Rodzaje miłości
Miłość utopijna
Czytamy opowieści i nowele o zakochanych, oglądamy komedie romantyczne albo przeżywamy melodramaty. Wielka miłość, wspaniała para. Kilka miesięcy lub lat później: choroba, śmierć, wojna, kryzys, rodzina przeciwna, czyli prawie jak ponowne strącenie. Zaczynamy przeżywać tęsknotę, smutek i właśnie w tym przeżywaniu emocjonalnym, jakie sobie aplikujemy, podtrzymujemy pamięć bliskości i oddzielenia. Tak nasze ciało zaczyna – nie u wszystkich oczywiście – kojarzyć miłość z samotnością, nieobecnością, bo głowa ucieka w wyobraźnię, pamięć tego, co było, jakie to było. Zaczynamy kolorować, upiększać, dodawać rzeczy, sytuacje i słowa, których nigdy nie było. Żyjemy w fantazji lub przeżywamy smutek, oddzielenie, samotność, bo te stany emocjonalne kojarzymy z miłością.
Jest ogromna różnica między zakochaniem a miłością. Miłość jest stanem, który trwa. Zakochanie jest dużo głębsze od zauroczenia i prowadzi często do miłości. Współczesne media, filmy, programy rozrywkowe, popularne książki są pozbawione tego, czym karmili nas dawni poeci, wiersze, literatura – brakuje pierwiastka uczuć i odczuć, czyli zaczęliśmy w pewien sposób tłumić siebie, uciekać od miłości lub zwyczajnie ją spłycać do niemożliwych do osiągnięcia walorów i form. Zobaczmy w sobie, czy wierzymy w miłość utopijną i czy zamiast miłości mamy złość, niezadowolenie, czy właśnie przeżywamy ciągle i od nowa smutek po stracie. Miłość utopijna to miłość, która tak naprawdę nie istnieje, ma formę abstrakcji, fatamorgany, ale człowiek nauczył się ją widzieć i dążyć do niej. Miłość utopijna zawiera w sobie pamięć po utraceniu kogoś, a przeżywana strata ma przypominać tylko o tym, co było, bo to właśnie stało się naszym rodzajem miłości.
Miłość cierpiąco-ofiarna
Nauki Jezusa są dualne, dwubiegunowe, bo jedno pokazuje jego zachowanie, a drugie pisma przedstawiają. Jezus uczył o miłości do bliźniego – była ona czymś pomiędzy miłością osobową a miłością bezwarunkową, ale zawierała, co najważniejsze, akceptację. Kiedy popatrzymy na zachowanie Jezusa na krzyżu, widzimy, że przebaczył to, co mu zrobili, puścił, uwolnił, nie trzymał urazy. Chrześcijaństwo – pewnie przez wpływ ciemnych lub nawet samego Pawła – gloryfikuje miłość cierpiącą, ból, znój, trudności życiowe, smutek. Kiedy jednak tego samego Jezusa zdejmujemy z krzyża, pojawia się nagle przestrzeń, która zawiera zrozumienie, akceptację, wybaczenie i przede wszystkim nieśmiertelne życie. Nie trzymasz urazów, żalu, bólu ani potrzeby mszczenia. Niestety krzyż jest dualny, bo zostawił drugi odcisk, o którym porozmawiamy później. Dzisiaj nie tylko chrześcijanie, również buddyści, muzułmanie, noszą w sobie wiele z krzywd, bólu, cierpienia, poświęcenia, zasługiwania, poczucia winy. Tak jakby duchowo odwrócono biegun miłości. Miłość stała się środkiem w podtrzymywaniu i gloryfikowaniu tych negatywnych odczuć i postaw. Tak rozumiana zostawia miejsce na ofiary i katów, pokutę, odrzucenie, izolację, podtrzymuje efekt strącenia, przeżywania go ciągle i od nowa.
Miłość własna
Bez miłości własnej szukamy zrozumienia i ukojenia w miłości cierpiącej, ofiarnej, utopijnej, ciągle odczuwamy przymus zrobienia czegoś, pokazania się jakoś, byleby ktoś nas w końcu docenił, zobaczył, pokochał, przyjął. Czemu uważamy, że to, jacy jesteśmy, jest niewystarczające do doświadczenia i przyjęcia miłości? Ile jeszcze musisz dać, pokazać? Zrozumienie wewnętrzne, płynące z naszego serca, rdzenia, mówiące o tym, że tak naprawdę niczego nie musimy, że nie potrzebujemy udowadniać, pokazywać swojej wartości, mówić o niej, chwalić się nią czy choćby ukrywać za majątkiem, osiągnięciami, znajomościami, tytułami przed nazwiskiem, niesie wolność i pozwala na głębsze odczuwanie miłości. Nie znamy siebie, nie rozumiemy, czujemy się puści, nie lubimy się czy ciągle się odrzucamy, krytykujemy, rywalizujemy ze sobą, umniejszamy się. Działamy tak, bo wciąż nie wiemy, kim jesteśmy i co sami w sobie oznaczamy jako istota. Miłość własna jest tym, czego potrzebujemy najbardziej. Miłość własna niesie w sobie akceptację swoich niestłumionych, zdrowych potrzeb. Bez miłości własnej potrafimy kochać miłością cierpiącą, ale nie rozumiemy do końca miłości osobowej czy bezwarunkowej, bo przecież tyle warunków mamy wobec samych siebie.
Miłość osobowa
Miłość osobowa jest miłością, jaka istnieje między dwiema istotami. Kochasz kogoś i jesteś przez tego kogoś kochany, dzięki temu uwolniona energia wymienia się między Wami na wszystkich ciałach i czakramach. Jaka jest różnica między miłością osobową a bezwarunkową? Miłość bezwarunkowa po prostu jest, miłość osobowa ma nadany kierunek. Samo nadanie kierunku już zabarwia miłość różnymi wartościami związanymi może z oczekiwaniami, wzorcami, brakami, zahacza również o naszą emocjonalność. Miłość osobowa wydaje się bardzo ludzka, osobista, centralna, ale też ma w sobie coś, co mogliśmy nazwać wymaganiami. Czy jest możliwe przerodzenie miłości osobowej w miłość bezwarunkową? Na początku wydaje się to abstrakcyjne, bo kochamy „za coś”, spodobało nam się „coś”, miłość osobowa zawiera w sobie potrzeby wspólnego życia, bycia blisko, dzielenia się, przeżywania, codziennego budzenia się obok siebie. Są to warunki, więc miłość bezwarunkowa oddala się. Jest tutaj małe „ale”, ponieważ z biegiem lat i naszego wzrostu osobistego faktycznie doceniamy wartościowe cechy w drugim człowieku, jego poszanowanie granic, zrozumienie nas samych i mamy jednocześnie odczucie, że rodzi się tutaj miejsce na miłość bez warunków, bo Twoje osobiste, podświadome, głęboko wewnętrzne granice są poszanowane. I dotyczy to myśli, emocji, wartości, przestrzeni, czasu. Nagle miłość osobowa zmienia swoją barwę, zaczyna coś się rozpuszczać, dosłownie przetapiać. Fakt, w ogólnym rozrachunku nadal jest warunek, ale żaden z partnerów nie wymusza, nie manipuluje, nie ma braków, deficytów – jakby wibrowali podobnie. Jest możliwe przejście z miłości osobowej do bezwarunkowej, ale to w nas samych musi być to coś, bo od tego się zaczyna. Im mniejsze ego, poczucie krzywdy własnej, tym właśnie więcej miłości bezwarunkowej.
Miłość osobowa ma kierunek i nadany potencjał. W poligamii czy związkowych trójkątach ten kanał dzieli się na części. Gdy kochamy kogoś miłością osobową i sypiamy z kimś innym lub szukamy ciągle kogoś innego (bo trawa za rogiem jest zawsze zieleńsza), mówimy, że nie kochamy osobowo. Czakram seksualny zwany sakralnym (świętym) do narastającej bliskości potrzebuje jednolitego koryta — podobnie jak i nasze serce. Związek to często bardziej intymna relacja z matką lub ojcem, ale prawdziwy związek to coś więcej niż relacja z rodzicami, to wkroczenie do swojej strefy kontaktu z drugim człowiekiem, który kocha, rozumie, widzi, szanuję, słucha. Poligamia zmniejsza natężenie miłości osobowej, czasem ją zupełnie rozpuszcza i zostaje wtedy co? Jest to jakiś rodzaj uczucia, ale czy jest to miłość? Z pewnością niesie ono euforię, uniesienie, ekstazę, adrenalinę, uwielbienie, podekscytowanie, ale jak wiemy, emocje trwają do kilku sekund, za to uczucie jest stałe, powiedzielibyśmy: wieczne – i tak jest właśnie z miłością osobową. Kiedy kochałeś prawdziwie partnera, mimo że nie jesteście już razem, nadal masz miłość, ale po prostu nie jest ona aktywna, bo energia nie przepływa, nie skupiasz się na tej istocie. Dlatego mówi się, że miłość jest wieczna. Jeśli nie odczuwasz miłości, nie była to widocznie miłość, tylko jakiś rodzaj wymienionych wcześniej emocji.
Miłość bezwarunkowa
Miłość bezwarunkowa, a może postawa znana prawdopodobnie przez działanie różnych joginów, oświeconych. Nie ma tu miejsca na miłość ofiarną, cierpiącą, osobową, jest za to ogólna emanacja co do akceptowania świata takim, jakim jest, która pozwala przyjmować ludzi, zwierzęta i innych bez oceny, wymagań, emocji. Kiedyś wydawało mi się, że kochać miłością bezwarunkową jest stosunkowo prosto, ponieważ gdy kochasz tym rodzajem miłości, nikt Cię nie odrzuca, bo nie wymagasz, nie oczekujesz, nie żądasz, jest, co jest, a tego, czego nie ma, po prostu ma nie być. Wydawało mi się, że oświecony, jogin, który kocha bezwarunkowo, ma dużo łatwiej, bo żyje samotnie, nie ma dzieci, żyje daleko od skupisk ludzkich. Obecnie uważam, że ten rodzaj miłości nie jest wcale infantylny, jest cholernie trudny i stawiam go ponad wszystkimi innymi „rodzajami miłości”, a może po prostu postawami uczuciowymi. Chociaż miłość bezwarunkowa nie jest możliwa bez miłości własnej i doświadczenia miłości osobowej.
Poza warunki
W naszej rodzinie urodziny zawsze obchodziło się hucznie, przyjeżdżali pozostali członkowie rodu, a jeśli nie mogło się być na imprezie, dzwoniło się do solenizanta czy wysyłało wiadomości. W kwietniu 2024 miałem 44 urodziny, ale ponieważ żyję obecnie w Gdańsku, czyli daleko od Katowic, o żadnej imprezie urodzinowej nie mogło być mowy. Dostałem wiele życzeń, ale nie od swojej córki, bo – jak się później okazało – zapomniała, chociaż moja partnerka wysłała wcześniej do niej wiadomość. Córka dopiero na drugi dzień wysłała wiadomość w postaci mema. Po otrzymaniu tej wiadomości poczułem się dziwnie, bo pojawił się smutek, który przerodził się w gniew. Zacząłem przyglądać się sobie, bo pierwszą reakcją ciała była chęć ukarania za to zachowanie. Od razu pomyślałem, że to reakcja wkodowana przez Prawo Hammurabiego1. Dlatego zacząłem robić pompki, żeby skanalizować gdzieś emocje. Siedzę, chodzę, myślę i nagle słyszę od swojej monady / wyższej jaźni: „To jest ta twoja miłość bezwarunkowa?!”. W dosłownie sekundę cały mój stan emocjonalny się zmienił i zacząłem się głęboko śmiać. Zacząłem przyglądać się również mojej relacji z córką, naszym historiom wcieleniowym. Po przeanalizowaniu, uwolnieniu, napisałem kilka punktów:
1. Nie wchodzimy w rolę dziecka dla swojego dziecka. Rodzic to rodzic, może być przyjacielem, ale nie jest sługą, strażnikiem, niewolnikiem dziecka.
2. Dla rodzica jest wskazane, żeby wymagał od dziecka. Tak dziecko rośnie i wzrasta, a rodzic nie kurczy się i nie klęczy. Kiedy jednak jest tzw. „białe rodzicielstwo”, jeden z rodziców służy bardziej partnerowi i dzieciom, ale również nie wtrąca się w wychowanie. To tworzy w dziecku „wiotkiego mężczyznę” lub „uległą kobietę”, a w rodzicu podtrzymuje wewnętrzną postawę złego ojca lub złej matki. Przez wykastrowanie i infantylne zachowanie nawet jednego z rodziców rosną egoiści, narcyzi. Wymaganie od dziecka to nie oczekiwanie, to budowanie kompasu, to nauka samorealizacji i wiary we własne siły. Jednak przyczyna białego2 rodzicielstwa jest dużo głębsza, dlatego popatrzmy na kolejny punkt.
3. Jest karma i relacja międzywcieleniowa, ale i duchowa między dzieckiem a rodzicem. Mogą one być ciężkie, trudne, mogą to być relacje kat – ofiara. Więź powstała, dlatego rodzica zadaniem jest zamienić miłość cierpiącą, współuzależnioną w miłość bezwarunkową, która zawiera przestrzeń, zrozumienie i akceptację odmienności. Dziecko może podświadomie domagać się ofiary z naszej strony, rościć sobie prawo do karania, manipulowania lub wchodzić w pozycję uległą, męczeńską, żeby zadowolić rodzica, który jest w wyższej pozycji lub był katem. Nie wchodzimy w rolę3, nie dajemy tego, bo tego chce podświadomość, czyli przeszłość, karma. Zostajemy w sobie i uczymy nowej reakcji, odpowiedzi w miejsce stałej, dualnej gry. To jest szalenie trudne, bo podświadome wzorce, nasze wewnętrzne uczucia targają nami, jakby przejmowały kontrolę, ale jeśli zauważymy swoje zachowanie, odpowiedź czy emocję wobec dziecka czy partnera, możemy coś z nią zrobić. Popatrzeć na drugą istotę – czy jest to dziecko, czy partner – jak na czystą kartę wydaje się nie tyle niemożliwe, co dziwne, bo przeczy i atakuje mechanizm podświadomy, przeczy duszy, bo mówi: „Hej, ale ja fizycznie nie wiem, kim ta istota jest”, ale podświadomie i duchowo doskonale wiemy i zakładamy, czyli warunkujemy. Znowu jest to wynik przeszłości, czyli podświadomości, programu wcieleniowego, który odtwarza się jak zdarta płyta, bez końca. Mimo tej trudności zróbmy krok ku miłości bezwarunkowej. Na czym to polega?
Miłość bezwarunkowa to miłość bez warunków. Jest trudna do zastosowania czy po prostu emanowania nią, szczególnie wobec starszych dzieci, współpartnera, rodziców, bliskich. Miłość bezwarunkowa jest łatwa, kiedy myślimy o naszych psach, kotach. Dlaczego tak się dzieje? Kot i pies nigdy nie wyrządziły nam krzywdy i wiemy, że nigdy nas nie skrzywdzą. My wobec zwierzęcia mamy miłość bezwarunkową, ale też swoją miłość osobową. Zwierzę nigdy nie będzie miało miłości ludzkiej, czyli osobowej, jedynie bezwarunkową. Dlatego to zwierzę w całej tej dynamice jest w wyższej pozycji niż człowiek. Człowiek przez ego myśli inaczej, ale wiemy, że nieskończoną cechą człowieka jest jego głupota i pycha. Wróćmy jednak do miłości bezwarunkowej, która nie ocenia ani nie określa – tak jak zrobiłem to przed chwilą.
Nauczyć się kochać tak, jak robią to zwierzęta domowe, wydaje się cofnięciem w ewolucji, ale tak nie jest, bo dzięki takiemu treningowi przypominamy sobie o czymś bardzo prostym. Kiedy Twoje dziecko było małe lub kiedy patrzysz na malutkie dzieci, inaczej postrzegasz istotę ludzką. Dzieje się tak, bo patrzysz na istotę niewinną, bezbronną, która nie ma siły ani mocy, żeby Ciebie skrzywdzić, coś złego powiedzieć, wyśmiać, ocenić. Wiele, wiele lat później wszystko się zmienia, może nawet zaczynasz bać się swojego czy cudzego dziecka, nie traktujesz już go jako kogoś niewinnego, a często jako kogoś, kto może zagrozić. Co takiego zmienia się w nas, że patrzymy w tak różny sposób na tego samego człowieka, bliskiego? My się zmieniamy czy coś innego się dzieje? A może to nasz strach w sobie, nasz lęk tworzy filtry, przez które oceniamy drugiego człowieka czy nawet całą ludzkość? W poprzednim akapicie napisałem pewną ocenę ludzkości, ale mogłem również powiedzieć tak: „Nieskończoną cechą człowieka jest jego dążenie do samodoskonalenia i bycie niesamowicie elastycznym”. Są to dwie różne oceny i określenia dotyczące ludzkości, czyli jaki z tego płynie morał? Wpadamy w pewną dualność myślenia: albo – albo, białe – czarne, czyli to może nasza perspektywa, nasz filtr, nasze doświadczenie wewnętrznie mówią nam: tego kocham, tego nie kocham, tego lubię, tamtego nienawidzę, to mi się podoba, tamto odrzucam. To gdzie tu miejsce na miłość bezwarunkową, jak sami jesteśmy oskryptowani, uwarunkowani z każdej ze stron i projektujemy te oceny w świat? Czemu dwuletnie dziecko kochasz bezwarunkowo, ale dziesięcio- czy piętnastoletnie już nie? Jest tu kolejna ciekawostka. Kiedy wchodzimy w interakcje z drugim człowiekiem lub całą grupą, społecznością, wchodzimy także w pole tych istot. Pole styka się z naszym, przeplata, kontaktuje, dlatego nazywamy to podświadomym, niewerbalnym językiem międzyludzkim. Pole niestety to wzorce, coś na zasadzie plusa i minusa, wejścia i wyjścia, kontaktu i wtyczki, dlatego ulegamy pewnej grze, która nie jest zależna tylko od nas samych, przypomina to raczej reprezentowanie sumy wzorców i podświadomych ustaleń danego pola. Świadomie myślimy, że wybieramy, ale dużo, dużo wcześniej zrobił to za nas system podświadomy. Jakie są tego skutki? Ulegamy pewnym zachowaniom, impulsom, np. odrzucenie – przytulenie, miłość – nienawiść, lubię – nie lubię, odczucie obrzydzenia – euforia, i to wszystko wobec innego człowieka, kiedy nawet nie zostało wypowiedziane żadne słowo. A co tu mówić o bliskich, których mamy „pod nosem”?! Zamiast dopasowywać się do drugiej istoty, jej pola, oczekiwań i intencji i grać dla kogoś tak samo, jak ktoś gra dla nas, to w miejsce karmicznych, wcieleniowych, emocjonalnych historii, tworzących się nakładek, po prostu nauczmy się miłości bezwarunkowej, czyli również bycia w tu i teraz, patrzenia z tu i teraz.
Mimo tego, o czym wspomniałem, jest tutaj coś jeszcze. Nie tylko manipulujesz i Tobą manipulują, wchodzisz swoim polem w cudze, tak jak inni wchodzą w Twoje, żeby Wasze podświadomości się „dogadały”; to jeszcze jest tu coś bardziej intencjonalnego, świadomego, wręcz wyrachowanego. Jest tu coś, co moglibyśmy nazwać ugraniem, uzyskaniem, zdobyciem, bo może jesteś na wyższej pozycji niż druga istota (dziecko, partner). Kochany, co chcesz ugrać? Co tu jest tak głęboko zakopane w Tobie? Co przenosisz na świat ludzki, nawet na najbliższych, a czego nie przenosisz już na świat zwierząt, bo kochasz bezwarunkowo? Czy nie jest tak, że mimo swojej miłości biologicznej do bliskich, swoich dzieci, swojej miłości osobowej, nosisz w sobie jeszcze jeden rodzaj miłości – miłość egoistyczną?
Miłość egoistyczna
Popatrzmy na definicję egoizmu: „Egoizm – nadmierna albo wyłączna miłość do siebie. Egoista kieruje się przeważnie własnym dobrem i interesem, nie zwracając zbytniej uwagi na potrzeby i oczekiwania innych. Odnosi wszystko do siebie, patrzy na świat poprzez pryzmat «ja», nie uznaje wewnętrznie systemu wartości społecznie akceptowanych”. Zaraz powiesz że nie, przecież tyle poświeciłeś energii, czasu, miesięcy, lat, dekad na wychowanie swojego dziecka. Pomagałeś, inwestowałeś, przeżywałeś jego wzloty i upadki, byłeś na każde skinienie. Tak, zrobiłeś to, co większość rodziców robi, może nawet byłeś bardziej aktywny, więcej poświęciłeś, ale właśnie – pojawia się pytanie o poświęcenie. Czemu w jakiejkolwiek formie, czasie użyłeś słowa „poświęcenie”? Co takiego poświęciłeś? Czy nie jest teraz tak, że Twoje bardzo, ale to bardzo ukryte „poświęcenie” wpływa na Twoją relacje z bliskimi, partnerem, dziećmi, podwładnymi? No bo przecież TYLE IM POŚWIĘCIŁEŚ, TYLE ZAINWESTOWAŁEŚ? To jest jakaś gra na giełdzie, że ma się zwrócić? Po co się ofiarowałeś, poświęcałeś? Bo tak zostałeś nauczony, tak robili rodzice, dziadkowie? Jeśli tak, mamy więc lojalność rodową i lojalność wobec zachowania większości ludzkości. Poświęcasz się dla innych, ale to jest białe myślenie, ono nie jest zdrowe. Jeśli z czegoś rezygnujesz, to znaczy, że coś zostawiasz za sobą lub odkładasz to w czasie, a to tworzy brak, lukę, dziurę. Teraz pojawia się np. dziecko, nowy partner, który niejako – przez wzorce podświadome – buduje w Tobie postawę rezygnacji z czegoś, tu np. wolności, czasu dla siebie, niezależności. Już na samym początku relacji ze swoim dzieckiem, partnerem poświęcasz się. Mimo tuzina uruchomionych w ciele hormonów, zakochania, kochania i miłości, w głębi siebie coś właśnie porzuciłeś, pozostawiłeś, co było dla Ciebie cenne. Tak wszedłeś na drogę poświęcenia, gdzieś tam jakaś część Ciebie odwraca się do tyłu. Ty tego nie widzisz, nie tak wychowało Ciebie społeczeństwo, jego normy, rodzice ze swoimi wartościami, religia ze swoimi przekonaniami, ale odwracasz się. Pytanie: za czym, czego tam jeszcze szukasz? Chciałbym, żebyś porzucił wyrażenie „poświęcenie”. Wyrzuć je ze swojego słownika – to jest biały bullshit, którym karmiony jesteś nieświadomie od urodzenia i któremu niestety ulegają nagminnie nawet dusze.
Miłość bezwarunkowa
Ćwiczenie. Wyobraź sobie, na razie tylko wyobraź sobie, że kochasz bezwarunkowo. Przypomnij sobie swoją relacje ze zwierzęciem. Jeśli go nie miałeś, to znowu: wyobraź sobie, jakbyś miał taką relacje, kontakt, bo na pewno je obserwowałeś u innych. Co czułeś do tego zwierzęcia? Bliskość, miłość, zabawę, radość, jakieś takie gry, ciepło. Każdy właściciel zwierzęcia wie, że mają one swoje osobowości, charakterki. Teraz, jeśli masz dziecko, przypomnij sobie dziecko w wieku do dwóch lat. Wypełnij tym uczuciem siebie, całego siebie. I teraz najważniejsze: postaw przed sobą w swojej wyobraźni (myślach, obrazie wewnętrznym) siebie samego i skieruj miłość bezwarunkową do tego obrazu, obdarz miłością bezwarunkową siebie. Jeżeli gdzieś poczułeś blokady (brzuch, serce), połóż tam dłoń i powiedz sobie: „Wyciągam, wycofuję, wyrzucam”. I bądź w tym stanie – niech energia płynie. Jak się z tym czujesz? Bez ocen, warunków, oczekiwań, po prostu przyjęty ze wszystkim taki, jaki jesteś? Lżej, prościej? To do jasnej ciasnej dlaczego ludzkość kocha miłością osobową, która ma dużo w sobie miłości egoistycznej? Czemu chcemy od kogoś miłości bezwarunkowej a sami kochamy miłością egoistyczną, cierpiącą? Czy dlatego ludzkość jest nieszczęśliwa? Czy to jest wynik chrześcijańskiego krzyża – bo z jednej strony zbawienie, odkupienie, z drugiej poświęcenie? A może w białą drogę poświecenia ciemni coś włożyli? Może biali tak chcieli rozbić ciemny egoizm? Ale bez zdrowego egoizmu nie zaznaczysz granicy, nie sprzeciwisz się oprawcy, nie pomyślisz o swoim dobrostanie. Krzyż nie jest symbolem miłości bezwarunkowej; może w początkowych naukach Jezusa jest mowa o miłości, ale ludzkość została oceniona i poddana poświęceniu, czyli ofiarowaniu jednej istoty. Nieważne, jak traktujesz Jezusa: jak mesjasza, człowieka, schizofrenika, boga, Boga. Krzyż zostawił i wlał w ludzkość miłością cierpiącą i nieistotne jest, jak bardzo ciemni i Lucyfer przekręcili nauki biblijne. Podobnie jest w naukach związanych ze ścieżką Bodhisattwy w buddyzmie. Nie możesz nigdy ani zbawiać ludzkości, ani poświęcać się dla ludzkości, bo pozbawiasz w ten sposób istotę ludzką tego, co jest w niej cenne, czyli mocy dobra i zła, mocy zniszczenia i kreacji, czyli budowania swojego centrum, środka, balansu według siebie, nawet jeśli zajmie to danej ludzkiej grupie eony. W tym świecie nie było to możliwe, bo ten świat jest skutkiem walki białych z ciemnymi. Mimo, że to ciemni trzymają narody za mordę, bo biały układ społeczno-rodzinny, ale również i duchowy, próbuje ratować sytuację, to czy ktokolwiek w istocie tutaj kogokolwiek ratuje? Bo wygląda to na bandę zamkniętą w psychiatryku i nie wiadomo, gdzie poszedł lekarz. Czy ludzkość jest gotowa zrobić krok dalej, minęło już tyle wieków, i zrozumieć, poczuć miłość bezwarunkową? Nie jest to łatwe, każdy ma setki oczekiwań wobec siebie, świata i najbliższych, dodatkowo się łudzimy, oszukujemy – większość z nas nawet nie wie, jak się chronić, bronić czy asertywnie odmawiać, bo odmawiać to takie egoistyczne, bo myśleć o sobie, to przecież samo zło. To jest skutek białych wzorców, białego wychowania. Nie musimy być ani dobrzy, ani źli, ani biali, ani czarni. Czyli jacy – się pytasz? Popatrzmy.
Miłość bezwarunkowa nie stawia warunków, nie snuje planów, nie kontroluje, nie ustala – po prostu sobie jest. Niech ciemne z białym dalej walczy o uwagę, ludzkość, wyznawców, kontrolę; ona nie musi, bo o co tu tak naprawdę walczyć? O uznanie, bycie szczególnym, a może jeszcze o miłość walczysz albo w imię miłości? No, powodzenia, na pewno to, o co walczysz, będzie miało cokolwiek wspólnego z miłością… Za czym tak biegasz i gdzie się oglądasz? W systemie dualnym – góry i dołu, lepszych i gorszych, katów i ofiar, wybranych i potępionych, ocenionych i oceniających – jest tylko miłość współuzależniona, cierpiąca i egoistyczna. I nikt nigdy tego nie zmieni, bo nie może, nie dopływa tu inna energia, inny sposób myślenia. Największą manipulacją jest ta dotycząca miłości, np. że na miłość musisz zasłużyć, miłość wymaga bycia godnym, miłość pochodzi od kogoś, miłość wymaga cierpienia, poświęcenia. To nie jest miłość, to nawet nie stało koło głębokich uczuć, to jest namiastka przyjęcia do grupy i bycia jej częścią, to jest skutek wpojonej lojalności rodowej i karmicznej, to jest Twoja podświadoma chęć niewyróżniania się z grupy, to uleganie archetypom odbitym przez charyzmatyczne i narcystyczne jednostki. Powiedz sobie:
Nie jestem nic winny ani dłużny Jezusowi, Buddzie i innym mistrzom, oświeconym, mesjaszom, prorokom.
Moje dobro, etyka i miłość nie pochodzą od Jezusa, Buddy i nie zawdzięczam ich innym mistrzom, oświeconym, mesjaszom, prorokom.
Ciemni, Lucyfer, Aryman, Szatan nie pokazują mi mojego światła przez oddziaływanie ich mroku i to wcale nie dzięki nim staję się istotą silniejszą i lepszą.
Nie jestem nic winny ani dłużny ciemnym, Lucyferowi, Arymanowi i Szatanowi.
Jak się czułeś, kiedy to mówiłeś? Dziwnie? Zakręciło się w głowie, wydawało się to śmieszne? Co czułeś wewnętrznie, głęboko w sobie? Jakiś sprzeciw, śmiech, szept? Idź za tym tropem. Czego to dotyczy i czego to dotyka w Tobie? Pierwszy krok poza uwarunkowanie podświadome (niekoniecznie archetypowe) poluźnia poświęcenie i zależności, miłość egoistyczną, ale też tworzy miejsce w miłości osobowej. Powiedz na głos:
Jestem kochany bez względu na to, kim jestem, co robię, co osiągnąłem.
Odczuwam miłość bez względu na, to kim jestem, co robię i co osiągnąłem.
Mam w sobie miłość bez względu na to, kim jestem, co robię i co osiągnąłem.
Zakończenie
Bez miłości własnej nie ma zdrowej miłości osobowej i nie jest możliwe przeżywanie miłości bezwarunkowej. Natomiast same warunki ustalają reguły naszego życia, a oczekiwania ustalają cel naszego istnienia. Jeśli myślimy o miłości w jakiejkolwiek formie (energii, świadomości, gęstości), wiemy, skąd pojawiła się wolna wola, co jest jej głównym składnikiem. Rodzi się zatem pytanie: „Czemu żyjemy w świecie tak uwarunkowanym? Czemu żyjemy w ciele tak oskryptowanym historiami rodu, bliskich, świata?”. Czy oddaliśmy wolną wolę i pamięć miłości bezwarunkowej, czyli bezgranicznej, bez początku i końca, na rzecz doświadczenia miłości egoistycznej, cierpiącej, ofiarnej, osobowej, utopijnej? Dobry deal zrobiliśmy, jak początkujący makler.
Tylko makler za taki interes leci od razu z roboty, a my co? Czekamy, aż akcje pójdą w górę, bo tyle zainwestowaliśmy, tyle poświęciliśmy, bo tyle oddaliśmy z siebie, bo kłamstwo uznaliśmy za prawdę? Jest coś takiego jak przeinwestowanie i zasada konsekwencji. Mówi ona, że dochodzimy do punktu, w którym odwrót oznaczałby przyznanie się do błędu. Ratunkiem dla tej sytuacji jest prosty rachunek sumienia, czyli wyciągnięcie wniosków, że nasza inwestycja miała kiepskich doradców, daliśmy się nabrać, wykorzystać i przemielić. Wszystko po to, aby odkryć to, co zawsze mieliśmy w sobie i co zawsze było w nas na wyciągnięcie ręki. Wróćmy do tego, co jest stałe, a co zostało dosłownie wyrwane duszom, światom i istotom fizycznym. Wróćmy i uczmy się jak małe dzieci miłości bezwarunkowej, bo ona jest w nas, ale ból, cierpienie, szukanie sprawiedliwości, oczekiwania i fałsz mówią inaczej.
Miłość otacza nas, jest w nas i poza nami. Miłość nigdy nie ocenia, nie krytykuje, nie umniejsza, nie zmusza, niesie zaś pełnię, scala, uzdrawia wewnętrznie, harmonizuje. Miłość przepływa sobie i działa tam, gdzie może, a tam, gdzie jej nie chcemy, nie ma jej. Mamy dokładnie to, na co sobie pozwalamy, to, co chcemy. Dla miłości możemy zrobić wszystko, a dla miłości nic czynić nie musimy.
Nikodem Marszałek
kwiecień 2024 r.
1Nikodem Marszałek – O ziemskiej grze i iluzji, 2024.
2Nikodem Marszałek – O białych i ciemnych wzorcach, 2023.