Home Relacje i związki O życiu z miłością i bez niej

O życiu z miłością i bez niej

by admin

Ostatnia scena filmu Vatel z Gérardem Depardieu i Umą Thurman wzruszyła mnie do łez. Całe to uczucie pochodziło z mojego serca, ze zrozumienia decyzji podjętych przez tytułowego Vatela i Anne de Montausier.

Dla wielu osób niezrozumiałe mogą wydawać się stosunki tytułowego bohatera z Anną. Ona – żyjąca wystawnie, ciesząca się szczególnymi względami władcy – poddaje się uczuciu, ryzykując karierą i dobrym imieniem. Vatel – człowiek inteligentny, bystry, ale przede wszystkim prosty; nie pociąga go władza, pycha, dworskie intrygi. Zresztą, służąc swojemu panu, księciu de Condé, widział, jak ogromny wpływ na ludzkie losy ma władza, ale również, jak bardzo jego pan cierpi, boi się, lęka. Pod koniec filmu król zaoferował naszemu bohaterowi wszystko, to znaczy blichtr i zarządzanie Wersalem.

Po oglądnięciu filmu rodzi się pytanie o życie w miłości i bez niej.

Szukamy odpowiedzi u wróżki, w poradnikach, u guru, psychologów, terapeutów, pytamy się wszystkich: „Czy kocham i jestem kochany? A może tylko mi się wydaje, że kocham?”. Najważniejszym czynnikiem nie jest to, co inni mówią, co sugerują, jak to widzą. Owszem, inni mogą pomóc – zewnętrzna perspektywa pokazuje nam to, czego sami nie widzimy – ale tak naprawdę istotne jest tylko to, co sami czujemy głęboko w sobie. Łatwo się mówi, ale co zrobić, gdy nasze serce jest zamknięte, już dawno go nie czujemy ani nie słyszymy, stale odwracamy od niego wzrok i duszę? Dodatkowo jakaś część nas płacze, a inna szydzi, bo boimy się zobaczyć, gdzie jesteśmy i co mamy oraz kim jesteśmy i co robimy.

Mówimy: „Ja to bym nigdy nie zrezygnował z miłości na rzecz…”, ale to wyrażenie jest pełne poświęcenia, jakby w swoim jądrze miłość została skojarzona i wręcz zmuszała do zrezygnowania z czegoś, z siebie, z sukcesu. A przecież to nie jest prawda, bo chociaż miłość każdy z nas odczuwa na swój własny, unikatowy sposób, to nigdy nie jest ona wyrzeczeniem, wręcz odwrotnie, jest czymś, co wnosi, daje, wspiera, niesie. Niestety, gdzieś na swojej drodze życia uwierzyliśmy w niepoprawne przekonanie na temat miłości.

Weź kartkę i zapisz odpowiedzi na poniższe pytania. Nie myśl długo, zapisz to, co przyjdzie ci do głowy.

1. Miłość jest…
2. Miłość prowadzi do…
3. Miłość kojarzy mi się z…
4. Dla miłości…

Miłość nie bierze się z nieba. Podczas naszego życia pojawia się w różnym natężeniu, ale to my sami – swoimi decyzjami, myślami, uczuciami – zapraszamy i potęgujemy miłość lub ją odpychamy. Mam proste zadanie dla ciebie: przytul swoją mamę lub tatę, przytul ich bez oczekiwań, żalów, złości, przytul i powiedz: „Dziękuję wam za miłość i za życie”. Jeśli nie możesz tego zrobić, bo jest to dla ciebie za trudne, wykonaj to ćwiczenie przynajmniej w myślach lub pójdź na grób rodziców z kwiatem. Dostałeś od rodziców tyle, ile dostałeś – mało lub dużo, nic lub wszystko – zaakceptuj, że tak się stało, że tak było. Teraz to ty decydujesz o tym, czy żyjesz w miłości, a więc uczysz się jej, poznajesz, przyjmujesz dla siebie, odkrywasz w sobie i dookoła w świecie, w innych ludziach, czy ciągle – zanurzony w przeszłości – uciekasz w smutek, samotność, melancholię, ból i cierpienie oraz poczucie odrzucenia. Świat chce cię obdarowywać, miłość chce przyjść, bo przecież jest. A ty nie jesteś sam, dlatego nie traktuj siebie tak specjalnie i cudownie, nie wmawiaj sobie, że „nie ma nikogo podobnego do mnie”. Kto ci to powiedział i czemu w to wierzysz? Kto ciągle szepcze ci do ucha to kłamstwo? I czemu temu ulegasz? Jaki zysk czerpiesz ze swojej dzisiejszej postawy?

Co oznacza pójść za miłością? Czy nie ma to związku z nieocenianiem siebie i innych, z wyjściem poza ograniczenia umysłu, jego fantazje, własne oczekiwania i potrzebę kontroli; kiedy – mimo przekroczenia czarnych, nieznanych drzwi, spotkania nowych ludzi, odczuwania strachu i lęku oraz poczucia wielkiej niewiadomej – wierzymy w siebie, bo sobie samym ufamy?

Miłość nie jest przeszkodą w osiąganiu sukcesu, spełnienia, pieniędzy, dostatku czy nawet sławy. Dlaczego miłość miałaby pełnić rolę tamy? Myślisz tak i dlatego podtrzymujesz swoje zmrożone serce, odwracasz ciągle wzrok od siebie, bo wiesz, że kiedyś skrzywdziłeś, zraniłeś, wykorzystałeś i teraz – w poczuciu winy – spychasz te odczucia lub szukasz wybaczenia. Ale jeśli wiesz, że zrobiłeś coś kiedyś nie tak, to masz obecnie świadomość tego, co oznacza działać przeciw sobie, życiu, miłości i innym. Miłość jest wybaczeniem, akceptacją, miłość rozumie, nie ocenia, dlatego spróbuj wrócić do serca i nauczyć się jego rytmu. Ono czeka.

Tylko ty wiesz, dlaczego jesteś w takim związku, a nie innym lub dlaczego jesteś sam. My dokładnie wiemy, naprawdę wiemy, kiedy kochamy, a co jest już tylko suchym, emocjonalnym przywiązaniem. Nieraz stawiamy rutynę, przyzwyczajenie, obowiązki ponad miłością. Zdarza się, że gdzieś, przy kimś (tu: poza mężem lub żoną) poczuliśmy serce, coś zupełnie nowego. Wtedy nasze serce i jaźń są złączone z kimś nowym, ale ciało – przyzwyczajone do tego, co zna, co widzi, czego doświadczyło w swoim życiu – boi się przekroczyć czarne drzwi, odkryć nieznany świat, pójść za głosem serca. Pytanie brzmi: czy zostając w miejscu, w którym nasze serce nie chce być, a jego energia się nie potęguje, nie wzrasta, nie niesie, zaś do którego przyzwyczailiśmy ciało, nie ranimy najbliższych, nie oszukujemy ich i siebie? I czy taka właśnie postawa nie wymaga szczelnie zamkniętego serca? Bo przecież nowe budzi ciepło, lęk z dreszczykiem emocji, a obecne – w którym tkwimy ze strachu przed zmianą – z uporem strachliwego, wewnętrznego dziecka trzyma w szarym i zimnym. Czemu nie wierzymy w siebie i czemu sobie znowu nie ufamy?

Wielu z nas odrzuca miłość: jedni robią to świadomie, z premedytacją, inni samym sobie nieświadomie podrzucają kłody (chociaż tak naprawdę przyczyna ich podświadomych reakcji leży w tragicznej, nieodkrytej historii przodków). Kiedy jednak podejmujemy decyzję wbrew sercu, często zmienia się obraz rzeczywistości (tu: obiektu naszej miłości). Znajdujemy wymówki, dziury, tłumaczymy siebie, oczerniamy, ciągle brnąc w zaprzeczenie. Powtarzamy sobie te wyobrażenia często i długo, dodajemy różne inne fantazje, bo żyć z podjętym wyborem nie jest łatwo. Serce przecież płacze i tęskni, a sama rzeczywistość podważa nasze wyobrażenie, zmusza nas niejako do wzięcia odpowiedzialności za to, co robimy i jak. Nieraz to serce potrzebuje pomocy naszego mózgu, bo nie ma ważniejszego scalenia niż scalenie głowy z sercem, umysłu z miłością.

Zakończenie
Wróćmy do przykładu Anny z filmu Vatel. W królewskim otoczeniu nauczyła się ona dworskich intryg, kurtuazyjnego zachowania, tego, co robić i z kim, by awansować społecznie. A czego nauczyła ją miłość? Podejmowania własnych decyzji, zaufania, poddania się i samodzielności. Z miłością w sercu naprawdę można przewodzić, być księżniczką z otwartym i rozumiejącym sercem i prowadzić biznes na równych zasadach. Nie chodzi więc o to, co mamy, dokąd zmierzamy, czego chcemy, ale o to, kim jesteśmy, o to, by podejmować decyzje w zgodzie ze sobą, a tak dzieje się zawsze, gdy nasz mózg, ciało, umysł współpracują z sercem, z miłością, jaka nas wypełnia. Świat nie jest zły (podobnie jak plany naszej bohaterki). Na zło składają się poszczególne decyzje jednostek – podjęte w emocjach, w poczuciu straty, zazdrości, motywowane wiecznie nienasyconym głodem podboju, posiadania, podziwu, w przekonaniu, że my sami wiemy lepiej, co jest najlepsze dla drugiej osoby czy całego świata.

Kiedy pracujesz nad sobą, wzrasta twoja świadomość, zaczynasz coraz bardziej ufać sobie, czujesz swoje serce pełniej, cieplej. Oprócz nowych nawyków pojawia się coś jeszcze – wypełnia cię poczucie współistnienia i współodczuwania, owo nieranienie. Już nie myślisz, nie analizujesz i nie działasz w kategoriach: dobry – zły, nagroda – kara, lepiej – gorzej, bo wiesz, w całej swojej istocie, że twoje działanie buduje i wzmacnia, a nie niszczy i plądruje. Działanie z miłości i w miłości do siebie, do własnych potrzeb, niesie jednocześnie korzyść dla innych ludzi, istot i świata. Działanie z ego, z naburmuszonym ja, wcześniej czy później zwraca skutki karmiczne; one przychodzą do nas i póki mamy moc, siłę, to walczymy z nimi i światem, odpychamy, ale przychodzi taki dzień, kiedy zaczyna nas to dociskać do ziemi (jak Morrigan z serialu Lost Girl) i wtedy musimy zastanowić się – może i pierwszy raz w życiu – nad swoim działaniem, myśleniem, odbiorem świata i podjętymi decyzjami.

Zamiast myśleć: „Mam za mało i chcę więcej”, zacznij zauważać, co tobą kieruje: „Po co mi to, na co mi to, czy naprawdę tego chcę? Robię to bardziej dla siebie czy dla innych?”. Obserwuj również, w jakie stany emocjonalne wchodzisz. Czy jest to złość, zawiść, zazdrość, żal, smutek? Szukaj przyczyn zrodzenia się tych stanów, czyli zadawaj sobie pytania: „skąd to, od kiedy, co się stało, co mnie uderzyło, gdzie, dlaczego?”. Nie poddawaj się, pracuj nad sobą, obserwuj, bo w miejscu podążania do tego, czego tak naprawdę nie chcesz i nie potrzebujesz oraz przeżywania tego, co nie jest budujące i wspierające, zrobisz miejsce, otworzysz przestrzeń na energie dużo lżejsze oraz na miłość. Mimo, że miłość jest dookoła, przydałoby się, by była także w nas.

Nikodem Marszałek
luty 2014 r.
luty 2018 r.

You may also like