Imię Lucyfer pochodzi z łacińskiego i oznacza niosący światło (lucem biernik od lux (światło) + ferre). W starożytnym Rzymie termin ten stosowali astrologowie do określenia Gwiazdy Porannej, czyli planety Wenus widocznej nad horyzontem przed wschodem Słońca. Słowo było najprawdopodobniej dosłownym tłumaczeniem greckich eosphoros – „niosący świt” lub phosphoros – „niosący światło”. Antropozofia Rudolfa Steinera uznaje Lucyfera za brata Chrystusa, który był inspiratorem religii orientalnych, jak buddyzm i hinduizm. Reprezentuje on erotykę, literaturę, prostą technikę, idee poprawy ziemskiego świata, jak demokracja czy ekologizm. Jest demonem słabszym od Arymana.
Razem ze współpracownikami napisaliśmy w 2012 roku artykuł o 6 książętach piekielnych. Wiele osób publikowało ten tekst na własnych stronach, ale skrytykowało brak opracowania przedstawiającego 6 księżniczek piekielnych. Lucyfer został opisany tak: Od niego pochodzą wartości gnostyczne, tajne stowarzyszenia, nauki oświeceniowe, wznoszące. Cechują go: inteligencja, oświecenie umysłu z odrzuceniem emocji i uczuć. Kojarzy się z nim obraz dzieci emo: oziębłość seksualna, która może się manifestować przez ujednolicenie cech płciowych (dziewczęcy wygląd chłopców emo). Stworzył jaszczury, wiele gatunków gadów. Odpowiedzialny za wytworzenie zimna, odbitego światła, jest współtwórcą energii fizycznej. Lucyfer mylony jest często ze swoją połówką duchową, Szatanem. Mimo bliskości duchowej między nimi obaj mają różne energie. Szatan posiadał energie smoliste, czarne, ciężkie, natomiast Lucyfer energie zimne, zimno białe, białe oraz przeźroczyste. Technikami przetrwania tych istot jest rozszczepianie swoich energii duchowych (duszy) i fizycznych na wiele części. Moglibyśmy nawet pokusić się o użycie terminu „Horkruks” z Harry’ego Pottera, jeśli potraktujemy wiele książek, filmów, anime z dziedziny fantastyki jako odczytaną z kronik Akaszy przeszłość naszych dusz, które żyły w innych światach, wszechświatach, planetach. Możemy popatrzeć na wcielenia tych archaniołów w niższych gęstościach. Szatan to taki Orochimaru z anime Naruto, Aizen z anime Bleach, Voldemort z Harry’ego Pottera. Kiedy zaczynamy szukać Lucyfera, widzimy tylko Sarumana z Władcy Pierścieni i długo, długo nic. Tak jakby przestał się wcielać, ale możemy przypuszczać, że tak przecież się nie stało.
Najwięcej o Lucyferze możemy dowiedzieć się z prac samego Rudolfa Steinera. Jerzy Prokopiuk powiedział: Lucyfer jest patronem wszelkiego rodzaju idealizmu, sztuki (o tyle, o ile jest ona ekstatyczna, wychodząca poza materialność), mistyki, zwłaszcza orientalnej – tu od razu trzeba dodać, że zdaniem Steinera Lucyfer inkarnował się trzy tysiące lat przed Chrystusem, w Chinach, i to właśnie on dał impuls wszelkim religiom orientalnym. Niedokładnie może wszystkim, bo są tam także wątki pochodzące wyraźnie od Chrystusa, powiedzmy w idei bodhisattwy, w mahajanie. Ale wszędzie tam, gdzie pojawia się jednostronny ascetyzm, wrogość względem ciała, skrajny idealizm, szczególnego rodzaju eskapizm, mamy do czynienia z inspiracją Lucyfera. A takie są właśnie głównie religie orientalne. A z drugiej strony należy tu, oczywiście, także sporo elementów występujących w religiach europejskich, tzn. na pewno będzie to w dużej mierze gnostycyzm, powiedzmy to sobie otwarcie. Steiner nawet twierdził, że gnoza to jest sposób, w jaki widziano Chrystusa i fakt Jego Inkarnacji z perspektywy lucyferycznej
Stykając się bliżej z naukami Steinera i jego antropozofów, widzimy próbę pogodzenia i znalezienia miejsca w kosmicznym porządku dla Arymana, Lucyfera, Chrystusa. Widać tu wyraźnie oddzielenie, a nie chodzi tylko o fakt istnienia sił lucyferycznych, sił arymanicznych, sił chrystusowych (i można wymienić jeszcze kilka), co bardziej o wpływ ich dusz archanielskich, które tworzyły lub dały podwaliny pod te siły w formie różnych ścieżek, filozofii, religii, sposobów myślenia. Widzimy to na przykładzie tego cytatu: Steiner wielokrotnie podkreślał, że (autor: te istoty) same w sobie są one jak gdyby dalej dobre i jasne, a tylko w naszym kosmosie odgrywają taką rolę, ponieważ to jest ich forma poświęcania się dla człowieka. Jest to sytuacja, mówiąc łagodnie, bardzo dialektyczna, dlatego, że istoty te wprawdzie z jednej strony się poświęcają, ale przecież wcale nie zmienia to faktu, że na naszym poziomie są złe i groźne. To nie jest tak, że jak odsłonimy ich dobre jądro, czy rdzeń – choć niejednokrotnie o to właśnie chodzi – to tym samym możemy już lekceważyć ich złe działanie. Wręcz przeciwnie. To są jak gdyby dwa całkiem różne poziomy. I trzeba o tym pamięć. My mamy do czynienia z poziomem takim, na którym one są ciemne i złe, a są takie dlatego, żebyśmy mieli wolność. To jest właśnie u Steinera generalne uzasadnienie, nieustannie powracające. Gdyby nie istnienie ciemności i zła, nie wiedzielibyśmy, co to światłość i dobro. Starszą w tej parze postacią jest Aryman, który oddzielił się wcześniej niż Lucyfer od głównego nurtu rozwoju anielskiego, dokonującego się w ramach hierarchii, opisanych przed Dionizego Areopagitę. Otóż i jeden, i drugi ma cała bogatą historię. Steiner głównie opowiadał historię Lucyfera.
Osobiście odłączyłbym się od takiego myślenia, nie tłumaczył zła i miejsca dla zła, nawet jeśli zyski ukryte są pod płaszczem rozwoju, fascynujących i urzekających filozofii, metod, wglądów jasnowidzących, które pochłaniają umysł, ale osłabiają rozum. Również dlatego, że od świata do świata, a może raczej od wszechświata do wszechświata – nawet przyznał to Steiner w pewnych tekstach – powtarza się ta sama historia, cytuję: mało kto z antropozofów o tym w ogóle wie, że obecny, że tak powiem, wiodący Duch Święty – bo to znów jest cała grupa istot – jest to przemieniona istota lucyferyczna z poprzedniego kosmosu.
W założeniu wielu ścieżek duchowo-ezoterycznych zawarta jest koncepcja bardzo kodująca, która zakłada, że człowiek bez inicjacji nie jest w stanie nic wymyślić, odkryć, zbadać i zgłębić, jakby od początku w DNA człowieka była zakodowana uległość wobec bogów, archaniołów, bożków i czekanie na channeling jakiejś istoty lub grupy istot, objawiających prawdę. Osobiście nie znam archanioła na niebie, który nie walczyłby o rząd dusz, o władzę, nie uważał swoich poglądów i wglądów za najbardziej wartościowych i prawdziwych. To nie znaczy, że nie ma inaczej myślących i działających istot różnych gatunków i natur, takie myślenie byłoby pozbawione logiki.
Dla mnie jako terapeuty codzienne mierzenie się z różnymi wzorcami, kodami, wpływami subtelnymi ludzi, klientów pokazuje pewne zniewolenie osobiste i społeczne. Nie tylko przez wpływ podświadomości zbiorowej i samego działania podświadomości (to jest pomysł Arymana, patrz Podświadomość zbiorowa i karma rodowa), ale nieuświadomionych skutków inicjacji w ścieżki lucyferyczne i samego Lucyfera. Nie wiem, co jest groźniejsze, ponieważ podświadomość i praca z podświadomością, rodem, karmą jest przez nas jako ludzi dosyć dobrze opanowana. Sama podświadomość nie stanowi dla nas tak wielkiego wyzwania, jakim była za czasów Freuda, chociaż nadal stanowi silne, ograniczające piętno na całej ludzkości i poszczególnych organizmach żywych. Natomiast wpływ Lucyfera, jego technik – mimo tego, że Steiner tłumaczy jego działania jako inspirujące, wznoszące, posiadające natchnienie – są zniewalające, zamykające w światach ułudy z pozoru prawdziwych, dla ciał subtelnych i jaźni człowieka przerażająco prawdziwych, a jednak kłamliwych. I dopóki człowiek siedzi zamknięty w bańce lucyferycznej, przez zainicjowane struny w ciele subtelnym, przyjmuje to jako swego rodzaju rzeczywistość fizyczną i duchową. A jeśli mamy do czynienia z kimś trochę bardziej świadomym, struny te tworzą swego rodzaju filtr widzenia, a ponieważ jest silnie połączony z mózgiem, półkulami mózgowymi, szyszynką oraz przysadką, stanowi to swego rodzaju komputer zarządzający. Niby człowiek jest, posiada jaźń, myśli, inteligencję, rozróżnienie, ale jednak coś tutaj nie gra, można dostrzec jakąś skazę. To tak jakby Aryman skupił się na grupowaniu istot w kultach uziemiających, odcinających pierwiastek duchowy, tworzył nauki materialistyczne odcinające człowieka od posiadania wyższych zmysłów, zaś najlepiej prowadził do całkowitego wyparcia przez niego ducha i duszy, wprowadził takie typowe zezwierzęcenie. Natomiast Lucyfer kierował siły w „oświecanie człowieka”, w jego pierwiastek duchowy, ale jest tutaj do zapłaty cena, bardzo wysoka cena, bo trzeba przyjąć jego sposób postrzegania, widzenia, bycia.
Moje początki duchowe i późniejsze zetknięcie z lucyferyzmem
Pamiętam, kiedy w 2007 roku prowadziłem szkolenie z zakresu motywacji i rozwoju osobistego. Byłem uważany za eksperta w tej dziedzinie, przyjmowałem zlecenia od największych firm w Polsce. Na jednym z większych spotkań podeszła do mnie osoba, która zaczęła mówić o moich zdolnościach parapsychicznych, otwartych czakrach, mistrzostwie duchowym. Byłem sceptycznie nastawiony, nie interesowały mnie tematy ezoteryczne, byłem w tym czasie aktywnym apologetą katolickim, ale zaciekawił mnie fakt, że osoba nieznajoma potrafi mnie tak odczytać (sczytać) i powiedzieć tyle o mojej przeszłości, marzeniach, chorobach, wyzwaniach. Zaraz po powrocie do domu kupiłem dziesiątki książek duchowych, ezoterycznych, zacząłem drukować z internetu przeróżne prace, streszczenia, tłumaczenia. Zaciekawiły mnie pozycje Heleny Bławatskiej i jej późniejszych uczniów. Towarzystwo Teozoficzne założone przez Bławatską miało wiele celów, ale głównym było odtajnienie duchowych pism i nauk Wschodu na język zrozumiały dla przeciętnego zjadacza chleba żyjącego w Ameryce czy Europie. Towarzystwu pomagało wielu mistrzów od guru-jogi. Jednak patrząc na zdjęcie Bławatskiej, widzi się nieprzepracowane czarne energie (wzorce), zaś z aury emanuje biało zimne światło, wiele tzw. strun lucyferycznych. Można sobie poćwiczyć widzenie i popatrzeć na tych mistrzów w innym moim opracowaniu (zakładka: energie i czakry).
Po śmierci Bławatskiej pieczę nad Towarzystwem przejęła Annie Besant, która weszła w konflikt z późniejszą działaczką, Alice Bailey. Obie bardzo mocno promowały oświeconych mistrzów z Białego Bractwa, którzy mieli – według ich opinii – wcielić się w ciało fizyczne i zmienić świat. Pomysł na Białe Bractwo pochodzi od innego archanioła, Jana, który powielał energie chrystusowe, czyli energie, jakie przyjął archanioł Sandalfon w ciało Jezusa. Można powiedzieć, że Białe Bractwo to różne dusze, które emanują inicjacją w energie chrystusowe – dlatego wszyscy są tacy podobni do siebie, ale wszystkich ich zaliczamy do tzw. białych sił, białych postaw, jeszcze nie zimnobiałych sił Lucyfera. Alice Bailey została wyrzucona z towarzystwa, ale ze swoim przyszłym mężem (bardzo wysoko wtajemniczonym masonem) założyła firmę Lucifer Trust, która potem zmieniła nazwę na Lucid Trust. Ciekawa jest tutaj nazwa „Lucid”, która obojętnie nie przeszła w Stanach, dlatego zaczęto promować nauki i wtajemniczenia pod kolejną nazwą Arcane School. Alice Bailey jest ważną postacią, ponieważ nieświadomie (nie było w tym jej intencjonalnych działań) przyczyniła się do stworzenia ruchu New Age (nowej Ery Wodnika), czyli duchowości, jaka dosłownie „zalała” współczesny świat. Jerzy Prokopiuk w tym temacie powiedział: Lucyfer człowiekowi zaproponował wolność, bunt za wcześnie. Owo „za wcześnie” to jest właśnie bardzo często chwyt istot lucyferycznych, czy arymanicznych. Podejrzewam osobiście, iż wmawianie nam, że już wkroczyliśmy w Epokę Wodnika, to jest właśnie jeden z tych chwytów. Następnie wybucha I i II wojna światowa, czyli działanie sił arymanicznych, szczególnie Balroga, który opętał Hitlera (Balrog powołanie Arymana), a Jiddu Krishnamurti uważany przez Annie Besant za naczynie dla wielkiego ducha (mistrza) ze swoimi podstawami teozoficznymi w końcu sprzeciwia się teozofom i zaczyna swoje własne nauczanie oparte jednak na podstawach indyjskich. Energie Alice Bailey – podobnie jak u Bławatskiej – pokazują inicjacje i cząstki lucyferyczne w ciele, zimny rdzeń.
Kilka miesięcy po wykładzie i wielu lekturach duchowych zacząłem zadawać pytania: czemu nikt nie pisze o duszy, czy dusza jest podświadomością, czy dusza to ciało astralne, czy dusza jest samoświadoma, czy dusza przejawia się w naszych ciałach (gęstościach) czy istnieje w jeszcze wyższych gęstościach/wymiarach? Jeśli anioł lub archanioł to gatunek duszy to gdzie przebywają? Dalej w tym rozmyślaniu zadawałem pytania: A może dusza jest tym, co Bławatska i Huna opisują, mówiąc o tzw. „Wyższym Ja”, „ ego” bo przecież dusza anioła to nie podświadomość, czyli niższe ja (patrz książka „Ciało przyczynowe”, Arthur E. Powell)? A co się dzieje w takim razie z jeszcze wyższą częścią, tzw. Monadą? Zadawałem pytania, rozmyślałem, ale odpowiedź ani cichy głos we mnie się nie pojawił, chociaż kilka miesięcy wcześniej usłyszałem wyraźnie „coś z góry”, żebym szedł w tym kierunku. Zostałem sam, ale tam gdzie teoria i intelektualizowanie się kończy, a my sami mamy postawę odpuszczenia z wiarą, że jakoś to zrozumienie czy ta pomoc się pojawi, znajdujemy odpowiedź.
Cała przygoda zaczęła się na forum CudownyPortal, kiedy jeszcze dwie osoby, oprócz mnie, zaczęły pisać o duszy. Aktywny wówczas Leszek Żądło nie wchodził w dyskusje na temat duszy, dusz, wyższych gęstości, ponieważ uważał je za „idealne”. Jedna z osób, mało aktywna na samym forum, proponowała pracę opartą nie tylko na rozbieraniu z różnych energii – co okazało się dużo później osłabianiem– ale były również wykonywane np. prysznice energetyczne, które zawierały małe cząstki lucyferyczne, były używane formułki scalające z duszą, które przypominały bardziej mantry, zaklęcia, było dużo aktywnych technik – wydawało się – elektronicznych, jakieś siatki nad głowami i wyższymi ciałami, jakby ktoś tym dyrygował z jakiegoś statku ze sztuczną inteligencją. Miało się wrażenie – po pracy z tą kobietą – że ciała subtelne są odwracane, zmieniana jest ich wibracja, dosłownie jakby ciała subtelne były odkształcone w stronę minusową, ciemną. Była także mowa o kanale miłości, który łączy z duszą, co w gruncie rzeczy niczym nie różniło się od praktyk Leszka i jego antenek, na niby lepszy kontakt z Wyższym Ja. Był to rok 2007, więc świadomość rozróżniająca była prawie zerowa. Niestety im więcej pracy z tą kobietą, tym więcej cząstek lucyferycznych w ciałach.
Szybko zabrakło miejsca na dyskusje na forum Cudowny, dlatego założyliśmy własne forum poruszające temat dusz, wyższych jaźni, energii, manipulacji. Forum było aktywne od 2009 do 2013 roku. Pamiętam kiedy przyszedł do nas chłopak, który na dzień dobry channelingował słowa Lucyfera. Wyrzuciliśmy cząstki Lucyfera umieszczone w jego ciałach i czakrach, ale podczas tego procesu jedynie się śmiał. Był to iście diaboliczny, pusty, zimny śmiech. Niestety nikt z nas nie zbadał dlaczego ktoś taki przyszedł i dopiero teraz się ujawnił – zignorowaliśmy to, ponieważ Lucyfer nie był przez nas traktowany poważnie, bardziej jako istota niższa w hierarchii, podległa i uległa, a przede wszystkim – zależna od naszej woli i siły. Ta wypracowana fizyczno-psychologiczna postawa w nas samych – jeszcze raz powtórzę, pomijając domniemane podobne pochodzenie – dawała mu w całej rozciągłości niesamowitą przewagę. Niby się nie interesował badaniami, ale jak się okazało później – żywo w nich uczestniczył, przekręcał tam, gdzie mógł, aby w 2019 podczas Przebudów razem ze swoimi jaszczurami wszystkie wzorce, pamięć badań, naszej własnej pracy nad sobą – wykorzystać.
Pamiętam kiedy po Przebudowach w 2019 spotkałem profesora, który zajmuje się psychoterapią. Zleciłem mu i jego adiunktowi wykonanie profili psychologicznych tzw. 12 bogów, co udało nam się niestety nazwać – pierwszą falą. Na kilku spotkaniach opowiadałem historię różnych wcieleń, reakcji zachowania i decyzji podczas tzw. „przebudów”. Profile uzyskałem na temat połówek: Metatron – Sandalfon, Jan – Yavanna, Piotr – Maria, Lewiatan – Maria Magdalena, Szatan – Lucyfer, Biały – Belial. Dodatkowo został wykonany profil osobowości na podstawie książki, jaką wydała pod swoim prawdziwym imieniem Rozalia. Na bazie notatek tych ludzi, po każdym przeczytanym akapicie przypominały mi się przeszłe sytuacje, ale miały one inny wymiar, powiedziałbym oczyszczający, np. stosowania przeniesienia na moją osobę, oczerniania, mechanizmów obronnych w postaci intelektualizowania, tworzenia fałszywej i nietrwałej struktury Ja, powiązaniach współuzależnionego z naciskiem na aspekt symbiotyczny, skutki wpływu osoby i istot o rysie narcystycznym tzw. syndromie boga. To, co dostałem, było przerażające, ale jak bardzo oczyszczające i rozbierające całą strukturę tzw. 12 bogów, czyli istot, które podzieliły część przestrzeni i świata według swojej woli. Więcej o tym zapraszam do opracowania O narcyzmie, bogach z Olimpu i twojej mocy sprawczej.
Mamy w tej historii jeszcze powinowactwo buddyzmu z dwoma archaniołami: Janem i Lucyferem. Jan jako jeden z przedstawicieli białych odpowiadał za buddyzm, a wiele energii z czakramu podstawy i czakramu sakralnego buddystów (są tam techniki negowania fizyczności i seksualności) były przez niego zbierane (przypominało to zmieszany czerwono-złoty strumień). Widzimy jak zaradny był ten archanioł. Nie tylko strona zachodnia, jak chrześcijaństwo, ale i strona wschodnia, w postaci buddyzmu była od niego zależna. Z kolei techniki oświeceniowe w tych ścieżkach pochodziły typowo od Lucyfera. U Jerzego Prokopiuka czytamy jeszcze: Przytoczyłbym tu przykład Babadżiego (od autora: wcielenie Gabriela), który jest klasycznym przykładem inkarnowanej istoty lucyferycznej. Ma on po prostu swoje spore grono wyznawców, którzy łączą się z nim. I sami tego chcą, bo przecież on im proponuje połączenie się z nimi przez ekstazę, tak jak to jest w wersji orientalnej: kropla wraca do oceanu w ekstazie. Nie jest to bynajmniej śmierć mistyczna, to nie dokonuje się przecież w cierpieniu, człowiek sam tego chce. Jest to więc całkowity kontrast w stosunku do propozycji, jeśli można użyć tego słowa, Chrystusa, który powiada: śmierć – tak, i to w cierpieniu najczęściej, ale potem zmartwychwstanie. Natomiast Lucyfer ani Aryman nie proponują żadnego zmartwychwstania. Aryman, oczywiście, ex definitione, bo bydlę po prostu nie ma co zmartwychwstawać, nie ma co w ogóle pchać się do zmartwychwstania. W wariancie podsuwanym przez Lucyfera może być, owszem, właśnie tak, że człowiek jak gdyby się w nim roztapia – byłaby to więc poniekąd doprowadzona do końca sytuacja „kolacyjki”. Ale jest jeszcze pewna inna wersja, mianowicie taka, że człowiek pojawia się po śmierci, jakiejś tam śmierci, która nie jest, oczywiście, śmiercią zupełną, w świecie Lucyfera. I to jest właśnie ten świat, który budują i Lucyfer, i Aryman gdzie indziej, w pewnej innej sferze, a który Steiner nazywa ósmą sferą.
Kolektywy lucyferyczne
Wspomniałem o apostołach Lucyfera. Rudolf Steiner również był członkiem Towarzystwa Teozoficznego, ale po skierowaniu uwagi Towarzystwa na wychwalanie kolejnych mistrzów na nieboskłonie – takie jest moje przypuszczenie – założył własną naukę antropozoficzną. Dziś antropozofia ma wiele różnych gałęzi w wielu dziedzinach życia, m.in.: edukacji, architekturze, sztuce, medycynie i rolnictwie; jest i medycyna antropozoficzna, tj. naturalne produkty do pielęgnacji ciała oraz biodynamiczne uprawy roślin. Steiner był krynicą kreatywności, wypowiadał się z wielką wiedzą na prawie każdy temat. I nie można powiedzieć, że wszystko zawdzięcza Lucyferowi, bo byłoby to kłamstwo. Wspominam o Steinerze, dlatego że pod koniec życia widać w nim było niesamowitą przemianę, zejście ze ścieżki lucyferycznej. Pytanie brzmi tak: „Kiedy zaczyna się ścieżka lucyferyczna?”. Od wyrecytowania mantry, specjalnej modlitwy, przeczytania książki, przyjęcia inicjacji, zrezygnowania z wiary w inne bóstwo czy archanioła? A może od zwykłego zarejestrowania się na forum, pójścia na szkolenie, fascynacji daną ideą, filozofią, ścieżką? Wiele osób nie wie, że również Richard Bandler ma w swoich ciałach struny lucyferyczne. Nie są one tak mocne, jak u teozofów czy wielu mistrzów duchowych, ale gdzieś to „liźnięcie” również w nim wibruje.
Wspominam o kolektywach nie tylko ze względu na często używany przeze mnie przykład – lucyferyczne Borg z serialu Star Trek (szczególnie Voyager). U lucyferystów występuje pewne ujednolicenie energii, ale też korzystanie ze wszystkich dostępnych, bo wypracowanych wcześniej: pomysłów, idei, wglądów, wiedzy – tak, jakby członek miał dostęp do „większego umysłu”, „szybkiego komputera”. I teraz najciekawsze: cokolwiek dany członek – lepiej powiedzieć człon – wymyśli, napisze, podsumuje, a nie zostanie to zrealizowane, wykorzystane, powtórzy to kolejny, przyjmując te myśli, idee, powiedzielibyśmy nawet „tego ducha”, jako swojego. Pamiętam kiedy Rozalia Garlicka spotkała się z Jerzym Prokopiukiem i zapytała: „Czy nie jest wcieleniem Steinera, bo ma jego pamięć?”, na co Jerzy odpowiedział: „Raczej pod wpływem tego wielkiego ducha, ale na pewno nie wcieleniem”. Podobnie było ze słowami „wszystko jest energią”, które wypowiedziała Alice Bailey w swoich pozycjach ponad sto lat temu, co głośno jest propagowane przez ruch New Age, a co zostało potraktowane jako własny pomysł i zestaw słów przez Rozalię. Było to dziwne w obserwacji. Pytanie brzmi tak: „Po co Lucyfer się tak angażuje, daje, rozdaje, inicjuje? Po co Lucyfer się ukrywa: niby go nie ma, stoi niewidoczny z tyłu, a jednak w wielu rzeczach, osobach jest obecny? Czy walczy tylko o wyznawców? Czy może chce coś udowodnić swoim działaniem? A może chce wyznaczać ścieżkę innym istotom lub swoim braciom archanielskim czy komuś jeszcze?”.
Kiedy patrzymy na opętania istot demonicznych mamy odczucie smoły, węża, dlatego przychodzi nam na myśl Szatan. Opętania lucyferyczne działają zupełnie inaczej. Są one bardziej mentalne, filozoficzne, nawet powiedzielibyśmy dotyczące idei. Są tutaj techniki, metody, od których człowiek się uzależnia, nie potrafi bez nich żyć. Kiedy opętanie szatańskie jest nagłe, dynamiczne, tak opętanie lucyferyczne jest rozciągnięte w czasie. U Szatana jaźń człowieka traci kontakt z rzeczywistością, przemawia obcy byt, u Lucyfera jaźń istoty wydaje się wolna, niezależna, ale jest zamknięta w pewnym systemie myślowym, w bańce postrzegania lub sama – przez swoją wiarę – poddaje się różnym strumieniom. Widzimy to także u powołań Lucyfera tzw. jaszczurów (reptili), których wyższe ciała są zależne od struktur typu AI (sztucznej inteligencji). Czyli zamiast kontaktu z własną monadą (wyższą jaźnią), są kierowane przez elektronikę.
Zakończenie
Mocno do zastanowienia daje jeszcze działanie sił nieomówionych tutaj, cytuję: Średniowieczni katarzy rozróżniali trzy istoty demoniczne: Lucybela (wyraźnie chodzi tu o Lucyfera), Szatana (jako odpowiednika Arymana) i Nihil (tego, który jest nicością, i jest to, oczywiście, Sorat, czyli ściślej mówiąc, Assur). Istoty lucyferyczne gnieżdżą się w ciele astralnym, czy też atakują ciało astralne człowieka, co oznacza, że obierają sobie za przedmiot jego namiętności, popędy, uczucia; z kolei istoty arymaniczne atakują ciało eteryczne człowieka, w związku z czym są groźniejsze, bo atakują jak gdyby bios ludzki, czy podstawy ludzkiego biosu; natomiast istoty assuryczne atakują ludzkie „ja”, centrum samego człowieka. Jest to – chciałoby się tu nieomal użyć tego określenia Alfreda Jarry’ego – „wymóżdżanie”, ale nie chodzi o mózg, jest znacznie gorzej, jest to „wyjaźnianie” człowieka, jeśli można tak powiedzieć. I tu widać wyraźnie, że assury idą ręka w rękę z istotami arymanicznymi, to znaczy, z jednej strony, mamy arymaniczne materializowanie człowieka, a z drugiej strony – zabieranie mu przez assury „ja”. Po prostu. Steiner wyróżniał jedną z tych istot, nazywał ją Soratem i mówił o nim, że jest to Demon Słoneczny, tzw. ten, który w Apokalipsie występuje jako bestia 666. Istoty assuryczne wkroczyły w historię ludzką stosunkowo niedawno. Osobiście podejrzewam, że wiążą się z nim te wszystkie zjawiska w naszej cywilizacji, które wprost atakują ludzkie „ja”. I to nie tylko przez to, że czynią z człowieka coś w rodzaju maszyny, bo do tego wystarczy po prostu przecięcie owej więzi pomiędzy „ja” a resztą, czyli duszą i ciałem. W działalności assurów mamy bowiem do czynienia z atakowaniem samego „ja”. I czasami ma się po prostu wrażenie, przy bezpośrednim kontakcie z pewną kategorią ludzi – a mówi mi o tym nie tylko moje bezpośrednie doświadczenie, lecz także ukazuje to też w wyraźny sposób wiele opisów literackich – że mamy do czynienia z istotami, które mają ciało ludzkie, duszę jeszcze ludzką (w tym sensie, że występuje u nich jakieś tam działanie intelektu, uczuć, woli), ale brakuje „ja”. Czuje się, że jest to tylko jakiś taki rodzaj potiomkinowskiej fasady. Pozór jest ludzki, a w środku tego – „ja” ludzkiego już nie ma. Tak więc w wyniku działalności Assurów pozostaje pewnie tylko jakaś taka pragmatyczna resztka „ja”, która powoduje, że ta całość trzyma się jeszcze w ogóle kupy, jeśli można się tak brzydko wyrazić. Natomiast prawdziwego „ja”, w znaczeniu bezinteresownego zwrócenia się ku prawdzie, dobru i miłości, tego po prostu tam już nie ma.
Przypomina to działanie Beliala (ciężka energia fioletu), dzieci Beliala, sam Orion był podzielony na wpływy Lucyfera i Beliala. Dodałbym do myśli Steinera i Prokopiuka taką informację. Każda z tych istot potrafiła działać na wielu poziomach: ciała mentalnego (umysłu, ja, jaźni), ciała astralnego (emocji, serca, uczuć), ciała eterycznego (popędów, kreacji, biologii). Dodatkowo w tym krótkim opisie jest przedstawione coś, co do dzisiaj wibruje w ciałach wielu osób z którymi spotkałem się na początku swojej drogi duchowej – szczególnie w ich wyższych ciała subtelnych. Pewnie to dotyczy wszystkich istot, które wcielały się często na Orionie, a które walczyły z Plejadami. Najważniejsze jest fakt oddziaływania Lucyfera na poziomie eterycznym (biologii), pomijając już to, że wszyscy ci „Panowie” byli mistrzami iluzji, kłamstwa i fałszu.
Obecna sytuacja geopolityczna, wirus w dużej mierze pojawiły się po przetasowaniu sił duchowych, osłabieniu i odbudowaniu Lucyfera, widać też wyraźne działania sił asurycznych. Wierzę jednak, że już nie jedna lub kilka istot, a cała ludzkość przez świadomość, uświadomienie, wiedzę i miłość własną uwolni te siły i wpływy z siebie. Świadomość tego: kim jest Lucyfer i jak działa, kim był Aryman i jak działał oraz wszyscy, którzy im świadomie, nieświadomie służyli, bo są to niewątpliwie wszystkie istoty zainicjowane w tajnych stowarzyszeniach, strukturach masońskich, niektórzy mistrzowie duchowi, ale też wielu naukowców – obudzą się i przestaną się ich lękać, ale i od nich czerpać.
Wspomnę jeszcze o działaniu Jana, który umacniał zachowanie swojej połówki, Yavanny. Jan podtrzymywał długo zobowiązanie, że jeśli nikt ze starych archaniołów nie będzie oceniał i prowadził sądu ostatecznego, to on to zrobi, on uwolni bestię. A to my mamy wpływ, każdy człowiek, każda istota, w nas jest siła i moc sprawcza, nie w proroctwach, które ktoś chce zmaterializować za wszelką cenę. To schizoidalne zachowanie – jak powiedział psychoterapeuta, ale też całkowita zależność wszystkich dwunastu bogów od swojej domniemanej wyższości prowadziło do całkowitej symbiozy i zależności od swoich ról i wzajemnego postrzegania. O tym opowiadam w opracowaniu o narcyzmie.
Obecnie w narracji ezoterycznej widoczna jest tendencja do przedstawiania Lucyfera jako ziomka, kumpla, brata. Mówi się „Lucek to ten dobry”, „Lucyfer to brat Jezusa”, „Jego historia była przekłamana”. Dział PR działa pełną parą, jak w serialu Lucyfer. To jest również odwrócenie działania, ponieważ nam przedstawiał się jako ten młodszy, słabszy, służący, pomagający nawet współpracujący. Kumplem może być twoja własna dusza dla ciebie, ale nie istoty, które w historii swojej – nie ważne jak wybielanej – dalej mają tendencje do zniewalania, tworzenia zbiorów, które są uzależnione od władzy. Moja historia pokazuje, że siła nie jest rozwiązaniem, bo się człowiek tylko wplątuje. Współpraca także nie pomaga, a sama próba zbawiania tych istot tylko plącze w ich historie i zależności. Może być faktycznie tak, że Lucyfer jednym kojarzy się dobrze, pewnie będą i tacy, którzy to samo powiedzą o Białym, Szatanie czy Belialu. Dlaczego nie. Ale jaką historię ma twoja dusza, co od niego wzięła, dostała? To już jest temat do pracy nad sobą, do głębokiej pracy, która może nie być taka ciekawa, bo przedstawia historię ofiary, naiwniaka, idealisty, kogoś, kto nie za bardzo wierzył w siebie i szukał dróg na skróty. Proszę uważać na takie channelingi.
PS
Dziękuję sobie za tę przebytą drogę, bo nigdy bym nie przypuszczał, że zło może być ubrane w takie: osoby, istoty, rzeczy, tematy, metodę; być w białym, złotym czy kolorowym na niebie. Samo zrozumienie, że walcząc ze złem podtrzymujemy i generujemy mrok, jak pokazał to tytułowy bohater w serialu Luther, jest równie ważne. Również temat stawiania kogoś ponad siebie, idealizowania kogokolwiek czy bycia idealistą ma krótkie nogi i prawie zawsze prowadzi do destrukcji lub w nicość.
Nikodem Marszałek
2020-2021
Opracowania powiązane
O narcyzmie, bogach z Olimpu i twojej mocy sprawczej
Metody lucyferyczne i miłość czysta
Opracowanie Jerzego Prokopiuka w całości
https://www.gnosis.art.pl/numery/gn07_prokopiuk_steinrowska_dem.HTM