt:
Przykryte ciało eteryczne i karma w ciele astralnym (nogi).
Emil: Tak czułem, że coś podrzucili.
Nikodem: Jak miałeś chłopczyka w sobie to mogli wszystko. Nie będę wypisywał, czym wibruje ta energia ani, co koduje, bo to już nie ma sensu po takim uwolnieniu. Po prostu uwalniam.
Emil: Oczywiście.
Nikodem: Energia jest bardzo plazmatyczna, ciężka, ale koszmarne klątwy i kody na życie.
Emil: Co to w ogóle za historia.
Nikodem: Od prawie 20 lat mówię. Ludzie pięknie mówią, a ich części subtelne/dusze, pięknie zniewalają i kodują.
U córki zostało ziarno na ciele astralnym w nogach. Ziarno wibruje kodem: lojalność wobec kobiet z rodu Twojej matki.
Emil: Co je trzyma? Więcej tam krzywdy niż pożytku.
Nikodem: To pytanie do tej lojalności: a kto to jest ta lojalność i czym ona jest, co to za istota, duch, byt, egregor, strażnik? Kto wybiera, że to ziarno ma być albo ma go nie być? Po prostu Twoja matka sobie ubzdurała i sieje programami, wymusza, zmusza i zaczyna dominować nową jednostkę. W naturze każde pokolenie ma być silniejsze i mądrzejsze, lepiej przystosowane od poprzednich pokoleń. Ludzkość przez działanie elit, głupieje, ludzkość jest infantylizowana, opowiada się głupie historie bez treści, przesłania, nie daje się człowiekowi myśleć, nie zadaje pytań, nie ma refleksji. W naturze to nie przejdzie, bo śmierć, a te 10 procent elit nie utrzyma planety.
Teraz takie rzucanie ziarnami przez jednostkę w rodzie tylko ten ród i jednostki ogranicza; ród, czy rodzina się cofa, nie ma progresu. Więc ona (matka) przeczy ewolucji, podobnie robi karma i system karmiczny.
Emil: Co zrobić, żeby przestała?
Nikodem: Dziecko (część subtelna i dusza) muszą zrozumieć, że jest panią siebie samej i ona decyduje.
Emil: W sensie, że jest panią siebie?
Nikodem: Zrozumiała na tyle, ile mogła zrozumieć.
Rozpuszczone wszystko, bo to kreacja zwykła, chęć odbicia swoich wzorców w kimś, w kolejnych pokoleniach.
Emil: Dziękuję. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Nikodem: Duży progres.
Podsumowanie
Wbrew temu co uczy Ziemia, czym zainfekowana jest ludzkość, co zostawiły religie, poświęcenie, lojalność rodowa, my jesteśmy częścią układu, większej całości i z racji tego nie musimy płacić żadnego haraczu i podtrzymywać niemych zobowiązań, tu związanych z miłością, lojalnością, komunikacją z kimś.
Ród, rodzina, ktoś obcy jest częścią wcześniejszego lub innego układu i porządku. Trzeba wypracować porządek w swojej grupie i w swojej przestrzeni. Akceptować również porządek i dynamikę każdego pokolenia, bo ono stanowi kolejne zbiory, które nie muszą przenosić zobowiązań, karmy, lojalności – to jest inne podejście niż zostawił biały mistrz, Hellinger ze swoimi ustawieniami. Ja to nazywam porządkowaniem energii rodu i jest częścią sesji zaawansowanej. A co do matki, za Biblią: „A co człowiek sieje, to i żąć będzie”. Możesz nie kochać rodziców, braci, sióstr, masz do tego pełne prawo i jest to zdrowe podejście. Miłość nie jest czymś, do czego można zmusić lub wymusić nawet biologicznie. Miłość jest czymś więcej niż biologia, bo wzrasta wraz z nami.
Bardzo polecam opracowanie o różnych rodzajach miłości i miłości bezwarunkowej.